Idę ulicą, patrzę na zegarek
nagle czuję
jak czas przepływa mi między palcami,
grunt pod nogami się zapada,
ze skrzydeł wypadają pióra,
pękają szkiełka różowych okularów,
zemsta przestaje być słodka,
nie cieszy już ludzka krzywda,
kielich goryczy , posłodził ktoś jak herbatę,
odchodzą na spacer przydrożne krzyże,
wielcy tego świata pachną tanim winem,
na balkonach nie czerwienią się pelargonie
I zawalam się
kruszeją moje mury
sama dla siebie staję się mogiłą
i spocznę w nieludzkiej ziemi
A Ty ogrodniku, podlej mi chryzantemy na grobie.