Ostatnio dodane opowiadania
Najlepsze opowiadania

narkotyki twarde

Nigdy nie byłam niczego pewna. Nigdy. Tak po prostu jest bezpieczniej. Zakładasz, że zawsze może Cię coś zaskoczyć, więc gdy Cię zaskakuje łatwiej się z tym uporać.
Jego też nigdy nie byłam pewna. Tak było łatwiej. Patrzyłam na niego. Jak zbierał kasztany, jak pisał w swoim czarnym zeszycie, jak kupował jabłka na targu, jak bawił się włosami tuż nad uchem. Patrzyłam i myślałam sobie: jutro może go nie być. I to "jutro" sprawiało, że byłam przy nim jakoś bardziej. Jakby na zapas, gdyby jutro go zabrakło.
Nie wiem, od czego w nim jestem uzależniona. Może od niego całego.
Może od jego zapachu na ręczniku w łazience. Może od bukiecików lilii, które znajdowałam rano w kuchni, albo od ziewania na nudnych filmach.
Chyba najbardziej jestem uzależniona od jego milczenia. Tej ciszy przesyconej światłem latarni za oknem i zapachem kadzidełka. Od każdej tej jego bezsennej nocy. Każdego oddechu na mojej szyi i każdego milimetra jego skóry tuż przy mojej.

A on? On tak po prostu się pojawił. Z nikąd. Nagle stanął w drzwiach i zapytał czy mamy napięcie. I po tej awarii prądu już został. Bez żadnych podchodów, zabawy we flirt, opierania się. Najpierw na kawie, potem na spacerze, w kinie, przy wybieraniu farb i karniszy. Potem przy malowaniu tymi farbami, wieszaniu firanek, przestawianiu mebli, kupowaniu nowego ekspresu do kawy. Ten ekspres był już bardziej dla nas niż dla mnie.
Kupiliśmy też razem łóżko do jego mieszkania, zestaw filiżanek i całą masę filmów na dvd.
Uzupełnialiśmy tak powoli swoje „życia”. A to meblami, ramkami na zdjęcia, a to zakupami spożywczymi, czy szczoteczkami do zębów w naszych łazienkach.
Potem postanowiliśmy razem zamieszkać. Tak po prostu.

Opowiadał o uczuciach. O tym, że zawsze wierzył, że gdzieś na świecie jest osoba, która daję Ci wszystko, czego potrzebujesz do życia. O tym, że jak znajdujesz tę osobę wystarczy, że jest przy Tobie, gdy zasypiasz i gdy się budzisz. I ja chciałam żeby on zasypiał przy mnie i żebym ja przy nim mogła się budzić.

Noc jest dla nas rytuałem. Jego bezsenność jest bardzo męcząca. Mnie pozwala się nim opiekować. Gdy on bierze kąpiel, ja gotuję kakao. Gdy on kładzie się do łóżka, ja to kakao wlewam do kubków i przynoszę do sypialni. Siadamy na łóżku, włączamy cicho muzykę, patrzymy sobie w oczy i pijemy to kakao. Tak bez słowa. Gdy on kończy swoje kakao, zapala świeczkę, gasi światło i odstawia nasze kubki na stolik. Wtedy często się kochamy. Po wszystkim wtulamy się w siebie i, gdy gładzi delikatnie moją szyję zasypiam. Wiem, że on będzie tak jeszcze leżał, nie mogąc zasnąć do jakiejś trzeciej nad ranem.
Budzę się o szóstej i zwykle patrzę na niego, jak bezbronnie śpi. Jak po tej przeklętej trzeciej nad ranem udało mu się zasnąć.

Czasami budzę się też o drugiej w nocy. Nie wiem, dlaczego akurat o drugiej, ale zawsze właśnie wtedy. Budzę się, patrzę na niego i myślę, że nie umiem wyobrazić sobie żeby kochać kogoś bardziej. Wstaję wtedy, zapalam kolejną świeczkę i wracam do łóżka. I o tej drugiej w nocy znowu się kochamy.

Dostałam od niego coś więcej niż miłość. Dostałam spokój i niepewność, ciszę i krzyk, noc i dzień.
Każdy dzień niesie w sobie tą niepewność, za ile go zobaczę, czy będzie ze mną wieczorem, czy będę dziś miała okazję powiedzieć mu, jaki kolor mają jego oczy.

Mam 29 lat. Unikam pytań rodziny o to, kiedy się ustatkuję. Na razie nie chcę tego zmieniać. Od trzech lat jest tak jak chciałabym żeby było zawsze. Od trzech lat jest przy mnie osoba, która sprawia, ze zasypiam czując się bezpiecznie, wracam do domu by upiec maślane ciasteczka tylko, dlatego, że on je uwielbia, wykradam się z pracy na długą przerwę jedynie po to żeby przez pięć minut móc trzymać go za rękę. Od trzech lat kupuję niebieskie t-shirty i bokserki w paski. Od trzech lat dostaję w każdą sobotę rano bukiecik lilii lub stokrotek. Nawet w środku zimy. Nawet, gdy jesteśmy w górach, w sobotę rano, przy kubku kawy leżą te małe bukieciki.
Od trzech lat nie miałam też migreny. Lekarz twierdzi, że czasami po prostu nie uaktywnia się bardzo długo. Od trzech lat wiem, czego potrzebuję by się nie uaktywniała.
Gdy przyjaciele pytają czy nie myślimy o ślubie, odpowiadamy, że myślimy. O tym jak to zrobić żeby go nie wziąć. Potem na boku szepczą mi: masz 29 lat, jak tylko stuknie Ci 30-stka i instynkt macierzyński i marzenie o ślubie w białej sukni się nasili.
Tylko, że mnie się może nasilić jedynie instynkt macierzyński, choć i tak nie dużo, bo już jest bardzo silny. Chcemy mieć dziecko, ale wtedy, gdy samo postanowi się pojawić. My chyba już jesteśmy przygotowani. Mamy pokój, który przeznaczymy na dziecięcy, mamy odłożone pieniądze żeby nie musieć się tym martwić i mamy wybranych wspaniałych rodziców chrzestnych.
A marzenia o ślubie nie mam, ani w białej sukni, ani w żadnej innej. Czy to naprawdę takie dziwne? Nie chcemy mieć ślubu, nie chcemy zalegalizować swojego związku. W Polsce twarde narkotyki nadal są nielegalne.