Czerń i biel
Ona przyszła
I mnie dorwać chce,
Ta, co kradnie miłość
Z symboli
Widniejących
Na kartach kier.
Ile zabrała tych serc ?
Nie zliczę,
Lecz poszarzały twarze
Od pocałunku w policzek.
Pozostaję niewzruszony
Na jej szept, pisk i szmer,
Każdy wdech, krzyk i śmiech
Chociaż w głębi przerażony .
Rozbrzmiewa brzdęk
Pękających zębatek,
Zegar staje
Tuż pod księżycem
W wieczór zagadek,
Rusza
Gdy ten skuli się gdzieś za chmurami,
By po chwili zamrzeć
Gdy olbrzym znowu się pojawi.
Liście w kałużach
Jak statki na otwartym morzu,
Podczas sztormu
Jakby podpadły
Mitycznemu bogu.
Niczym Odyseusz
Lecz nigdy już nie dotkną lądu,
Ich przeznaczeniem jest zatonąć
W dnie odbijając swój kontur.
Ja obserwuje wszystko
Z huśtawki
Na placu zabaw,
Wciąż starając się nie ulec
Tej, co pragnie zatrważać.
Chciała mego serca
Stała się smutna, zimna,
Na wieść
Że moje serce
Posiada już inna.