Jak złodziej nocą po cichu i skrycie,
na mojej szybie tchnieniem zroszonej,
serdecznym palcem razem z księżycem
namalowałem Ciebie - ikonę.
Nocą tą księżyc poszedł na przełaj,
odbił się jeszcze w szyby zwierciadle.
W ciszy, bo cicho się na mnie pogniewał,
za to, że znów mu Ciebie ukradłem.
I doniósł niebu, i gwiazdy spadły.
I zaklął zastęp aniołów podle.
Bo stało się, stało. A niech to diabły.
Do Twojego odbicia się modlę.
Mojej Kasi - za to, że jest!