Ostatnio dodane felietony
Najlepsze felietony

Zupełnie swobodnie, o dniu pracy, samotności, ciszy...i miłości.

Miałem wczoraj okazję spędzić cały dzień w niewielkiej miejscowości niedaleko Londynu.
Razem ze szwagrem dostaliśmy zlecenie pomalowania bardzo dużego domu.
Można stwierdzić spokojnie, że jest to swego rodzaju willa, z drugim drewianym domkiem dobudowanym 
z boku, okalającym piękny ogród.
Piszę o tym ponieważ po pracy mogłem zostać na noc w owej miejscowości, kontynuować pracę
następnego dnia i wrócić dzisiaj wieczorem do domu.
Dom znajduje się przy głownej drodze przechodzącej przez tą miejscowość.
Wokół drogi jak i poszczególnych domów bujność wszelakiej zieleni uspokaja i koi oczy.
Wszystko to sprawia wrażenie dbałości lokalnej społeczności o otaczającą przyrodę, która odwzajemnia się
oddając każdemu w darze poczucie poszanowania ludzkiej prywatności.
Codzienne spacery w takim miejscu muszą być zaiste bardzo przyjemnym doznaniem.

Wracając do naszej willi...

Pracując w takim miejscu można przez moment poczuć swoją małość, różnicę klas, 
a najciekawszym faktem jest bardzo duża ilość takich posiadłość i ilość ludzi którzy tak mieszkają.
Dość powiedzieć, że nie jest to wszak jakaś bogata dzielnica, widziałem bogatsze
i również w takich bardzo często mamy okazję świadczyć swoje usługi.
Pracę w takich miejscach trzeba bardzo dobrze zaplanować, 
ponieważ chodzenie z jednego końca domu na drugi, zajmuje sporo czasu i jest kompletnie bez sensu.
Sprawdzanie co chwilę gdzie i co można a gdzie trzeba jeszcze poczekać, bo coś nie jest gotowe,
lub nie zdążyło wyschnąć potrafi nadwyrężyć spokój nawet najbardziej cierpliwego człowieka.
Trzeba uważać co i gdzie się odkłada, bo można później spędzić dużo czasu na szukaniu pędzla, wałka 
czy innego narzędzia pracy.
Pomimo nadania posiadłości typowo angielskiego charakteru, całość robi niesamowite wrażenie tak z zewnątrz,
jak i wewnątrz.
Mogłoby się wydawać, że skoro właściciela stać na taki dom, w takim miejscu, z takim wyposażeniem,
to nie będzie się on się specjalnie targował przy wycenie prac, które trzeba wykonać,
ani nie będzie skąpił na jakości wykorzystywanych materiałów.
Tu co prawda nie ma reguły ale w większości przypadków liczony jest każdy grosz, każda puszka farby,
każdy metr pomalowanej ściany.
Trzeba składać raport z każdej czynności ''przed i po''.
Rozumiem to najzupełniej, jednak poziom zaufania powinien być nieco wyższy...
(tutaj odzywa się mój wrodzony niepoprawny optymizm, romantyzm i idealizm społeczny)
Cóż, jestem w swoich poglądach nieco archaiczny.
Chciałbym w tym miejscu przejść do wrażenia jakie wywołała u mnie aura tego miejsca.
Kompletna cisza.
Od czasu do czasu mogłem w tle usłyszeć odgłos kosiarki czy pojedyńczo przejeżdzającego samochodu.
Wraz z nadciągającym szybko wieczorem wrażenie to potęgowało się we mnie.
Nie przywykłem do przebywania w domu o takich gabarytach i zapewne miało to wpływ na moje odczucia.
Niesamowite jak nasze przyzwyczajenia, nawyki, rzeczy które wynosimy z naszych domów,
potrafią wyznaczać nam kryteria oceny świata, ludzi i rzeczywistości w jakiej przyjdzie nam się znaleźć.
Bez względu na to jak bardzo chcielibyśmy się takich ram wystrzec, dosięgną nas one w ten czy w inny sposób.
Wiem to po sobie.
Zawsze staram się mieć otwarty umysł, nie szufladkuję. 
Do każdego człowieka, do każdej sytuacji zawsze staram się podchodzić indywidualnie...
Jednak właśnie w tamtej chwili poczułem, że chciałbym znaleźć się na ulicy
305 Millbrook Road West w Southampton.
Dopiero po chwili dłuższego zastanowienia, oswojenia się z wszechogarniającą ciszą,
i jakimś dziwnym uczuciem samotności...
Mogłem zacząć dostrzegać uroki tego miejsca.
Wyszedłem na pięknie przystrzyżony trawnik za domem.
Położyłem się na nim na chwilę i przypomniało mi się jak bardzo brakowało mi takiej chwili ciszy, pośród
zieleni, z dala od tłumu ludzi, miejkiego gwaru, przytłaczającego ścisku współczesnej zabudowy miast.

W moim profilu mam napisane:

Ścierają się we mnie dwie skrajne potrzeby.
Logicznego układania klocków...
I nieustannego zrywania się ze smyczy logiki.
Porządku i szaleństwa.

Tak to prawda.
Będąc w mieście często mam potrzebę wyjechania gdzieś daleko. 
Las, łąka, polana, cisza, spokój, chwila samotności.
Jednak kiedy to wszystko otrzymałem tam na tym trawniku...
Czułem się co najmniej dziwnie.
Lubię przestrzeń wokół siebie, jednak z pełną świadomością stwierdzam, że nie jestem stworzony do samotności.
Potrafię żyć w cieniu, nie szukam poklasku ale gdzieś głęboko we mnie jest potrzeba obcowania z ludźmi.
Niepodważalnym we mnie uczuciem jest miłość do tej jednej jedynej osoby,
z którą już niedługo zbudujemy wspólnie nasz mały zwariowany, pozytywnie zakręcony świat.

Trwało to bardzo dlugo.
Cierpliwość popłaca i sekundy cofa na zegarze.
Czasami godziłem się z myślami, że zwyczajnie przyjdzie mi żyć już do końca samemu.
Nie byłem człowiekiem zdesperowanym.
Jednak Ty mnie odmieniłaś.
Pojawiłaś się.
Jesteś.
Jesteśmy.
Odmieniłaś wszystko wokół.
Pokochałem te zmiany, tak samo jak i Ciebie.
To jest tak niesamowite.

Podniosłem się z trawnika za domem i wszedłem do środka by położyć się spać.
Spałem w domu który swoją wielkością i dostojeństwem...
Przyprawiał mnie o dreszcze.
Przynajmniej tak mi się wydawało.

A może to ta cisza?
I brak Ciebie obok?