Ostatnio dodane opowiadania
Najlepsze opowiadania

Adalon (cz1,2)

I

Płomienie ogniska powoli dogorywały. Nie rzucały już żadnego światła wokół siebie, tak więc przypadkowy obserwator dostrzegłby tylko małe, bladożółte ogniki i pomarańczowawy żar. W pobliżu odezwała się sowa, jej głos przyprawiał o dreszcze.
Młoda kobieta siedząca w pobliżu ogniska drgnęła i rozejrzała się niespokojnie. Zirytowana stwierdziła, że pozwoliła by ogień zgasł, ale... może to i lepiej. Nie wiadomo, czy to była prawdziwa sowa czy sygnał przeznaczony dla tych, którzy za nią podążali. O ile oczywiście miała ogon. Okryła się szczelniej ciepłym kocem.
- Lokhav- szepnęła cicho. Zapadła ciemność absolutna. Wzdrygnęła się na myśl, że przez jej nieostrożność mogło dojść do zaprószenia ognia. A wtedy... Lepiej się nad tym nie zastanawiać. Zniszczenia byłyby ogromne. Wstała i na oślep rozrzuciła kopniakami palenisko. Zmrużyła oczy, próbując wzrokiem przeniknąć wszechobecny mrok. Niestety, gęste listowie drzew nie przepuszczało księżycowych promieni.
Westchnęła cicho. Pomimo swoich elfich oczu musiała tym razem polegać na innych zmysłach- bez odrobiny światła nie mogła nic zobaczyć. Wróciła na swoje miejsce, schowała koc do niewielkiej torby i zarzuciła ją sobie na ramię. Na koniec wsunęła dłon do kieszeni płaszcza, upewniając się, że listy schowane pod jego poszewką dalej tam są. Uśmiechnęła się blado i zagłębiła się w otaczający ją las.
***
Droga do celu nie była łatwa. Od zamku Adalon dzieliło ją jeszcze wiele staj. Tak więc wędrowała bez wytchnienia, nie bacząc na deszcz ani słońce. Musiała po prostu dotrzeć na miejsce przed zjednoczonymi armiami ludzkich wielmoży. Och, gdyby tylko zdawała sobie sprawę z tego, że nieprzyjacielskie siły idą w jej stronę, a nie za nią, jak jej powiedziano... Lecz niestety, nic o tym nie wiedziała, bowiem nie zatrzymywała się w wioskach, by zasięgnąć języka.
***
Podróż ta trwała kilka dni, a może i tygodni. Valen, bo tak miała na imię ta elfka, straciła całkiem rachubę czasu. Była już zmęczona i wyczerpana, toteż nie zwracała uwagi na otoczenie. Był to błąd i to poważny.
Gdy tylko na północy zamajaczyły dobrze jej znane kształty zamku, przyspieszyła kroku chcąc mieć już wszystko za sobą. Zignorowała szelest krzaków za plecami. A nie powinna była. Nagle, w pół kroku cały świat pogrążył się w nieprzeniknionych ciemnościach. Osunęła się na ziemię, nie zdążywszy wydać z siebie najmniejszego jęku.

 

 

 

 II

Zachodzące słonce zalało zamek i okolice krwawymi promieniami, które odbijały się w szybach komnat. Była to typowa budowla obronna o grubych murach, czterech basztach i szerokiej fosie. Woda w niej, zazwyczaj lazurowa, złowróżbnie przejęła kolor słonecznych promieni, przywodząc na myśl krew. Po czerwonoróżowym niebie przemykały nieśmiało pojedyncze chmury. Od czasu do czasu odzywał się ptak, lecz jego krzyk natychmiast milkł, jakby został przez kogoś(lub coś) zdławiony.
Zamek zbudowany był z kamienia, najpewniej z pomocą magii, bowiem mimo swej szorstkiej, kamiennej surowości posiadał swoisty wdzięk i ledwo uchwytną lekkość, dostrzegalną praktycznie tylko dla oczu elfa. Pomiędzy kręgami murów znajdowały się warsztaty mistrzów kowalskich, alchemicznych, jubilerskich i wielu innych.
Adalon był jedyną tego typu budowlą, którą nie tylko wzniosły elfy pracą swoich rak, ale i w nim zamieszkiwały. Wzniesiony został w malowniczej okolicy. Na zachodzie majaczył potężny masyw Gór Quernstein, na wschodzie rozlewało się wiecznie lazurowe i krystaliczne jezioro Raekhiv, dostarczające wody do fosy oraz picia. Na południu rósł gęsty las Shaerquel, niemożliwy do przebycia dla zwykłego śmiertelnika- czaiło się w nim zbyt wiele niebezpieczeństw, od zwierząt zaczynając a na tajemniczych zjawach kończąc. Północ była jedynym słabym punktem w obronności, jeśli mowa o ukształtowaniu terenu- rozciągała się tam równina Maescar, obecnie zajęta przez wojska Triumwiratu. Dookoła zamku rozciągały się pola, na których rosły mniejsze lub większe zagajniki- domostwa elfów, które nie chciały zamieszkać w kamiennych murach ani też ich całkiem porzucić.
Książę Adalon stanął w oknie swej komnaty. Był młodym (jak na miarę swej rasy) mężczyzną, ale troski spoczywające na jego barkach odcisnęły na pięknej elfiej twarzy swe piętno. Zmarszczka na jego czole pogłębiła się, gdy błądzący po okolicy wzrok zatrzymał się na obozie Triumwiratu.
- Dlaczego?- rzucił pytanie w powietrze, choć dobrze znał odpowiedź.
- Dlaczego elfy i ludzie nie mogą żyć w pokoju obok siebie?- niemalże krzyknął. Odpowiedziało mu jedynie echo gładkich ścian komnaty. Z furią uderzył pięścią w parapet, wkładając w ten cios całą swoją frustrację, żal oraz nienawiść. Czy po dwudziestu latach jego rządów wszystkie wysiłki utrzymania kruchego rozejmu pomiędzy zwalczającymi się rasami mają spełznąć na niczym? Nie, to nie może się tak skończyć!
Czułe ucho wyłowiło ciche skrzypnięcie, lecz mężczyzna nie zareagował.
-Książę?- dobiegł go niepewny głos przyjaciela. Westchnął ciężko. Nie miał ochoty na jakiekolwiek rozmowy, lecz jeśli to coś ważnego...
-Tak, Erwinie?- spytał zrezygnowanym tonem. Pewnie znowu otrzyma niepokojące wieści. Nie mylił się.
-Niedawno zaobserwowano kilku nieprzyjaciół w pobliżu sekretnego przejścia.
-Co? Co powiedziałeś?- książę gwałtownie się odwrócił. Fałdy ciemnopurpurowej szaty zafalowały.- To nie wszystko, prawda?- spytał widząc twarz przyjaciela.
-Wyczuliśmy niewielki impuls magiczny, tak jakby ktoś chciał otworzyć wejście do podziemi, ale nic się nie stało- zawiesił głos.
-To na co czekasz? Zbierz zwiadowców i ruszaj zbadać sprawę!
-Już to zrobiłem- odparł Erwin krzyżując ręce na piersi.
-Więc?
-Gdy dotarliśmy na miejsce, nikogo nie było. Ale... znaleźliśmy ślady trzech osób. Najprawdopodobniej kobiety i mężczyzn, sądząc po ich rozmiarach. A dokładniej rzecz biorąc, drobnej elfki i ludzkich mężczyzn.
-Czy oni...- książę urwał na chwilę, rozważając możliwości- razem podróżowali?
-Z tego, co widziałem-nie. Kobieta została zaatakowana od tyłu i od razu obezwładniona. Najwyraźniej została zaskoczona, bowiem nie znaleźliśmy śladów walki. Później ślady skręciły gdzieś na zachód, tak więc wróciliśmy, żeby zanadto się nie oddalać od zamku. Jak widać, nawet w najbliższej okolicy nie jest bezpiecznie- skrzywił się z niesmakiem.
W pomieszczeniu zapadła cisza, nie przerywana nawet brzęczeniem upierdliwej muchy. Raloth- bo tak brzmiało właściwe imię księcia- z namysłem się odwrócił, wbijając wzrok w daleką przestrzeń. Przez jego umysł przewijała się setka myśli- musiał dokładnie rozważyć swój następny ruch.
-Z tego, co wiem, poseł nie wrócił...-wymamrotał do siebie- tak więc głupotą by było wysłać kolejnego- westchnął ciężko i potrząsnął głową- obawiam się, że nie pozostaje nam nic innego, jak przygotować się do nieuchronnej bitwy.