Ǻnezaŧhael

Keriel
20.29.2010 21:29·~ 2 min. czytania

Z oczu Ǻnezaŧhaela spłynęła łza.
Czarna z rozpaczy. Samotna. Niczym on.
- Bleatħen, shavaala ou liëth. Kỗl˚ - szepnął. Zacisnął bezradnie pięści i uciekł za Siódmą Bramę.
Kłębiaste chmury różową poświatą słońc oświetlone; stada ptaków szybujące; las szeptami aniołów poruszany, gdzie każdy liść dziełem sztuki. Źródła wód w rzekę wpływają, ku rybom; a ziemia w pszenicy i życie; jęczmieniu i prosie; by chleba nie brakło nikomu. A i kontrast: noc dla spoczynku i dzień dla zachwytu.
Kamień - jest idealny. Wiele czasu spędził nad kamieniem: jego niewzruszoną siłą kamienności. Bezruch, stanowczość, spokój, szlachetność - miał być wzorem.
I po cóż jest wolna wola, jeśli nie dla większej fascynacji właściwą drogą?
- Pǽlthua, ƒǻvelļo mirˆa sīnxe! - szepczą między sobą daimoni. Pochylają się za jego plecami. Wymieniają półsłówka.
W oczachǺ nezaŧhaela odbija się ogień. Ognisko ku czci Divry.
- Jorka, módl się! Chcesz by cie Aneżatel porwał? Czort nie śpi!
Aesh ƒǻvelisşi dish maerua΅...
I niebo zakryły chmary kruków, i ciemność zapadła o godzinie rannej. Kolejna łza na śniegu smutku. Czerwona z bólu.
Divra nie istnieje.
- Racz nas, Stwórco, ode złych duchów wybawić... - modli się dziecko.
- Ҝetta мiel sħa - odpowiada Ǻnezaŧhael.
Na zawsze; by spełnić prośbę.
I zniknęło wszystko, co stworzył; chmury, ryby, liście, idee, czas. Zniknęły przecudne kamienie, zniknęły i dusze synów.
I po łzach również nie zostało ni śladu.
▪▪▪
- Thonÿa, fǖlla° ǻi vanþetye - Stwierdzą daimoni