Długimi nocami płacze wciąż Wołyń …
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
Łzami podobnymi gwiazdom spadającym…
.
Za tamtymi pięknolicymi pannami,
Z sięgającymi bioder długimi włosami,
Z jasnymi rumianymi twarzami
Opromienianymi przez radosne uśmiechy…
Którym wieńczącego panieństwo zamążpójścia,
Nigdy nie danym było doczekać,
Śmierć wielką niewysłowioną nienawiścią zwabiona,
Na wszystkie w milczeniu czyhała…
.
Pod przyłożonych do szyi noży ostrzem,
Przerażone nie ośmielając się krzyczeć,
Ofiarowywały Bogu swe ostatnie westchnienie,
Błagając trwożnie o lekką śmierć…
I spod banderowskich noży tępych ostrzy,
Niewinnej krwi popłynęły cieniutkie stróżki,
By wsiąknąć między zielonych traw kępy,
Zroszone tragicznych nocy blaskiem księżycowym…
.
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
Blaskiem przeszywających niebo błyskawic…
.
Za tamtymi chmurnookimi młodzieńcami,
Pełnymi zawsze zapału i energii,
Marzącymi niegdyś o założeniu swych rodzin,
By wybrankom serca nieba przychylić…
Gdy na drodze do obrzędu zrękowin,
Przeszkodą stanęła sąsiedzka nienawiść,
W cieniu antypolskich oszczerstw kłamliwych,
Parszywą propagandą karmiona latami…
.
Marzenia o zaręczynowym pierścionku,
Skrzącym w słońcu na wybranki serca palcu,
Udaremnił zarzucony na szyję powróz,
Zaciśnięty przez przepełnionych nienawiścią sąsiadów…
Gdy napadani po zmroku bez krztyny litości,
Przez sąsiadów nocami mordowani,
Odchodząc ku wieczności zachowali pod powiekami,
Obraz swych jasnowłosych ukochanych…
.
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
Blaskiem księżyca w Świtaziu odbitym…
.
Za tamtymi młodymi matkami,
Kochającymi nad życie maleńkie swe dzieci,
Którym w tamtych momentach strasznych,
Najmniejszej nie mogły nieść pomocy…
Gdy w tamte straszliwe noce wołyńskie,
Same bestialsko mordowane,
Nie mogły dobyć nikłych sił resztek,
By dzieciom swym rzucić się na ratunek…
.
Gdy głośny krzyk przerażonych matek,
Tłumił słowa więznące w gardle,
A ciosy nożem zadawane na oślep,
Przeszywały nocą ich piersi młode…
Jedynie widząc z oddali,
Bezbronnych swych dzieci roztrzaskiwane główki,
Same do szczętu opadłe z sił,
Nie mogły zapleść w myślach słów modlitw…
.
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
Nocnej rosy niezliczonymi kroplami…
.
Za tamtymi czułymi ojcami,
Głowami szczęśliwych, wielodzietnych rodzin,
Dnia każdego ofiarnie mnożących wysiłki,
By swych najbliższych poprawić byt…
Gdy całymi dniami pracując na roli,
Swej umiłowanej ziemi oddani,
Choć znużeni nigdy się nie skarżyli,
Ocierając czoło z gęstych potu kropli…
.
Lecz karmiona latami sąsiedzka zawiść,
Okazała się dla nich wyrokiem śmierci,
Wobec nienawiści czerni bezbronni,
Nijak swych rodzin uchronić nie mogli…
Często mając przeciwko sobie,
Całe przepełnione nienawiścią wsie,
Przez sąsiadów nocami mordowani skrycie,
Pośród mąk niewysłowionych żegnali się z życiem…
.
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
W żalu swym nadal nieutulony…
.
Za tamtymi pełnymi radości dziećmi,
Które pośród dzieciństwa chwil beztroskich,
Padły ofiarami zbrodni okrutnych,
Cierpień doznały niewysłowionych…
Pośród potoków łez pochwycone,
By tortur nieludzkich stać się celem,
Brutalnie bite i katowane,
Cierpień doznały nieznanych w świecie…
.
Niekiedy żywcem ze skóry odarte,
Pośród płaczu hańbionych matek,
Na sztachety płotów bez litości nabijane,
Gdy ojców ich w ziemię wsiąkła już krew…
Niekiedy z rączkami skrępowanymi drutem,
Bez litości rzucone na podłogę,
W buchającym ogniu żywcem spalone,
Wraz z całym rodzinnym domostwem…
.
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
Łzami cięższymi od polnych kamieni…
.
Za tamtymi siwowłosymi starcami,
Pełnymi szczególnej życiowej mądrości,
Zawsze z swymi ukochanymi wnukami,
Gotowymi życiowym doświadczeniem się dzielić…
U schyłku życia boleśnie wzgardzonymi,
Pośród odczłowieczających szyderstw i drwin,
Przez tych, których za sąsiadów mieli,
Którym nigdy nijak nie wadzili…
.
Niekiedy z dłoni wyrywając im laskę,
Bezlitosny, okrutny banderowiec,
Jednym jej uderzeniem wyłamywał szczękę,
A z pomarszczonej twarzy obficie tryskała krew…
A niekiedy pośród podłego urągania,
Z małego pistoletu głośny padał strzał
I bezładne padało ciało starca,
Uderzając głową o przydomowego progu kant…
.
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
Blaskiem wieczornych zorzy rumianych…
.
Za tamtymi oddanymi Bogu księżmi,
Mocą kazań, nabożeństw i modlitw,
Służącymi wiernie zbawieniu dusz ludzkich,
Znającymi kapłańskiej służby cienie i blaski…
W wnętrzach stareńkich kościołów drewnianych,
W których całe życie Bogu służyli,
W tamte noce żywcem spalonymi,
Bez cienia najmniejszej litości…
.
Gdy z dłońmi skrępowanymi szorstkimi sznurami,
Do starych ołtarzy przywiązani,
Przez okrutnych banderowców dotkliwie pobici,
Zakrwawieni nie mogli się poruszyć…
I tylko w milczeniu czekali,
Aż ogień banderowskich pochodni,
Spopielając wszystko żarem gorącym,
Okrutne ich męki zakończy…
.
Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…
Snującymi się przy pełniach księżyca cieniami…
.
Za niezliczonymi polskimi nagrobkami
Zniszczonymi przez banderowców mściwych,
Uderzeniami wielkich młotów żelaznych,
W blasku księżyca z trzaskiem rozbitymi…
By istnieniem swym nie upamiętniały
Polaków na Wołyniu żyjących,
Straszny los musiały podzielić,
Zburzonych kościołów, dworków i zagród chłopskich…
.
By najmniejszy polskości ślad,
Na Wołyniu już nie pozostał,
By czysta jak wody szklanka,
Była z chorych marzeń banderowska Ukraina…
Lecz pamięci o ziem tych polskości,
Zatrzeć nie zdoła na świecie nikt,
Wspominając dumnych Polaków strapiony Wołyń,
Nocami gorące roni łzy…
.
- Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej drugiej rocznicy krwawej niedzieli na Wołyniu…
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -