Drewniane piekiełko

Maksim Wolff
09.58.2015 07:58·~ 26 min. czytania

      Uciekam do sauny. Nie, żebym miał ku temu poważny powód, czy był do tego zmuszony. Uciekam z przyczyn, nazwałbym to: osobistych. Nie przepadam za gorącem panującym w drewnianym domku, ale mam nadzieje, że tu, nie przytrafi mi się nic szczególnego. Co mam na myśli mówiąc: nic szczególnego? Już wyjaśniam.

Prawie rok temu w naszym mieście powstał park wodny. Szklana kopuła, pod którą mieści się kilka basenów z różną głębokością, kilka sadzawek zwanych jakuzzi i atrakcja numer jeden: dzika rzeka. Są oczywiście zjeżdżalnie wodne i dwie rury do szybkiego zjazdu z różnym układem zakrętów. We wszystkich tych atrakcjach, prędzej czy później, dochodzi do starcia ciał. To zwyczajne w takich miejscach jak przepełniony w weekendy basen, a tym bardziej dzika rzeka, gdzie ludzie bezładnie spływają z prądem między kilkoma sadzawkami. To nadal nic nadzwyczajnego; zgadzam się. Lecz od czasu jak postanowiłem w ten sposób relaksować się po tygodniu pracy, zauważyłem, że moje kolejne wizyty w tym miejscu są nietypowe. To złe określenie i powinienem powiedzieć: niezwykłe. Aby to wytłumaczyć, opowiem wam jedną z takich wizyt.

Czas i pora nie jest tutaj istotna; aquapark ma swój stały klimat i stałą temperaturę powietrza i wody.

Za to powinniście wiedzieć coś o mnie. Mam dwadzieścia siedem lat i desperacko poszukuję dziewczyny mojego życia. No może nie od razu tej jedynej, ale choć by się znalazła jedna, która spędzałaby ze mną popołudnia i wolne dni. Aby cieszyła się, trzymając mnie za rękę, idąc do sklepu, kina, parku. By rozmawiała ze mną, z zapałem dyskutując, na temat ostatnio oglądanego filmu. Była ze mną wieczorem i została do niedzielnego poranka ze śniadaniem i uśmiechem po spędzonej nocy.

Prawiczkiem nie jestem, ale moje doświadczenia w kontaktach z kobietami, rzadko wykraczają poza, „miło cię poznać”, a nigdy nie docierają do wypowiedzi, „może pójdziemy razem do kina?”. Jako solidny pracownik biurowy, bez trudu obliczyłem średnią moich zaliczeń u kobiet. Dziewięć. Tyle miesięcy żyje w celibacie, zanim nieuważna, zdesperowana lub częściej upojona alkoholem dziewczyna, odda mi swój skarb. Ze swoją bojaźnią do kobiet i tak mam szczęście, że nie mam w domu gumowej lalki, a cierpliwie mogę liczyć miesiące do następnej szansy. Los jest dla mnie łaskawy i prawie w równych odstępach czasu obdarowuje mnie okazją, którą potem pielęgnuję w pamięci przez samotne miesiące.

Spytacie może: czemu, żadna z tych dziewczyn nie dostrzegła we mnie swojego chłopaka, skoro i tak już się stało, to co powinno stać się gdzieś tam, po drodze? Nie wiem. To też zagadka i dla mnie.

Powracając do miejsca, jakim jest miejski park wodny i moich przygód w nim. Proszę tylko, nie nastawiajcie się na jakiś romantyczny obraz i moją przemianę w super podrywacza. Moja opowieść może was prędzej rozbawić lub co gorsza, wzbudzić w was litość do mnie.

Dzika rzeka, jaka jest, myślę, że każdy wie. Kilka naczyń połączonych zakrętami rwącej wody zakończony szerokim zjazdem do głębokiego na ponad dwa metry basenu. Ten basen jest miejscem, o którym chcę wam teraz opowiedzieć. Jak każdy bawiący tutaj dzieciak, tu nie ma dorosłych i każdy degraduje się zachowaniem do wieku poniżej nastolatka, wyczyniam różnorakie akrobacje; a to na brzuchu, plecach, czy zwyczajnie na siedząco, lub głową do przodu. Wszystko to aby wpaść w kolejną nieckę wodną bez kontroli i w jak najdziwniejszy sposób. Tym razem wymyślam, aby spłynąć na plecach, głową w dół. Wpadam z wysokiego progu i zanurzam się prawie do dna. Przez sekundę opadam swobodnie, ciesząc się nowym doświadczeniem, po czym ramionami wiosłuję ku górze. Nie zamykam oczu, więc wszystko widzę przez spienioną wodę; kolejne osoby wpadające za mną, innych płynących ku brzegowi. Nie zauważam jednak kobiety spadającej na mnie. Musiała spłynąć na siedząco z lekko rozsuniętymi udami. Jedną piętą uderza mnie w obojczyk, a kolano trąca moje ucho po przeciwnej stronie. Instynktownie zamykam oczy przed ciosem i tylko czuję jak twarzą ląduje prosto w jej kroczu. Ciężar spadającego ciała wpycha mnie na powrót w głębinę, a ja już wykorzystałem zapas powietrza w płucach. Próbuję odepchnąć ją do góry i mocno pcham jej pośladki. Kobieta nie pozostaje bierna i dłońmi napiera na moje czoło wystające między nogami. Wiosłuję rękami, odpycham uda i szamoczę głową, by wyzwolić się z pułapki. Płuca już domagają się oddechu, a ja ciągle jestem zanurzony. Udaje mi się tylko ustawić głowę tak, abym mógł otworzyć oczy. Widzę nad sobą zamazany obraz przerażonej kobiety i jej ramiona spychające mnie w dół. Widzę, że robi wszystko, aby uwolnić mnie, lecz nadal opadamy w dół. Zaczynam się naprawdę bać i powoli wpadam w panikę. Przekręcając się w jej udach, szoruję ustami gładką skórę ud i miękką wypukłość skrytą pod materiałem. Gdy teraz o tym mówię, brzmi to całkiem dobrze, ale ja wtedy naprawdę widziałem, jak wyciągają mnie z basenu i patrzą bezczynnie na mokre, nieruchome ciało. Gdy uświadomiłem sobie, że mogę nie przetrwać tej błahej z pozoru przygody, przestałem być delikatny. Nie widząc spod wody wyraźnie, trafiłem ją dłonią w twarz. Szybko poprawiłem się i moja dłoń ląduje na jednej z piersi; nie myślę w tym momencie, że to pierś. Lewą ręką pcham jej pośladek, prawą dłonią naciskam z całej siły miękką pierś, a głową szamoczę się między udach. Powoli kobiece ciało przechyla się do tyłu i w prawo, by na końcu zsunąć się udem z mojego policzka. Jestem wolny. Uratowany. Wypływam na powierzchnie i łapczywie chwytam powietrze. Na razie nie myślę o niczym innym, tylko o oddychaniu. Spod wody wypływa nieszczęsna kobieta i od razu spogląda mi w twarz. Jej jasna karnacja mocno kontrastuje z purpurą twarzy, a oczy... Jest w nich coś, co wcale nie wyraża lęku, złości. Wydaje mi się, że widziałem w nich wstyd. Ona pierwsza przeprasza. Ja nie wiem co powiedzieć, więc też przepraszam i już mam uciec, gdy jej wzrok zwraca moją uwagę na osoby stojące przy krawędzi basenu. Dwoje kilkuletnich maluchów wiwatuje kobiecie, wykrzykując „MAMO. MAMO”, a z tyłu nich stoi mężczyzna z mocno zatroskaną twarzą i podejrzliwym wzrokiem spoglądającym, to na mnie, to na matkę swoich dzieci. Uciekam do jakuzzi. I tu małe wyjaśnienie; dlaczego uciekam. Nie ze wstydu po zaistniałej incydencie. Choć wstyd będzie, gdy nie zdążę schować się, zanim moja wyobraźnia odtworzy wszystko od początku. Uciekam do sadzawki z wirująca, spienioną wodą i tam dopiero moja myśl oddziela lęk, panikę, ból spragnionych powietrza płuc, od dotyku, smaku i wzroku. Tam moja fantazja rozwija skrzydła i rozpala moją męskość. W bezpiecznym schronieniu przed ludzkim wzrokiem, zatopiony w ciepłej wodzie moje zmysły dostarczają mi zapis tego, co zdarzyło się kilka chwil temu. Dłonie czują miękkość jej pośladków. Dotykam uda, brzuch, ramiona, twarz i w końcu pierś. Oczy widzą wykrzywioną grymasem strachu i przerażenia twarz dojrzałej kobiety. Widzę też jej ciemne oczy, piękne rysy wystających kości policzkowych, mały nosek i rozchylone usta. Teraz nie dostrzegam w niej tamtego lęku, wstydu, paniki. Jest dziewczyną z filmowych scen erotycznych. Na twarzy mam ciągle ucisk jej ud, a usta czują kobiecość lekko rozchyloną w trakcie szamotaniny i smak; ciepło zmieszane z lekko mdłym smakiem, przesiąkającym się przez materiał majtek. Nadal go czuję.

Po takich przygodach długo uspokajam myśl i męskość. Wychodzę do szatni i uciekam do domu, gdzie wstydzę się za siebie i swoje myśli. Obiecuję sobie, że więcej tam nie pójdę, że znajdę sobie inną formę relaksu, że zapiszę się do jakiegoś kółka przyjaciół książki na przykład, że znajdę sobie dziewczynę. Że w końcu zdarzy się cud i anioł przyprowadzi mi swoja siostrę, która ukoi moją samotność duszy i ciała.

A w piątek, przed końcem pracy, kupuję w internecie karnet na cały weekend.

Przy każdej wizycie w aquaparku jestem molestowany i chowam się w miejscu, które jest najmniej narażone na takie sytuacje. Spytacie pewnie: dlaczego uważam, że jestem molestowany? Przecież to zwykły wypadek był. Otóż nie. Sam do pewnego czasu myślałem podobnie, ale zbyt częste przygody tego typu, gdzie pewne części ciała dwojga ludzi nie powinny spotykać się w miejscach publicznych, zaciekawiły mnie na tyle, że zacząłem to analizować. Obserwowałem też innych, szukając podobnych sytuacji. Nic poza uderzeniami w mało intymne części i tylko od czasu do czasu ekshibicjonistyczny akcent w wykonaniu dziewczyny gubiącej stanik. Wszystko w normie. Ale jak tylko ja wejdę do wody (poza jakuzzi), wszystko się zmienia. Podam kolejne przykłady.

Basen sportowy: Pływam w wyznaczonym torze i nikt nie powinien mi przeszkadzać. A tymczasem po zaledwie dwóch długościach wypływam niespodziewanie, wprost między piersi dziewczyny, mało co nie lądując ustami w jej ustach. Nawet się nie uchyliła. Skąd ona się tu wzięła?

Spływ rurą do basenu: Odczekuję przepisowy czas dziesięciu sekund, aby nie zderzyć się z człowiekiem spływającym przede mną. Wskakuję plecami i głową w dół, żeby było ciekawiej, a już na pierwszych metrach dogania mnie młódka z koleżankami. Zaciska dłoń na wypukłości moich majtek. Krzyczy, śmiejąc się do rówieśniczek, a wyciągniętą do przodu ręką pcha moje klejnoty. Nie patrzy do przodu, ale chyba ma kontakt ze swoją rączką? Nie wie, co trzyma w dłoni? I to z taką zawziętością, jakby od tego zależało jej życie? Zrywam uścisk i wykręcam się nogami w dół. To nie koniec. W brodziku małolata ląduje twarzą na mojej piersi i sunię w dół. Obrywam metalową spinką stanika w nos i przywieram policzkiem do brzucha gówniary. Szybko się wydostaję z wody i dyskretnie spoglądam na reakcje gapiów. Nikt nic nie zauważył a młódka okazała się co najmniej dwudziestoletnią dziewczyną. Chichocząc z przyjaciółkami, pobiegły ku drabince prowadzącej do wlotu rury.

Pomyślicie zapewne, że to dalej nic takiego i dziewczyna zwyczajnie nie myślała o tym, co trzyma w dłoni. Też tak myślałem i przeprowadziłem eksperyment.

Oparłem się plecami o ścianę basenu i czekam biernie. Zamykam oczy, aby nie zmącić wyniku i rozluźniam ciało; ramionami przytrzymuje się brzegu. Może pięć minut. Tyle wystarczyło stać bezczynnie, by pośladki cofającej się dziewczyny uderzyły mnie dokładnie w to miejsce. Uciekała przed wodnym atakiem koleżanki, to zrozumiałe, ale czemu nie odsunie się ode mnie gwałtownie, tylko lekko podskakuję, wciąż ocierając się pupą o rosnący niepokój tuż za nią? Na koniec lekki skłon i odbija ode mnie jak statek od pirsu. Czy ja w ogóle dla niej istniałem jako żyjąca istota? To też nie jest dowód? Więc co powiecie na ten przykład?

To samo miejsce, inny dzień, inna pora. Tym razem przywieram piersią do kafelek i zamykam oczy. Nie mija minuta, a czyjaś dłoń wślizguję się szybko w luźną nogawkę szortów i zaciska na mnie. Robię paniczny zwrot i stoi przede mną mocno zdziwiona kobieta. Mamrocze coś o pomyłce i swoim mężu. Uciekam. Potem co prawda widzę ją w towarzystwie faceta w identycznych szortach, ale on jest znacznie wyższy ode mnie.

W końcu zacząłem podejrzewać, że jestem zwykłą ofiarą losu. Że kobiety mają psi zmysł i wyczuwają mój strach i sam prowokuję ich ataki. Że jestem zbyt słaby, aby się odgryźć, więc można mnie bezkarnie atakować. I to robią. Wynajdują mnie w tłumie, zachodzą od tyłu i niby przypadkiem jej dłoń, pierś, czasami usta, ląduje na moim ciele w różnych miejscach. Pewna czterdziestka posunęła się tak daleko, że wsunęła mi jakimś cudem moją rękę w swoje majtki. Chwyciła mnie za dłoń i wprowadziła na sekundkę pod ciasno przylegający materiał. Przytrzymała na tyle długo, bym dokładnie poczuł jej wargi, po czym wyszła z basenu i wolnym krokiem odeszła w stronę szatni. A ja czym prędzej do jakuzzi.

Myślę, że bawią się mną. Chcą zobaczyć mój wstyd. Chcą zemścić się na męskiej populacji, a ja jestem łatwą ofiarą.

Bezwstydnie dotykają mnie, z premedytacją wpędzając, w jeszcze większe zażenowanie, wstyd i lęk w kontaktach z nimi.

Zanim musiałem ewakuować się do drewnianego piekiełka, siedziałem w swoim azylu chlorowanej gorącej wody i trawiłem ostatni atak na moją osobę. Dziewczyna w moim wieku; może rok, dwa, młodsza. Wpadając na mnie w środkowym basenie dzikiej rzeki, przeleciała ustami po moim brzuchu, piersi i pocałowała w usta. Tak, w usta. I nie był to przypadek, tylko pocałunek zabarwiony językiem. Uśmiechnęła się do mnie, zatrzepotała rzęsami i przytrzymała moje oczy tak długo, aż spaliłem się i uciekłem. Nie było słowa, przepraszam, wytłumaczenia pomyłki, wyjaśnienia pocałunku. Tylko spokojny uśmiech, po którym serce wpompowało mi całą krew w czaszkę, barwiąc mnie purpurą. Uciekłem.

Cały kompleks aquaparku to nie tylko hala z basenami, dziką rzeką i rurami. Jest też pomieszczenie z trzema saunami i sala ze stołami do masażu. Wszystko to oddzielone szklaną ścianą, przez którą widać kto korzysta z czego. Dawno zauważyłem, że z masażu korzystają prawie wyłącznie kobiety, a do sauny zachodzą wszyscy, unikając tej z prawej, w której teraz samotnie dochodzę do siebie. Dlaczego właśnie tu? A bo okazało się, że moje dotychczasowe schronienie, takie bezpieczne przez kilka miesięcy, stało się miejscem kolejnej napaści na mnie.

Jeszcze miałem smak jej języka. Jeszcze czułem miękki dotyk warg mocno zaciskający się na moich ustach. Na ramionach miałem odcisk jej dłoni, a na piersi ciepły ślad po szorstkim materiale twardych krągłości, gdy ten sam uśmiech wszedł w środek sadzawki i usiadł po mojej prawej stronie. Zgrabne nogi powoli zanurzyły się w wirującej kipieli i krągłe pośladki spoczęły tuż przy mnie. Niebieski trójkącik przesunął się przed moją twarzą, by potem pokazać mi idealny pępek zanurzający się w wodzie. Dwie sfery niebieskich półkul prawie musnęły mi twarz, a na koniec dostaję w policzek długimi kosmykami mokrych włosów; pachną słodkim kwiatem, a potem wodą z basenu. Wiem, że trafiłem na mistrzynie. Nigdy nie widziałem, aby ktoś tak balansował ciałem przy wchodzeniu do jakuzzi. Nikt nie traci tu w ten sposób równowagi. Nikt nie wpada na innych i nie kładzie dłoni na obcym ramieniu. Nie nachyla się, prawie wpadając twarzą w twarz, spoglądając głęboko w oczy. A jednak robi to w taki sposób, że starsze małżeństwo siedzące naprzeciw wydaje się, w ogóle jej nie zauważać. Wiem, że powinienem uciec, jak najdalej, najlepiej do domu. Ale nie mogę. Jeszcze nie wyrównałem ciśnienia krwi w organizmie, po ostatnim, a już dostaje kolejny cios. Jeszcze myśl błądzi po kobiecych ustach, gdy oczy wrzucają w to wszystko obraz zgrabnej dziewczyny w niebieskim bikini.

Jedyny ratunek to zgasić światło. Nie mam takiej możliwości, więc zamykam oczy. Uciekam. Do domu. Za blisko. Do pracy i problemów. Do niezapłaconej raty. Do czekającej mnie rozmowy z herszt babą siedzącą za drzwiami z napisem „Dyrektor”. Do znienawidzonego kolegi zza biurka, który systematycznie wbija mi szpilki w moją nieśmiałość do kobiet. Źle. Żadnych kobiet. Rachunki. Kredyt. Za mała pensja. Za dużo pracy. Za wysoki abonament. Za mało darmowych minut. Serce nadal pompuję we mnie krew, ale już równomiernie i spokojniej. Jestem gotowy, już mogę wstać, gdy jej biodro dotyka mnie i wszystkie problemy znikają, robiąc miejsce nic nieznaczącemu muśnięciu skóry. Drugie spotkanie naszych bioder odbija się na rytmie mego serca. Za chwilę zostanę uwieziony tu na zawsze. Dość! Wstaję gwałtownie i uciekam przed wstydem i kobiecym wzrokiem tryumfatorki. Do szatni nie mogę, zawsze tam jest sporo ludzi, do innego basenu też nie. Uciekam za szklaną ścianę, do salki z drewnianymi domkami. Uchylam drzwi ostatniego z prawej. Jestem sam. Pakuję się w kąt i podkurczam kolana, skrywając narastającą twardość. W nowym miejscu (jestem pierwszy raz w życiu w saunie) nie mam odwagi uwolnić wyobraźni. Uwolnić fantazji rozwijającej skrzydła opowieści. Nie rozmyślam nad alternatywnym światem, w którym jestem Bondem bezbłędnie korzystającym z takich okazji. Nie pozwalam sobie nawet nad wspomnienie dotyku kobiecego ciała. Prawie na głos powtarzam jak mantrę słowa, które mają wyleczyć mnie i pozwolić wrócić do domu; Rachunki, Kredyty, Problemy w pracy, Światowy konflikt.

Drzwi nagle uchylają się, wpuszczając trochę jasnego światła i uśmiech skryty pomiędzy czarnymi długimi włosami. Niebieski materiał na biodrach robi pełny obrót. Włosy zafalowały jak balowa suknia, a długie nogi zaprowadziły całość w przeciwległy kąt sauny i tam wspięły się na środkową ławeczkę. Usiadła, podparła dłonie na rancie drewnianej ławki i schyliła głowę, całkowicie skrywając we włosach twarz. Nie patrze w jej stronę, patrze w ścianę tuż przy drzwiach, w miejsce gdzie zawias drzwi łączy się ze ścianą. Jest umocowany na trzech grubych śrubach. Skupiam się na tym fragmencie konstrukcji. Staram się ustalić jego wytrzymałość, oceniając jednocześnie wagę drewnianych drzwi. Obliczam szybko możliwy kąt rozwarcia drzwi przy zastosowaniu innych zawiasów, byle by tylko nie spojrzeć w jej stronę. Byle by nie zobaczyć w jej ciele kobiecych kształtów, krągłości, wypukleń i dołeczków. Byle by nie dostrzec w niej piękna tak bardzo upragnionego przez moją niezaspokojoną męskość. Lecz widzę. Patrze w trzy metalowe łby śrub, a sylwetka skulona na ławeczce jest obecna w mych oczach. Zamazana i niewyraźna tkwi z boku. Nie porusza się, nie unosi głowy, nie odchyla czarnych włosów zasłaniających twarz. Zapewne patrzy na swoje stopy, może na podłogę, gdzie znalazła dla siebie trzy łepki gwoździ tkwiące w desce. Może wcale nie chcę mnie poniżyć, ośmieszyć, znieważyć moją męskość. Może nie przyszła tu pokonać mnie swym wdziękiem, by potem wyjść z uniesioną głową i uśmiechem pogardy dla mnie. Że to anioł w ciele kobiety szukającej tak jak ja; miłości.

A może tylko jestem naiwny. Wpadła na mnie w basenie, potem przyszła dokończyć zniszczenia do jakuzzi. Teraz siedzi ze mną w małym domku, ze słabym światłem i czeka. Czeka na chwilę, sekundkę, gdy nie wytrzymam i mój wzrok popłynie wzdłuż jej ciała. Gdy zapomnę o ostrożności i pozwolę sobie na dyskretny wzrok w jej stronę. By skraść piękno, nasycić oczy obrazem idealnych proporcji kobiecego ciała. Zapamiętać kolor włosów, oczu, ust. Barwę gładkiej skóry. Wyczekuję na moją wścibskość błądzącą po jej udach, piersi, ustach i złapię mię wzrokiem, który spali mnie żywcem. Wiem o tym. Wiem, że przegrałem, ale tym razem jestem gotów ponieść klęskę w zamian za skrawek obrazu wyrwany i zapisany w mojej pamięci. Jesteśmy sami, a ona nie patrzy w moją stronę. Nie ma nikogo, kto widziałby moją porażkę. Nikt się nie dowie. Nie rozpowie nikomu.

Opuszczam wzrokiem zawias i spoglądam w miejsce tuż pod jej stopami; na podłogę. Trzy ciemne plamki znaczą miejsca, w których skryte są gwoździe trzymające deskę. Potem powoli wspinam się do drobnych stóp, kostek i podążam dalej ku kolanom. Nie śpieszę się i nie chcę uronić nic z tego widoku, za który postanowiłem zginąć. Okrągłe uda i biodra twardo oparte na drewnianej desce. Piękne dłonie z czerwonymi paznokciami i smukłe ramiona bez śladu opalenizny. Proste włosy, niedawno mokre i w nieładzie, spływają z głowy wprost między ramiona, sięgając prawie ud. Nie widzę twarzy. Tylko pierś wychyla się zza czarnej kotary, pokazując niebieską krągłość. Za chwile uniesie twarz i zada cios. Lecz zanim zginę, otrzymam nagrodę. Oczy w otoczce czarnych rzęs. Delikatny nosek i usta, w których jest oddech raju.

Otrzymam obraz jej twarzy, który jest pierwiastkiem kobiecej urody. Czekam na to z lękiem, ale też z obietnicą nagrody.

 

Jeśli uwierzyliście, jeśli wydaje wam się, że nagle zdobędę się na odwagę i przełamię w sobie wstyd. Zabije w sobie niepewność, nieśmiałość, to znaczy, że nie rozumiecie mnie. Nie wiecie, jak to jest pragnąć kobiety i nie móc jej tego powiedzieć. Jak boli nieśmiałość obezwładniająca i paraliżująca w tym momencie, w tej sekundzie, gdy jej wzrok wpada w moje oczy, a ja spalam się w sobie jak łatwopalny materiał. Ginę w jej oczach, a potem widzę w nich litość i rezygnacje. Jak odwracają wzrok z rezygnacją i zapominają o moim istnieniu. A ja płonę i mam ochotę stać się powietrzem. Nie widzieć wzroku kolegów, znajomych, obcych. Nie widzieć w ich oczach swojej słabości, swojej porażki. I tych uśmieszków; litościwych, kpiących, poniżających.

Nic z tego. To moje opowiadanie, ale nie ja jestem tu bohaterem.

 

-Przychodzę tu w każdą sobotę i każdą niedzielę.- Głos delikatny, jakby za mgły, słaby i lekko drżący, nagle wypełnia przestrzeń między nami.

-Przychodzę tu zawsze w te dni, bo wiem, że ty tu będziesz.- Jej głos nie ma mocy, jest dziewczęcy, młody i nieśmiały.

-Jestem zawsze kilka minut przed tobą, czekam na ciebie przed kasami. Czekam, aby wejść tuż za tobą i jestem zawsze blisko ciebie. Gdy idziesz do pływackiego, przechodzę się obok. Idziesz na dziką rzekę, ja jestem zawsze tuż za tobą. Gdy spływasz rurą, biegnę do wylotu, aby być blisko, gdy wyjdziesz z brodzika. Jestem zawsze w twoim pobliżu, tuż obok.-

Nie podnosi wzroku. Skryta w swoich włosach wypowiada słowa, które brzmią w mojej głowie jak podsłuchana rozmowa.

-Zobaczyłam cię pierwszy raz szóstego września. Byłam z koleżanką i jej chłopakiem. Nie spojrzałeś wtedy na mnie. Nie zauważyłeś, jak wpadłam niechcący na ciebie i zraniłam paznokciem w pierś. Odszedłeś do jakuzzi. Szybko skryłeś się w wodzie i zamknąłeś oczy. Pobiegłam za tobą, chciałam przeprosić i... Chciałam powiedzieć, że jest mi przykro, że tak się stało. Nie wiedziałam jak podejść, jak zwrócić twoją uwagę, więc stałam z boku i patrzałam na twoją twarz. Taką łagodną, radosną, uśmiechnąłeś się, a ja pomyślałam, że to z mojego powodu. Głupie prawda? Przecież nawet na mnie nie spojrzałeś. Długo wówczas stałam w miejscu. Na tyle długo, abyś znudził się wygrzewaniem i wyszedł do szatni. Przeszedłeś obok i nawet nie spojrzałeś na mnie. Ale ja nie mogłam już zapomnieć twojej twarzy. Przychodziłam tutaj codziennie przez kolejny tydzień, zanim odkryłam dni, w które przychodzisz.-

Słowa wypowiadane przez dziewczynę siedzącą w przeciwległym rogu docierają do mnie z opóźnieniem. Rejestruje wyrazy, ale nie ich sens. Słysze, lecz nie mam pewności, co znaczą zdania przerywane krótkimi pauzami. Wiem, że mówi do mnie. Opowiada zdarzenie sprzed kilku miesięcy, O jakimś zajściu między nią a mną. Tylko dlaczego opowiada mi to teraz. Tu w saunie wypalającej skórę i płuca?

 

-Nie mogłam zapomnieć cię. Starałam się, chciałam, ale nie mogłam przestać myśleć o tobie. Marzyłam i płakałam. Tęskniłam za sobotą i niedzielą, za twoim widokiem. A gdy to nadeszło, robiłam wszystko, abyś spojrzał na mnie choć raz. Chociaż na sekundkę. Przechodziłam obok, czekałam na twojej drodze, siadałam naprzeciw ciebie. A ty zdawałeś się nie widzieć mnie. Uciekałeś wzrokiem, mijając mnie. Spuszczałeś oczy, gdy uśmiechałam się do ciebie. Ale któregoś dnia spadłeś na mnie. Pamiętasz? Przytrzymałam cię, gdy wpadałeś z dzikiej rzeki do basenu poza budynkiem. Uderzyłeś mnie w udo. Bolało, ale to nic. Spojrzałeś na mnie i powiedziałeś.- „Przepraszam”. Stałam i nie wiedziałam co powiedzieć, zaskoczyłeś mnie, a ja nie zrobiłam nic, aby cię zatrzymać. Odszedłeś. Wiedziałam gdzie cię szukać, lecz nie miałam na tyle śmiałości, aby usiąść obok i zagadnąć.

Zrobiłam to dziś. Sama sprowokowałam upadek. Wpadłam w twoje ramiona i skradłam pocałunek. Przepraszam za to. Ale dziękuje Bogu za to, że nie poszedłeś do szatni tylko tu, gdzie mogę ci to wszystko opowiedzieć.-

 

Nie wierzę, że to się dzieje. Nie wierzę, że słyszę słowa z jej ust opowiadające zdarzenie sprzed kilku miesięcy. Pamiętam. Jak czerwony paznokieć boleśnie zaznaczył różową linie na mojej piersi. Jak piekła podrażniona skóra zamoczona w chlorowanej wodzie. Pamiętam też dziewczynę w czarnym koku włosów i czerwonym stroju kąpielowym. Uciekłem wówczas i dzień dla mnie się zakończył. Pamiętam też czarne oczy dziewczyny, którą uderzyłem łokciem. Jej zdziwienie. Chyba chciała mnie skrzyczeć, otworzyła usta z grymasem na twarzy, lecz ja szybko uciekłam. Była zbyt piękna, abym miał odwagę patrzyć jej w twarz. Nazbyt bliska marzeniu, aby nie zginąć w jej oczach. Dziś nie poznałem jej. Czy to ona? Rozpuszczone włosy zmieniły jej twarz w inną dziewczynę. Równie piękną, może nawet piękniejszą, lecz nie tą samą.

-Zakochałam się.- unosi rękę i odchyla czarną zasłonę, odsłaniając twarz. Czarne rzęsy, szeroko otwartych oczu powoli zwracają się w moją stronę. A ja? Nie uciekam. Nie odwracam wzroku, nie podnoszę ciała, nie wybiegam, szukając kolejnej samotni, gdzie ogień wstydu strawi moje wnętrze. Czarne oczy unoszą się i zatrzymują na mojej piesi. Włosy odchylone do tyłu powoli przedostają się przez obojczyk i spływają na powrót, skrywając policzek z pięknym dołeczkiem pośrodku. Uśmiecha się i ponownie odsłania twarz. Patrzy na mnie a ja na nią. Ja wprost w jej twarz, piękną jak u królowej, dla której można by przemierzyć dziesięć lat. Ona w moją pierś, skrywając źrenice pod długimi rzęsami.

-Przepraszam. Musiałam to powiedzieć. Chciałam, abyś to wiedział.

Milczy. Przez minutę nie zmieniamy pozycji, nie poruszamy ustami, mam wrażenie, że nie oddychamy. Dociera do mnie, że ona czeka. Oczekuje mojej odpowiedzi. A ja nie wiem co zrobić, co powiedzieć. Przez sekundkę myślę o ucieczce, lecz nie czuje takiej potrzeby; nie odnajduje w sobie wstydu. Jest tylko bezradność.

-Zrozumiem, jeśli teraz wyjdziesz i zapomnisz o mnie. Jestem na to przygotowana. Zdaje sobie sprawę, że mogę ci się nie podobać, że masz inną, że nie jesteś zainteresowany. Zrozumiem to. Wyjdę, jeśli wolisz być sam. Zrozumiem to. -

A ja wcale nie mam ochoty, aby wyszła. Mało tego, cała ta dziwna sytuacja i jej szczera wypowiedz, jej wzrok nieszukający zwycięstwa, uspokaja moją nieśmiałość i każe mi zostać.

Więc nie robię nic, tylko dalej pochłaniam przepiękny obraz dziewczęcej twarzy.

Ale coś musi się stać, któreś z nas musi w końcu wstać i opuścić drewniany domek wypełniony gorącym, ponad przyjemność, powietrzem. Wiem też, że jeśli pierwszy wyjdę, to przepadnie upragniony dar, w który przestałem wierzyć. Że gdy któreś z nas wstanie do drzwi, stanie się coś nieodwracalnego, coś niszczącego, coś, czego będę żałował, a serce nigdy mi tego nie wybaczy. I w tym momencie drzwi, jak zapowiedz nieszczęścia, otwierają się, wpuszczając lekki podmuch świeżego powietrza.

-Co wy tu na boga robicie?!- Mężczyzna w pomarańczowym kombinezonie z naszywką i logiem aquaparku spogląda na nasze wystraszone postacie wciśnięte w kąty pokoiku.

-Nie umiecie czytać?! Sauna jest zepsuta, nie trzyma stałej temperatury. I kto wam pozwolił zdjąć kłódkę z zamka?!- nie było żadnej kłódki.

-Wynocha mi stąd!

Szybko wstajemy i do drzwi. Wpierw ona, bo są wąskie, potem ja i jesteśmy na zewnątrz. Chłodne powietrze otrzeźwia mnie na tyle, aby odzyskać pełnie zmysłów i na tyle mocno, by poczuć jej dłoń ściskaną w mojej ręce. Z niedowierzaniem spuszczam wzrok i widzę jej dłoń w mojej. To niemożliwe, aby sama wsunęła się we mnie (przez chwilę chcę w to wierzyć). To ja ją pochwyciłem. Trzymam dłoń dziewczyny, pięknej, uroczej, spalającą moją męskość swą urodą i nie mam ochoty jej puścić. Chyba boje się, że wyrwie się mi, więc zaciskam mocnej dłoń.

-Trochę boli.

-Przepraszam- i szybko zwalniam uścisk.

Teraz jej palce zaciskają się na mnie, a jej usta w lekkim uśmiechu wypowiadają zdanie nieistniejące w moim słowniku.

-Może jutro pójdziemy razem do kina?

 

Uwierzycie?

 

 

Skomentuj utwór (0)

Maksim Wolff
Maksim Wolff ·
9 lat temu
Dziękuje za komplement.
Dorota Surdej
Dorota Surdej ·
9 lat temu
Akurat dar pisarski w prozie masz duży, to trzeba Ci przyznać.