Posępne kruki, szemrani biznesmeni
Gdy wieczorna jesienna mgła,
Wszystko wkoło z wolna spowiła,
Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask,
Niczym opuszczona na świat zasłona,
.
W ponurą jesienną słotę,
Na starym z czerwonej cegły kominie,
Przysiadł szary zziębnięty gołąbek,
Między skrzydełka wtulając główkę,
.
Wtem spomiędzy matowej mgły,
Dostrzegł widok ponury,
W dole przed jego maleńkimi oczkami,
Z wolna się zarysowujący…
.
Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek,
Na przemarzniętej trawie,
Zleciały się licznie kruki posępne,
Bezpardonową wszczynając walkę,
.
Zimna mokra trawa,
Pierwszym jesiennym szronem pokryta,
Areną się stała zaciekłych walk,
Licznego kruczego stada,
.
Liczne kości z sutego obiadu,
Rozrzucone bezładnie na polu,
Miały być bitewnym trofeum,
Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,
.
Głośne rozjuszonych kruków krakanie,
Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne,
Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie,
Cichym niosło się echem,
.
Pomiędzy wielkimi kretowiskami,
Podobnymi do okopów na polach bitewnych,
Niczym żołnierze w bojach zaprawieni,
Zawzięte kruki toczyły swe walki…
.
Zakrzywionym dziobem swym ostrym,
Próbował kruk stary kość przepołowić,
Przez drugiego młodego przepędzany,
Próbującego wydrzeć mu zdobycz,
.
Usiłując brzuchy nasycić,
By dotkliwy głód zaspokoić,
Nie zaprzestając zaciekłej walki,
Wciąż wytężały swój spryt,
.
Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik
Z porozrzucanych na około kości,
Usilnie wczepiały w nie swe pazury,
By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,
.
Połykając łapczywie
Każdy znalezionego pożywienia kęs,
Wkoło tylko rozglądały się bacznie,
Rozeznając możliwe zagrożenie,
.
A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi,
Na łakome kąski spoglądając z góry,
Nagły z powietrza szturm przypuścił,
Naraz odpędzając kilka innych,
.
Te szeroko rozpostarły swe skrzydła,
Natarcie jego próbując zatrzymać,
Lecz daremną była ta próba,
Zmuszone były ustąpić mu pola,
.
Widząc posępne te kruki,
Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz,
Zmrużył oczy gołąbek skulony,
Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…
.
Wnet rzęsistego deszczu kurtyna,
Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła,
Do rychłego szukania schronienia,
Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,
.
Przed ulewnego deszczu strugami,
Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki,
Chroniąc się pomiędzy krzewami,
Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,
.
Ukrył się i gołąbek,
Przed zimnym rzęsistym deszczem,
Pod starego opuszczonego domu dachem,
Przycupnąwszy cichutko w kącie.
.
A każda jesiennego deszczu kropla,
Brudna, wstrętna i zimna,
Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła,
Była niczym trzask bicza,
.
A deszczu kropel setki tysięcy
Tworzące zwarte oddziały i zastępy,
Wielki frontalny atak przypuściły,
Na połacie zmarzniętej ziemi…
.
Patrząc tak zza szyby,
Na pole zaciekłej między krukami bitwy,
O jakże cenną dla nich zdobycz,
Podłe z obiadu resztki,
.
Ponurym wieczorem jesiennym,
Mgłą i deszczem zasnutym,
Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty,
Próbując zebrać rozproszone swe myśli,
.
Z niewyspania półprzytomny,
Przecierając dłonią klejące się oczy,
Patrząc na ten krajobraz ponury,
Takiej oto oddałem się refleksji…
.
Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,
Zawzięcie walczą między sobą o wpływy,
Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym,
Posępnym tym krukom bywają podobni.
.
Gdy otyli szemrani biznesmeni,
Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych,
Paląc cygara i popijając whisky,
Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,
.
Niczym dla dzikiego ptactwa,
Zalegająca w rowie cuchnąca padlina,
Tak zwęszona tylko korupcji okazja,
Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,
.
Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów,
Fałsz wylewnych uśmiechów,
Towarzyszące zawieraniu szemranych umów,
Przy ruskiej wódki kieliszku,
.
Często bywają zarzewiem,
Biednienia lokalnych społeczeństw,
Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę,
Skazują maluczkich na zubożenie…
.
Huczne wystawne bankiety,
Gdzie alkohol leje się strumieniami,
Dzwonią pełne wódki kieliszki,
A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,
.
Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje
I rozsadzają ściany z głośników decybele,
Dzwonią szklane butelki w kredensie,
A strumieniami leją się drogie alkohole,
.
Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych
Lokalnych biznesmenów szemranych,
Kieliszki pełne gorzałki
Znikają jeden po drugim
.
Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy,
Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami,
A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy,
Tłumaczy ich bełkot łamliwy,
.
Często będące zwieńczeniem,
Podpisania umowy wielomilionowej,
Z lekceważonego prawa nagięciem,
Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,
.
Czasem tak bardzo bywają podobne,
Posępnych kruków wieczornej uczcie,
Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs,
Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…
.
Na płynnych niejasnych pograniczach
Biznesowego i mafijnego świata,
Utarta między gangsterami hierarchia,
Przypomina tę z kruczego stada,
.
Gdzie kolejny szemrany kontrakt,
Niczym podły padliny ochłap,
Jest jak w krwawej walce nagroda
Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…
.
I ten wielki świat nowoczesnością pijany,
Do ubogich odwrócony plecami,
Gdzie tylko silne osobniki,
Wyrywają najlepsze kęsy,
.
Czasem tak bardzo przypomina,
Pomimo upływu tysięcy lat,
Wielką ucztę dzikiego ptactwa,
Na truchle dzikiego zwierza…

Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -