Posępne kruki, szemrani biznesmeni

Kamil Olszówka
28.22.2025 01:22·~ 4 min. czytania

     Gdy wieczorna jesienna mgła,

Wszystko wkoło z wolna spowiła,

Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask,

Niczym opuszczona na świat zasłona,

.

W ponurą jesienną słotę,

Na starym z czerwonej cegły kominie,

Przysiadł szary zziębnięty gołąbek,

Między skrzydełka wtulając główkę,

.

Wtem spomiędzy matowej mgły,

Dostrzegł widok ponury,

W dole przed jego maleńkimi oczkami,

Z wolna się zarysowujący…

.

Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek,

Na przemarzniętej trawie,

Zleciały się licznie kruki posępne,

Bezpardonową wszczynając walkę,

.

Zimna mokra trawa,

Pierwszym jesiennym szronem pokryta,

Areną się stała zaciekłych walk,

Licznego kruczego stada,

.

Liczne kości z sutego obiadu,

Rozrzucone bezładnie na polu,

Miały być bitewnym trofeum,

Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,

.

Głośne rozjuszonych kruków krakanie,

Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne,

Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie,

Cichym niosło się echem,

.

Pomiędzy wielkimi kretowiskami,

Podobnymi do okopów na polach bitewnych,

Niczym żołnierze w bojach zaprawieni,

Zawzięte kruki toczyły swe walki…

.

Zakrzywionym dziobem swym ostrym,

Próbował kruk stary kość przepołowić,

Przez drugiego młodego przepędzany,

Próbującego wydrzeć mu zdobycz,

.

Usiłując brzuchy nasycić,

By dotkliwy głód zaspokoić,

Nie zaprzestając zaciekłej walki,

Wciąż wytężały swój spryt,

.

Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik

Z porozrzucanych na około kości,

Usilnie wczepiały w nie swe pazury,

By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,

.

Połykając łapczywie

Każdy znalezionego pożywienia kęs,

Wkoło tylko rozglądały się bacznie,

Rozeznając możliwe zagrożenie,

.

A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi,

Na łakome kąski spoglądając z góry,

Nagły z powietrza szturm przypuścił,

Naraz odpędzając kilka innych,

.

Te szeroko rozpostarły swe skrzydła,

Natarcie jego próbując zatrzymać,

Lecz daremną była ta próba,

Zmuszone były ustąpić mu pola,

.

Widząc posępne te kruki,

Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz,

Zmrużył oczy gołąbek skulony,

Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…

.

Wnet rzęsistego deszczu kurtyna,

Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła,

Do rychłego szukania schronienia,

Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,

.

Przed ulewnego deszczu strugami,

Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki,

Chroniąc się pomiędzy krzewami,

Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,

.

Ukrył się i gołąbek,

Przed zimnym rzęsistym deszczem,

Pod starego opuszczonego domu dachem,

Przycupnąwszy cichutko w kącie.

.

A każda jesiennego deszczu kropla,

Brudna, wstrętna i zimna,

Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła,

Była niczym trzask bicza,

.

A deszczu kropel setki tysięcy

Tworzące zwarte oddziały i zastępy,

Wielki frontalny atak przypuściły,

Na połacie zmarzniętej ziemi…

.

Patrząc tak zza szyby,

Na pole zaciekłej między krukami bitwy,

O jakże cenną dla nich zdobycz,

Podłe z obiadu resztki,

.

Ponurym wieczorem jesiennym,

Mgłą i deszczem zasnutym,

Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty,

Próbując zebrać rozproszone swe myśli,

.

Z niewyspania półprzytomny,

Przecierając dłonią klejące się oczy,

Patrząc na ten krajobraz ponury,

Takiej oto oddałem się refleksji…

.

Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni, 

Zawzięcie walczą między sobą o wpływy,

Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym,

Posępnym tym krukom bywają podobni.

.

Gdy otyli szemrani biznesmeni,

Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych,

Paląc cygara i popijając whisky,

Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,

.

Niczym dla dzikiego ptactwa,

Zalegająca w rowie cuchnąca padlina,

Tak zwęszona tylko korupcji okazja,

Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,

.

Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów,

Fałsz wylewnych uśmiechów,

Towarzyszące zawieraniu szemranych umów,

Przy ruskiej wódki kieliszku,

.

Często bywają zarzewiem,

Biednienia lokalnych społeczeństw,

Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę,

Skazują maluczkich na zubożenie…

.

Huczne wystawne bankiety,

Gdzie alkohol leje się strumieniami,

Dzwonią pełne wódki kieliszki,

A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,

.

Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje

I rozsadzają ściany z głośników decybele,

Dzwonią szklane butelki w kredensie,

A strumieniami leją się drogie alkohole,

.

Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych

Lokalnych biznesmenów szemranych,

Kieliszki pełne gorzałki

Znikają jeden po drugim

.

Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy,

Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami,

A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy,

Tłumaczy ich bełkot łamliwy,

.

Często będące zwieńczeniem,

Podpisania umowy wielomilionowej,

Z lekceważonego prawa nagięciem,

Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,

.

Czasem tak bardzo bywają podobne,

Posępnych kruków wieczornej uczcie,

Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs,

Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…

.

Na płynnych niejasnych pograniczach

Biznesowego i mafijnego świata,

Utarta między gangsterami hierarchia,

Przypomina tę z kruczego stada,

.

Gdzie kolejny szemrany kontrakt,

Niczym podły padliny ochłap,

Jest jak w krwawej walce nagroda

Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…

.

I ten wielki świat nowoczesnością pijany,

Do ubogich odwrócony plecami,

Gdzie tylko silne osobniki,

Wyrywają najlepsze kęsy,

.

Czasem tak bardzo przypomina,

Pomimo upływu tysięcy lat,

Wielką ucztę dzikiego ptactwa,

Na truchle dzikiego zwierza…