Rzeczywistość

Katarzyna Cechowska
23.02.2011 17:02·~ 5 min. czytania

„Zamknij oczy i patrz na rzeczywistość,
otwórz oczy i patrz na sen..."

Jack Kourac

Popołudnie było dość ciepłe tego dnia. Słońce zaczynało powoli zachodzić,
a stateczny, stary dąb, pamiętający jeszcze zupełnie inne czasy, tylko lekko chylił najdrobniejsze gałązki, wskazując kierunek delikatnych powiewów wiatru. Marylou siedziała spokojnie na parapecie okna wychodzącego na podwórze ośrodka i słuchała pojedynczych dźwięków wydobywających się z sąsiedniego pokoju... Siergiej nie potrafił długo grać. Odkąd tam się znalazł robił tylko to. Jego melancholijne melodie niczym nie przypominały tych, do których kiedyś tak lgnęła. Nie były one ani tak pośpieszne ani tak brutalne ani nie napawały jej taka pasja jak tamte. Hmm...Zwykłe brzdąkanie ruskiego włóczęgi...

- Kocham dźwięk twojej gitary... - szepnęła sama do siebie.

* * *

- Kocham dźwięk twojej gitary! - przebiło się nagle przez zadymioną przestrzeń przy barze.
- Co? - obruszył się Jack odpychając pewnego pijaczynę, który koniecznie chciał łapać równowagę na jego ramieniu.
- Kocham jak grasz! - krzyknęła mu do ucha Marylou.
- Wiem kochanie - odpowiedział już spokojniej i ciszej Jack - Dzisiaj musisz sobie poradzić sama. Obowiązki. - skwitował.
- Nie ma sprawy, przecież to niedaleko - zaczęła mówić, ale już ktoś słusznej postury, zwalający się ze schodów baru, mało dyskretnie wołał Jacka do siebie. Chłopak swoim starym zwyczajem, odłożył na chwilę instrument, ukłonił się elegancko, po czym pocałował ją w rękę na pożegnanie.

„Dziękuję... na dzisiejszy wieczór na pewno wystarczy" - pomyślała Marylou
i odeszła spokojnym krokiem, swoim czułym uśmiechem próbując przeszyć otaczającą
ja mgłę.

* * *

- Hi hi! - zaśmiała się spontanicznie mała rudowłosa dziewczyna, której palce połączone były błoną od urodzenia - Czy Markus naprawdę musi nosić ten swój beżowy kapelusz? Wygląda w nim jakby był na klasowej wycieczce! Hi hi! - podejmowała wciąż złośliwa Sandra.

Marylou jednak tylko ciałem była obok niej; zamglone oczy dziewczyny zdradzały jak daleko udało jej się już odejść, a tworzący się w nich wir często wciągał do tej krainy także inne z Tych dusz. Dusz obcych... Dusz odległych...

Dzisiaj przybyła do jednej ze swych ulubionych, bo jasnej wręcz śnieżnobiałej względem dla niej najważniejszych podziałów. Dzisiaj i mnie pozwoliła się do siebie zbliżyć. Tak, wiem. Teraz patrzymy na to z perspektywy morskiej, lecz to tylko w celu lepszego unaocznienia pewnej granicy. Granicy miedzy tym, co ponad, a tym, co poniżej.

- O, tam! Tam! Widzisz? To piękno nad morska tafla?! W całej swojej istocie przechadza się po niej. Widzisz jak błyszczą ich buty, jak spokojnie i pewnie się poruszają? Tak, są na swoim miejscu! Ich wrażliwość to część tego świata. Współgrają z całością, choć odróżniasz ich od rozkwitłej roślinności bez większych problemów. Czujesz to ciepło, które ich otacza? I tą woń, którą roztaczają? Mówisz, że to za piękne? Ha! Nic bardziej mylnego. Przecież wywoływałoby wówczas zazdrość, a także uczucie przesytu wśród nich samych, a tego tu nie ma. Do pierwszego, bowiem potrzebne pojecie, a do drugiego jakakolwiek obcość.
A teraz spójrz niżej...
Co widzisz? Nic nie widzisz... Spójrz bardziej na prawo. O! Tam! Tam jest mała szpara w mgle tej szarości. Dziurka od klucza. Widzisz już? Ach, nawet poznajesz! Twój ukochany plac zabaw, pewnie całe radosne dzieciństwo... Tak, tak widzę i Jasia, i Zosię, ale pytam czy poznajesz wszystkich? Tak, na pewno tak? A - no właśnie - ten szary w lewym górnym rogu... Tak, ten na tej tęczowej ławce. Ja wiem, że on tu nie pasuje... A zauważyłeś, co robi? Bystre masz oczy! Pisze. I to jak pisze! Człowieku, on pisze z tęsknoty! Za tymi z góry tęskni artysta, bo to do ich świata należy!...

- Marylou! O czym ty tak rozmyślasz?! - krzyknęła jej do ucha już mocno zirytowana Sandra
- Bardzo lubię myśleć - odpowiedziała jak, na co dzień dziewczyna.

„Bardzo lubię myśleć" - odpowiedziała jak na każde pytanie.

* * *

- Au! - wyrwało się Marylou podnoszącej głowę znad umywalki. Jej dziwne, żywe oczy zauważyły właśnie niewielkiego sińca na prawym przedramieniu, a na ustach automatycznie pojawił niedelikatny uśmiech - Czyżby...? Nie, to przecież niemożliwe... - wyszeptała zdezorientowana dziewczyna. Musiała się przez przypadek uderzyć. - Przecież jego tu nie ma...- zawahała się lekko rozglądając po szpitalnej łazience...
- Śniadanie! - krzyknęła - Tak! Trzeba jeść! Oczywiście, że trzeba jeść! Człowiek je, organizm funkcjonuje, bla, bla, bla...

Tak wiele razy jej to powtarzali, że w końcu chyba nie tylko uwierzyła, ale i zrozumiała. Prawie tak często jak o tym, aby napisała do Jacka...

Środa 2010r.

Kochany!
Nabiłam sobie wczoraj siniaka.
Od razu pomyślałam o Tobie. Wiesz
jak słodko dzięki temu spałam?

 

...brzmiał liścik wrzucony następnego dnia do,,skrzynki pocztowej'' zawieszonej na drzwiach gabinetu doktora F., który wiedział już, że to co dziś posiada, widzi w oddali mgliste. A to co zniknęło jest jej rzeczywiste...