[SEN] Samotność z bronią w ręku

Luki Kopi
02.59.2009 18:59·~ 6 min. czytania

Stałem w mieszkaniu kumpla przez jakąś chwilę kompletnie nie panując nad sobą chodziłem to tu to tam... nagle pojawiłem się przed jego blokiem gdzie stała winda ścienna na dach oczywiście zachciało mi się właśnie tam jechać więc wsiadłem do niej i pojechałem na samą górę... skąd widziałem jak po moim osiedlu latały dziwne małe rakietki głównie wokół tego bloku na którym właśnie stałem... nagle okazało się że kumpel się przeprowadza do swojego mieszkania z tegoż właśnie piętra... mimo że był dach to tam własnie stały jego graty itp. zdecydowałem że pomogę mu w tejże przeprowadzce i w tym momencie znalazłem coś co mnie zaciekawiło... kiścień... w tym też momencie na dachu pojawił się jakiś nieznajomy w jakimś starodawnym ubraniu maga mówiąc mi że to magiczna broń mogąca przenosić tego kto ją trzyma i tych którzy trzymają jego w czasie... wystarczy zakręcić i wypowiedzieć gdzie i kiedy chce się znaleźć... zdecydowałem spróbować... za pierwszym razem się udało przeniosłem się z częścią rzeczy kumpla do jego pokoju za drugim razem jednak nie wyglądało to tak kolorowo... przeniosło mnie do jakichś dawnych czasów rycerzy koni itd... nie była to jakaś scenka grana przez aktorów i zapaleńców bo w momencie w którym otworzyłem oczy widziałem jak komuś ucinają rękę... bolesne na pewno... nie obeszło się bez zdziwienia ludzi wkoło skąd ja się tam wziąłem dlaczego jestem tak ubrany... ale mimo wszystko miałem jakąś po części broń ich czasów... odebrano mi broń i zabrano mnie do króla... nie mam pojęcia jak się nazywał wiem tylko że mówił po polsku... to prawdopodobnie była dawna Polska... po dłuższej rozmowie z królem w sumie sam na sam przyniesiono mi moją magiczną broń abym powiedział skąd ją mam... mimo że oni jeszcze nie wiedzieli że jest ona magiczna... zdecydowałem się podjąć konkretne kroki... zabrałem broń zamachałem i wypowiedziałem gdzie chcę być a zabrzmiało to „gdziekolwiek indziej” dziwniejszym jest to że znalazłem się w lochach prawdopodobnie tego samego zamku... samotność mi nie doskwierała zwłaszcza że ni stąd ni zowąd znalazł się tam mój kolega z podstawówki którego dość dawno nie widziałem... rozmawialiśmy o czymś... może o przeszłości... naszej oczywiście...nagle w lochu zaczęły się pojawiać kolejne znajome mi i niezbyt znajome mi osoby... moja pierwsza miłość.. kumpel któremu pomagałem w przeprowadzce jakieś dwie kobiety... koleżanka mojej siostry... mój były znajomy którego uważałem za przyjaciela... dziwne uczucie ogarnęło mnie i ludzi wokół kiedy dowiedzieli się że mają zginąć... może własnie to zbliżyło mnie do mojej pierwszej miłości... czułem się świetnie nie dlatego że może w końcu zejdę z tego świata... ale dlatego że gdzieś tam w głębi duszy nadal ją kocham... nawet ona zaczęła to odwzajemniać... i wtedy pojawił się znowu ten sam mag... który powiedział że moja przyjaźń nie może dalej istnieć... doszło do kłótni... bo to właśnie jedna osoba z tego grona miała moją broń i doskonale o tym wiedziała... jednakże czego się także od niego dowiedzieliśmy to to że nasze magiczne urządzenie spełnia tylko cztery życzenia... a ja już zużyłem trzy z nich ale za każdym razem kiedy przenoszę się w czasie coś wokół mnie zmienia się na gorzej... kłótnia nadal trwała mimo że prowadziłem ją od kilku minut to już wiedziałem kto jest w posiadaniu mojej broni... dziwnie zabrzmiało kiedy mag przed odejsciem powiedział że na broni jest jeszcze hasło bez którego nigdzie się nie ruszę... wciąż przytulony do osoby z którą tak naprawdę chciałbym spędzić resztę życia zdecydowałem że odbiorę moją broń i ucieknę sam... albo z nią... kiedy okazało się, ze osoba która posiadała magiczne narzędzie była własnie tą która typowałem nie wykazałem jakiegoś większego zdziwienia, które jednakże widoczne było na twarzach całej reszty... zacząłem się dopytywać dlaczego i jak brzmi hasło... w szamotaninie poznałem tylko hasło bez żadnych motywów... kiedy złapałem za rękę tylko ją wszystko ucichło... każdy chciał uciec stamtąd z nami... jednak do każdego miałem ból... mogłem wymieniać... mojego byłego przyjaciela za zdradę... mojego teraźniejszego już nie przyjaciela za kradzież... koleżankę siostry... za to że się w niej podkochiwałem a ona prosto stwierdziła że mnie nie lubi... kumpla z dawnych lat za to że chodził kiedyś z moja siostrą młodszą o 6 lat... dwie kobiety siedziały z boku nic nie mówiąc nie wiem dlaczego miałem uraz i do nich... w końcu po namowie wszystkich, głębokich prośbach i przeprosinach zdecydowałem że zabiorę ich wszystkich stamtąd chociaż czułem że nie skończy się to miło dla mnie... i pewnie tylko dla mnie... i tak jak zamyśliłem się w tym wszystkim... wypowiedziałem hasło... i miejsce przeznaczenia... jezioro nieopodal mojego rodzinnego miasta... widziałem szczęście w oczach wszystkich którym udało się uciec... widzieć może i z daleka ale już nie tak odległy w czasie dom... ze łzami w oczach jednak widziałem jak wszyscy w takim gronie jak było oddalają się ode mnie... jak ona idzie z nim... a ja pogrążony we łzach zrozumiałem że to było moje przeznaczenie... zostać sam... za karę używania tego przeklętego narzędzia... miałem zostać ukarany za pomoc wszystkim tym którzy byli tam „gdzieś i kiedyś” ze mną w lochach jakiegoś zamku... miałem pozostać sam... jak zawsze... bez zmian... jak sprzed rozpoczęcia się snu... ;-(