[SEN] Znowu Ty... proszę nie znikaj
Stałem w korytarzu szkolnym... wypełnionym po brzegi uczniami... i chociaż wiedziałem że od dobrych paru lat już w tej szkole się nie uczyłem... miałem na sobie plecak... i chociaż czułem, że ona też tutaj się nie uczy... wiedziałem że gdzieś tam jest... musiałem opuścić szkołę... powiedziano mi, że nie mogę tutaj przebywać... więc zszedłem z najwyższego drugiego piętra szkoły... i schodami do wyjścia... chciałem uciec... myślałem że do mnie nie wróci... uważałem że skoro tam się nie uczy to jej tam nie będzie... poszedłem do domu...
Znajomi mówili mi, że Ona ma właśnie tam jakieś konkretne wykłady i egzaminy... cóż... to niezmienne przez już tak długi czas uczucie odezwało się we mnie ponownie... (tak czułem miłość, znów i nawet po przebudzeniu nadal to czułem)
Musiałem zaryzykować... najwyżej zawiodę się... pewnie nie pierwszy raz... ale i nie pierwszy raz z jej powodu próbowałbym skończyć ze sobą gdyby mnie nie chciała...
Wszedłem do szkoły... coś mnie ciągnęło na podłużny korytarz na drugim piętrze... tam właśnie przebywali ludzie w jej wieku... pewnie na tych samych egzaminach... dookoła szum... po schodach zbiegały małe dzieci, gimnazjaliści a nawet jacyś studenci... przez chwilę pomyślałem... pewnie już się wszystko skończyło... a Ona wróciła do siebie... daleko... zapominając o mnie... to nie mogło się wydarzyć... dwa piętra były dla mnie niczym wbieganie na sto... nie wiedzieć czemu... ale wiedziałem że muszę się poświęcić... dla Niej... już wszedłem na korytarz... widziałem gromki tłum ludzi kotłujących się do jednej z sal... słyszałem różne rozmowy i śmiechy... słyszałem też jej głos... i mimo że w swoim życiu słyszałem go niewiele to wiedziałem że rozmawia... słyszałem że ktoś jej mówi: "on tu jest nie zawiedź go..." usłyszałem dzwonek... wiedziałem że jeśli teraz wejdzie do tej sali... mogę odejść... zacząłem krzyczeć... najprawdopodobniej się rozpłakałem... widziałem jak ludzie znikają z korytarza... byłem coraz bardziej zaniepokojony... "to musi być koniec" pomyślałem nagle zobaczyłem Ją... stojącą tam... wpatrującą się we mnie widziałem Ją... stała tam... czekała na mnie... zamurowało mnie... czy Ona mnie kocha? czy Ona mnie kochała kiedykolwiek? co teraz powie? Ruszyła w moją stronę cieszyłem się... prwadopodobnie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi... w tym budynku tylko mnie przytuliła... bez słowa... wyszliśmy z budynku... zaraz za bramą usłyszałem "zawszę cię kochałam". Uważałem to za największe szczęście w moim życiu... moja najukochańsza niebieskooka szatynka... powiedziałą mi to prosto w oczy..., żebyłem od niej nieco wyższy... pocałowałem ją w czubek głowy i wtuleni szliśmy do mnie do domu... kiedy już byliśmy na klatce schodowej pokazało się jakieś dziwne okno... było małe ale wydawało się że nawet ja mogę przez nie przeskoczyć... z mieszkania wybiegł mój brat i krzycząc "nieee..." biegł po schodach... Ona powiedziała tylko "o basen" i wskoczyła przez okienko... za którym okazało się leżeć bagno... wpadła i nawet nie było już jej widać kiedy wskoczył za nia mój brat...
Pobudka jaką zaserwował mi ten sen jest nie do zapomnienia... obudziłem się zlany potem, ze łzami w oczach i z tymi piekielnymi motylkami w brzuchu... nie wiedziałem co ze sobą zrobić... rozpłakałem się...
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -