Trochę serca i uczuć
Ciąg dalszy wydarzeń z :
„Czas miecza, krwi i bólu”
Chcesz wiedzieć jak dalej potoczy się akcja?
Kim jest i co potrafi mała dziewczynka?
Chcesz wiedzieć co było dalej?
Przeczytaj i wejść w ten świat.
Trochę serca i uczuć
Spis treści:
1.Objawienie mocy
2.Problem
3.Walka na drodze
4.Karczma pod lisem
5.Krwawa noc
6.Walka w deszczu
7.Polana przyszłości
8.Poznanie
9.Radosław
10.Eryk
11.Decyzja Eryka
12.Sytuacja
13.Chwila dla nasz
14.Wieczór w świetle ogniska
15.Opowieść
16.Wieczór w świetle ogniska cz.2
17.Zamek stryja
18.Posłaniec
19.Szok
20.Łzy pożgania
21.Droga armii
22.Marszałek Mohro
23.Eryk. Co z nim?
24.Enfri
25.Armia i plany
26.Rigen rusza
27.Rezobork
28.Kryjówka
29.Przygotowanie bitwy
30.Awangarda
31.Hrabia Spen
32.Nolandia
33.Centrum
34.Enfri i Sabrina
35.Generał Stlist
36.Armia prawa
37.Bitwa w Czarny Las
38.Wieści
39.Narada wojenna
40.Sabrina
41.Vetheir
42.Noc ognia
43.Wizyta
44.Blask gwiazd
45.Rano
46.Bitwa o Azberg
47.Hrabia Spen na polu.
48.Front
49.Noc
50.Noc cz.2
51.Nocna Bitwa o Azberg.
52.Ostatnia walka Spena
53.Akt miłosierdzia
54.Poranek w blasku słońca
55.Bitwa pod Widłgowem
56.Bitwa pod Widłgowem:Szarża
57.Bitwa pod Widłgowem:Zacięty bój
58.Bitwa pod Widłgowem:Walka do końca
59.Bitwa pod Widłgowem:Dziki bieg
60.Lewa flanka
61.Wydarzenia po bitwie
62.Przyjaciele
63.Marszałek
64.Trudna decyzja
65.Pakt pokojowy
66.Powrót w stronę domu
67.Spotkanie w namiocie
68.Wielkie zdziwienie
69.Pojedynek na śmierć
70.Co się stało?
71.Śmierć
72.Narada i kłótnia
73.List do Elenory
74.Spotkanie pod zamkiem
75.Przywitanie
76.Krótkie pożegnanie
77.Stolica
78.Rozmowa
79.I co robić dalej?
80.Epilog
Objawienie mocy
Ognisko wybucha płomieniami,
W ciemnych mrokach kryje się zło,
Spoglądam na ich twarze,
I zaglądam w swoje Serce.
- Panie Peoniuszu - powiedziała dziewczynka.
- Mów mi po imieniu.
- Dobrze, gdzie teraz pojedziemy?
- Jeszcze nie wiem.
Coś się poruszyło w krzakach,
Rzut, lot, wybuch.
Bombka z silnym dymem.
Dwóch bandytów poderwało mnie,
Trzeci uderzył.
Jakubin leżał na ziemi.
- Zostawcie go!
- Ta mała każe nam go zostawić!
- Już!
Błysnęła oczami,
Fala uderzeniowa zmiotła ich,
Wzięli nogi za pas.
- Peoniusz,nic Ci nie jest?
- Nie, ta bombka miała specjalne właściwości.
- Była robiona.......
O nie,
Przez czarodzieja.
- Masz takie zdolności?
- Tak, matka była czarodziejką.
- Trenowałaś te zdolności?
- Tak, z czarodziejem z zamku.
Ale tylko opanowanie.
- Jeśli mogę co z twoim ojcem?
- Zginą, nie znałam go.
- Peoniusz?
- Tak?
- A ty masz córkę?
- Nie.
Dziewczynka miała łzę,
Wytarłem ją palcem.
- Mogę go zastąpić.
- To świetnie.
Przytuliła się,
Dziwnie się poczułem.
To chyba przeznaczenie.
Problem
Koń targa grzywą,
Wiatr mija spokojnie.
- To jest niebezpieczne.
- Wiem Jakubinie.
- Kto mógł dać im tą bombkę?
- Jakiś czarodziej.
- Co zrobimy?
- Pojedziemy do stryja.
- On ma zamek?
- Tak Izydo, ale nie duży.
- Wyślemy posłańca do króla.
- Tak, lepiej sam do niego nie jedź.
- A czemu król nie lubi Peoniusza?
- Zrobiłem coś nie tak jak on chciał.
- Zachowałem się zgodnie z sumieniem.
- To nic złego nie zrobiłeś.
- Ale nie według króla.
Drogę zajechał bandyta,
Z tyłu jechali następni.
Dojdzie do rozlewu krwi?
Walka na drodze
- Oddajcie dziewczynkę.
- Kto wydał w te rozkaz.
- Nie ważne.
- Oddajcie ją.
- Nie.
Ruszyliśmy szybko,
Bandyta z tyłu rzucił bombkę,
Jakubin odbił mieczem,
Bombka wybuchła.
Ruszyłem na przeciwnika,
Ciął mieczem,
Uchyliłem się,
Złapałem za rękaw,
Pociągnąłem.
Jakubin przejechał blisko,
Koń spłoszony,
Bandyta spadł.
- Kto was napuścił?
- Nie mogę.
- Mów.
- Zabijesz mnie przy małej?
- Ja widziałam już to.
Podjechałem konno,
Wziąłem zamach nogą,
Padł.
- Mów kto?
Skąd macie te magiczne bombki,
- Dostaliśmy Jej od człowieka zwanego Grigorem.
- On to wam zlecił?
- Tak
- Mów dla kogo?
- Dla jakiegoś czarodzieja,ale nie wiem komu.
- Gdzie go znajdę Grigorego?
- Karczma pod lisem, to po drodze,
- Wynos się.
Przechodził blisko,
Cichym głosem.
- Jakbym nie mała nie wypuściłbym Cię.
Karczma pod lisem
Ruszyliśmy prędko,
W następnej wsi,
Zajazd pełny,
Dwu piętrowa karczma.
Jakubin zostanie na zewnątrz,
Ja z Izydą w kapturze,
Wejdziemy.
Znajdę Grigorego,
A Jakubin odetnie drogę odwrotu.
W środku było mnóstwo ludzi,
- Karczmarzu!
- Co tam podać?
- Mam pytanie.
Rzuciłem kilka monet
- Więc Panie jakie masz pytanie?
- Szukam Grigorego.
- Panie cicho proszę mówić,
- Jest tutaj?
- Tam przy stole siedzą jego ludzie.
- A on?
- Jeszcze nie wrócił.
- Nocuje tu?
- Tak na górze.
- My też weźmiemy pokój,
Położyłem kilka monet.
- Tyle wystarczy?
- Tak Panie.
Krwawa noc
- Dlaczego nie poczekasz na niego na zewnątrz?
- Chce dorwać wszystkich.
- Boje się.
- Izydo, nie bój się.
- Powinniśmy jechać.
- Ktoś nas ściga.
- Bo chce zabrać mnie.
- Dlatego im nie pozwolę.
- Poczekaj tu na mnie.
Na dole było już mało ludzi,
Ludzie Grigorego pili przy stole.
- Hej wy!
- A ty kim jesteś? - spytał brodacz.
- Szukam Grigorego.
- Nie ma go jeszcze.
- A kiedy wróci?
- Później!
- To dobrze!
- Czemu jesteś taki zadowolony?
- Kto was nasłał?
- Że co, a to on.....
Kopnąłem go, przeleciał przez stół.
Drugi poderwał się,
Dostał w twarz,
I jeszcze raz,
Padł.
Następny z nożem,
Zrobiłem unik,
Lewa ręka do góry,
Cios noża spadł na nią,
Prawa uderzyła w brzuch,
Spadł na kolegę.
Pierwszy poderwał się,
Cios w twarz,
Kopnięcie w nogę,
Ręka za jego głowę.
Teraz mogę ich zabić.
Głowa gruchnęła.
Ostatni poderwał się z buzdyganem,
Zrobiłem unik, kopnąłem w kolano.
Padł złamany.
Ten z nożem skoczył,
Przeskok, obalenie.
Nóż wbiłem mu w gardło,
Skoczył drugi,
Wymiana ciosów,
Uderzenie w szczękę,
Pchnąłem go na tego z buzdyganem.
Złapałem lezący na ziemi,
Uderzyłem, miażdżąc dwie głowy.
Walka w deszczu
Dałem znać Jakubinowi,
Wynieśliśmy ciała do stodoły,
Zabrałem płaszcz temu że złamanym karkiem,
Mój był we krwi.
Przyjechał Grigorii zresztą ludzi.
- Kim jesteś?
- Szukałeś mnie na zlecenie.
- A to ty, dobry jesteś.
- Kto Cię przysłał?
- Haha, gdzie mój ludzie?
- Sprawdź w stodole.
- Zabiłeś ich, dobry jesteś.
- Na niego!
Jakubin wyskoczył z ukrycia,
- Jest ich dwóch, zabić ich.
Jakubin jak kot szybki,
Powalił jednego,
Cios, unik i kolejny.
Zaczyna padać deszcz.
Uderzyłem jednego,
Sparował, odepchnięcie.
Poślizgną się,
Ostrze przebiło go.
Nabieg na mnie,
Unik, pchnięcie,
Wyciągnąłem, cios po szyi.
Jakubin kopnąłem jednego,
Drugi dostał mieczem w głowę,
Doskoczył i ciął po brzuchu.
Padł twarzą w błoto.
Jakubin stał z krwią na mieczu.
- Dobrzy jesteście.
- Jest mój.
- O sam na sam.
- Dawaj.
Miał kolczugę pod szyją,
Zbroje z łusek i elementy kolczugi.
Ciąłem po skosie.
Mocno padało.
Uderzył, unik.
Zaatakował, blok.
Miecze sparowały.
Ciął od dołu,
Odskoczyłem i ciąłem w twarz,
Wybiłem mu miecz i kopnąłem,
Zwalił się na ziemie.
- Kto! Mów!
- Czarodziej Mordtret to on!
Sięgną po sztylet,
Przebiłem szyje na wylot,
Był zbyt wolny.
Wschód słońca
Ciała położyliśmy w stodole,
Na ladzie zostawiłem monety.
- Jedziemy.
- Jesteś cały mokry.
- Już po wszystkim.
- Wieś kto mnie ściga?
- Tak to czarodziej, ale nie pytaj więcej.
- Zabiłeś wszystkich?
- Izydo, wieś że Cię chronię,
- Odpowiedz.
- Tak, zabiłem z Jakubinem.
- Nie będą już wchodzić nam w drogę.
- Kiedy jedziemy?
- Rano.
Płaszcz wyrzuciłem,
Ruszyłem w kolczudze.
Ruszyliśmy drogą,
Jedziemy przy lesie,
Polana między drzewami,
Jakieś pioruny.
- Zostańcie, zeskoczyłem z konia.
Potwór, wyglądał jak stonoga,
Czarodziejka rzuciła zaklęcie,
Stonoga uderzyła ją łapą.
Chce ją złapać w ostrze.
Doskoczyłem,
Wyjąłem miecz.
Polana przyszłości
Skoczyłem zasłaniając Ją mieczem,
Czarodziejka była zaskoczona,
Pobiegłem, wybiłem się z pnia,
Ciąłem szybko z tyłu między pancerz.
Spadłem,
Zaatakował mnie łapą,
Odciąłem Ją,
Czarodziejka rzuciła zaklęcie,
Odskoczyłem, rzuciłem mieczem,
Trafił w przerwę.
Bieg, wybicie,
Pchnąłem miecz dalej,
Spadłem na ziemie,
Stonoga upadła.
- Dobrze się ruszasz.
- Dziękuje.
- To ja dziękuje.
Uratowałeś mnie.
Schowałem miecz.
Jakubin i Izyda przyjechali,
Czarodziejka spojrzała z ciekawością.
- Znasz Ją?
- Nie, znaczy.
- Znaczy co...
- To wnuczka Hrabiego Viosa.
-Skąd wiesz.
- Rada od dawna interesuje się nią.
Złapałem Ją za szyje i przycisnęłam do drzewa.
- To taka gra?
Uderzyła mnie,
Złapałem Ją za rękę.
Obaliłem.
Chciała rzucić zaklęcie.
Złapałem Jej rękę.
Leżałem na niej.
- Spokojnie, to tobie kazali to zrobić?
- Ale co?
- Czarodziej chce Ją złapać.
- Wynajął najemników.
Już dwa razy nas atakowali.
Aż dorwaliśmy najemnika z ludźmi.
- Nic o tym nie wiem.
Rada wie o Jej zdolnościach.
Ale nikt nic nie kazał.
- Przepraszam więc.
Stanąłem, pomogłem Jej wstać.
- Wybacz mi proszę.
- Dobrze.
- Masz swojego konia?
- Tak uciekł na drogę.
- To dobrze, pojedziesz z nami?
- Jeśli mogę.
Poznanie
Jakubin dowiedział się co zaszło,
Jechaliśmy drogą,
Czarodziejka miała czarne włosy,
Nazywa się Enfri.
Czarodziej Mordtret był człowiekiem rady,
Ale został wygnany,
Co do dziewczynki,
Enfri uznała że trzeba Ją szkolić.
Stanęliśmy na noc w gospodzie.
- Peoniuszu powiedz mi co zrobimy.
- Nie wiem.
- Nie zostawiaj mnie samej.
Przytuliła się.
- Nie zostawię, obiecuję.
Ukryje się u stryja.
- A my przekazie my wiadomość królowi.
- A co z Enfri?
- Nie wiem, poczekaj.
- Boję się.
- Jej?
- Nie wiem.
- Będzie wszystko dobrze.
Poszedłem do komnaty Enfri,
Siedział na krześle.
- Czekałam na Ciebie.
- Doprawdy.
- Patrzyłam na Ciebie i Izydę,
Traktuje Cię jak ojca.
- To prawda, swojego straciła.
Zbliżyła się do mnie.
Od samego początku zwraca na nią uwagę.
- Dziwnie się czuję,
- Uratowałeś mnie.
Pocałunek wszystko ukazał,
Był głęboki.
Wsunąłem rękę pod sukienkę,
Całuje po szyi.
Pomieszczenie wypełnił jęk,
I kolejny.
Wygląda niebiańsko,
Ma nie zbyt duże piersi,
Ale są naprawdę cudowne.
- Czy coś może z tego być?
- Nie wiem.
Wróciłem do Izydy,
Już spała,
Spojrzałem przez okno,
Co ma robić,
Sam nie wiem.
Radosław
Król przybył z armią do naszego królestwa,
Fryriia wysłała swoje siły,
Radosław miał dobrą armie,
Liczył że Rigen nawet nie uderzy.
Król się zmienił,
Potrzebował Peoniusza,
Czuł w głębi Serca,
Że źle uczynił.
Za kilka dni dotrzecie do granicy,
Kiedyś jego dziad toczył bitwy,
Ale tamte państwa już nie istnieją,
A Rigen podbiło całe południe.
Przez pięć lat,
Zajęło osiem państw,
I ruszyło do nasz.
Słyszał historie,
Crajk zostało wycięte,
A inni mówili,
Że mieszkańcy sami się zabili.
Musi powstrzymać wroga,
Wtedy inne królestwa połączą siły,
Król Rigen podobno w sędziwym wieku,
Ale ma świetną armie.
Rano pora ruszać dalej,
Spojrzał w niebo.
Eryk
Siedział za kratami,
Rigen obozowało,
Przeżył bitwę,
Stracił wszystko.
Ale nadarzyła się okazja,
- Strażniku!
Chcę pić.
To odwróciło uwagę,
Strażnik i zauważył fortelu.
- Masz, napij się gorzałki.
Eryk wziął łyka.
- Dziękuję.
- Aaa, proszę...
Późną nocą,
Gdy było mało strażników,
Eryk otworzył kratę,
Szybkim krokiem,
Przebiegł do zagajnika.
Przy drodze do wioski,
W stajni były konie.
Skrada się,
Przy domku stanął,
Słyszy jęki i krzyki,
Spojrzał przez okno.
Decyzja Eryka
Żołnierz zabawiał się z dziewką,
Mogę jechać,
Ale coś mi karze to zrobić,
Ruszył.
Pod drzwiami stał strażnik,
Złapał go ręką za szyje,
Łokieć ją zgniata,
Przekręcił,
Kark złamany.
Zabrał mu miecz,
Wszedł do środka,
- Zostaw Ją.
- Co? Kim ty kurwa jesteś?
Próbował złapać ostrze,
Eryk zamachną się,
Ciął od szyi do pasa.
- Dziękuje Panie,
- Uciekaj z stąd.
Eryk wyszedł.
Od ogniska zapalił kawałek kija,
Rzucił na słomę,
Zabrał jednego konia że stajni.
Spłoszył resztę,
Sam ruszył na północ,
Strażnicy zobaczyli płomienie,
Spłoszone konie.
Ciało w środku spalone,
Na zewnątrz trochę spalone,
Ale zauważono brak więźnia.
Mohro ukarał strażników,
Dwa dni bez jedzenia,
I zakaz picia,
Następnym razem każę zabić.
Sytuacja
Rigen na razie stoi,
Siły Nolandi wycofały się,
Całe siły Rigen stoją pod naszą granicą.
Ale mają inne problemy.
W kopalniach wybuchł bunt,
W Weneri na południu,
W Trwnen powstanie przeciw Rigen,
W Ebirze stolica ogłosiła się wolna.
Zdusić bunt,
Pokonać powstańców,
Zdobyć stolice Ebiru,
Zabić zdrajców.
Druga armia,
Która miałam pomóc w ataku,
Nie przybędzie,
Musi uporać się z zagrożeniem.
Marszałek Mohro wie,
Wojna może być przegrana,
Musi to dobrze rozegrać,
Dlatego dla armii przyda się przerwa.
Chwila dla nasz
My wędrujemy do stryja,
Wiem że w nocy zrobiłem źle,
Za dzień będziemy u celu,
Enfri była dziś zadowolona.
Izyda była niespokojna,
Jakby czegoś się objawiała,
Jakubin był zdrenowany,
Ja natomiast,
Zmieszany.
Wieczór w świetle ogniska
- Peoniuszu?
- Tak.
Izyda przytuliła się.
- Co będzie jak dotrzemy do twego stryja?
- Wyślemy poselstwo do króla.
- Ale ty zostaniesz?
- Zależy co postanowi król.
- Będziesz się go słuchał?
- Mogę być potrzebny na polu.
- Proszę.
Objąłem Ją ręką.
- Nie bój się.
- Nie boje się.
- Nie ma już nikogo.
- Wiem, nie zostawię Cię.
- Dziękuje.
Jakubin patrzył na horyzont.
- Jutro Ją zobaczysz.
- Peoniusz tu nie chodzi o nią.
- A więc o co przyjacielu?
- Król, wojna, czarodziej.
- Aż tak się martwisz?
- Tak za dużo tego.
Nie boje się ale,
Trochę się obawiam.
- Spokojnie Jakubinie.
- Co by się nie działo będę z tobą.
- To dobrze.
Jakubin znów spojrzał na horyzont,
Enfri usiadła przy Izydzie.
- Ładnie razem wyglądacie.
- To znaczy?
- Wyglądacie jak ojciec i córka.
- Doprawdy.
- Ja nie ma rodziny.
- Przykro mi.
- A wy?
- Moi zginęli, a dziadek chyba.
- Izydo dostał bełtem, ale nie wiadomo.
- Chodziło mi o Ciebie i Jakubina.
Historie Izydy dobrze znam.
- A no pewnie że znasz.
- Mój dziadek służył dwóm królom,
Poległ w bitwie.
A ojciec pływał na wyspy.
Zdławił bunt Podolan,
Za to go nienawidziłem.
- Dlaczego?
- Puścił całą wioskę z dymem,
Mordował wszystkich.
- I tak pięć wiosek.
- Rozumiem.
Gdy płyną był sztorm, zginął.
- A matka?
- Nie wiem, nie była z dworu,
Podobno była czarodziejką.
Mam stryja do, którego jedziemy.
- A ty Jakubinie?
- Kiedyś wyprawił się za góry,
Na dzikie ziemie.
- Ekspedycja miała ocenić kolonizacje.
Czy jest to możliwe.
Nie wrócił.
- Później też tam ruszyłem.
- Nie znalazłeś go?
- Nie, ale tam poznałem Peoniusza.
- Opowiedź.
Opowieść
Wiatr wiał,
Ja z kilkoma ludźmi,
Zobaczyłem coś za chmurą kurzu,
Była ta, bitwa.
Nasi nacierali na dzikich,
Mieli włócznie, strzelali z łuków,
Koni łucznicy i koni włócznicy.
Mieli cepy bojowe, brak opancerzenia.
Nasi wbijali się w nich jak klin,
Ale strzały ich powalały.
Wtedy go zobaczyłem,
Prowadził piechotę skrzydłem,
Włócznie powaliły konnych,
Piechota zbiła się tarczami w blok,
Pokonał konnych,
To był Peoniusz.
Inii ruszyli szybko,
Pokonali wroga.
Ale z pięciu tysięcy,
Zginęło trzy i pół.
Dzikich policzono,
10 tysięcy zabitych.
Udałem się na dół,
Spojrzałem mu w oczy,
Rozumiał, pozwolił się przyłączyć.
Wiedziałem ze nie znajdę ojca,
Peoniusz był rycerzem, ale nie dowodził,
Berd dowodził,
Który później staną po stronie księcia Witerberga.
Wycofaliśmy się,
W górach lawina zabiła 500 ludzi.
Podróż kolejnych 200.
Rani też nie przeżyli.
Wróciło tylko 2600 ludzi,
Przykre, za górami są pustkowia,
Peoniusz wciągnął mnie do wojska,
Od tamtej chwili byliśmy razem.
Książę ogłosił że nie będzie ulegał królowi,
To była pierwsza moja bitwa,
Peoniusza druga.
Z każdym zabitym coś uchodzi,
To trudne,
I na tym się kończy ta historia.
Wieczór w świetle ogniska cz.2
- Więc można powiedzieć że jesteście rodziną.
- Tak można powiedzieć
- Peoniuszu to prawda? - spytała Izyda.
- Tak, źle to wspominam,
Tylko bardzo wielu zginęło.
- Jeden z przyjaciół poległ od strzał,
Inny zginą w górach.
- Ale poznałeś Jakubina.
- Tak poznałem.
Pojawił się lekki uśmiech.
- Enfri.
- Tak.
- A ty jak z tobą?
- Ojciec był złym człowiekiem.
- A matka?
- Nie kochała mnie.
Na Jej twarzy pojawiła się łza.
- Przepraszam, nie płacz proszę.
Izyda przytuliła się do Niej,
Enfri przestała płakać.
Izyda przytuliła się do mnie,
A Enfri do niej,
Wyglądało to jak rodzina.
- Dobrze moje małe trzeba wypocząć.
A ty też Jakubinie.
Zamek Stryja
Dotarliśmy do zamku stryja,
Dowiedzieliśmy się jak wygląda sytuacja,
Posłaniec pognał z listami do króla,
Elenora zmieniła się.
Miała romans z dworzaninem,
Powiedział mi o tym strażnik,
Wiktoria też chłodno przyjęła Jakubina,
My Jej uratowaliśmy.
Izyda dostała swoja komnatę,
Enfri obok swoją,
My z Jakubinem też.
Z Elenorą nic nie wyjdzie,
Ale może z Enfri?
Jak zobaczyła nasz,
Zapytała mnie o co chodzi,
Tłumaczyłem, a ona swoje.
Jestem na tarasie,
Jakubin stanął przy mnie,
Rozmawialiśmy, długo.
Aż gwiazdy zgasną.
Posłaniec
Król otrzymał listy,
Przeczytał ostatnie słowa pisane Hrabiego,
Tak pomysł,
Peoniusz.
Wziął kartkę i napisał odpowiedz,
Dał posłańcowi.
Wezwał generałów i ruszył,
W okolice zamku stryja Peoniusza.
Wieczorem posłaniec przybył,
Wziąłem list.
Spojrzałem na Jakubina,
Na stryja,
Enfri, Izydę.
Spojrzałem na list.
Peoniuszu Waleczny, bo tak się nazywasz.
Przeczytałem list od Hrabiego Visa,
Myślałem czy mogę Ci wybaczyć.
I...........
Szok
Król przybył pod zamek,
Armie jeszcze wędrowały,
Ale on już przybył z częścią wojsk.
- Wysłać kilku pod bramę.
- Tak królu.
Wszedłem za bramę,
Z Jakubinem,
Podjechał do nasz król.
Spojrzał na nasz,
Roześmiał się.
Końcówka listu brzmiało tak:
I postanowiłem że wybaczę,
Tobie i Jakubinowi,
Spotkajmy się pod bramą zamku.
- Długo wasz nie widziałem.
- My ciebie też królu.
- Powiedziałem.
- Wiecie że zbiera się wojna?
- Wiemy, ale nie wszystko.
- Jedziemy do granicy.
Nolandia połączy z nami siły,
Fryriia przybędzie za kilka dni.
Wy będziecie ze mną, doradzać.
I walczyć.
Przywracam was do służby,
- Na Bogów nie ma lepszych.
Rigen na dobre siły.
- Kiedy będziecie gotowi?
- Jutro rano.
- Dobrze rano wyruszymy.
- A zostawicie króla tutaj czy może spać w zamku?
- Pytaj właściciela nie nasz.
Król dostał komnatę,
Stryj wyciągną dwie zbroje.
Łzy pożegnania
Usiadłem przy Izydzie.
- Musze rano ruszyć z królem.
- Ale dlaczego?
- Król mnie potrzebuje.
- Ale.
- Posłuchaj, pojadę zrobić swoje i wrócę.
- Obleciałeś.
- Tak bąbelku.
Przytuliła się.
Enfri weszła do komnaty.
- Mogę wejść?
- Wejść proszę.
- Wyjedziesz?
- Tak, rano.
- Zaopiekuje się nią.
Izyda spojrzała na nią.
- Posłuchaj dowiedz się kim jest ten czarodziej.
I czego chce od Niej.
- Zabiorę Ją do mojej przyjaciółki.
- Nie, ja nie chce.
- Pojedziesz sama, a mała zostanie tu.
- Myślisz ze jest tu bezpieczna?
- Tak 500 ludzi, mury.
Za rzeką są garnizony.
Łącznie 1000 ludzi jest bardzo bezpieczna.
- Ruszaj do Niej i dowiedz się kim on jest.
- Dobrze.
Przytuliłem Izydę.
- Wrócę, przyrzekam.
- Do zobaczenia.
Wyszedłem z Enfri.
- Posłuchaj nie chce nic spekulować.
Ale nie wiem czy nie masz swojego celu.
- O czym mówisz?
- Ona tu zostanie i tyle.
- Dobrze nie skrzywdzę Jej.
Miała załamany głos.
- Przepraszam byłem za ostry.
- Nie to ja..
- Jak wrócę powiesz mi co to za jeden.
- Dobrze.
- A nie płacz.
Przytuliłem Ją.
Odszedłem.
- Peoniusz
Odwróciłem się,
Pocałowała.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Odwiedziłem Elenore,
- Wyjeżdżam.
- Gdzie?
- Z królem.
- Jesteś już nie winy?
- Tak.
- Peoniusz
- Tak.
- Jak to jest?
- Nie wiem.
- Izyda?
- Obiecałem Hrabiemu,dobrze go znałem.
- Enfri?
- Spotkaliśmy Ją przy drodze.
Uratowałem jej życie.
- A ja?
- Nie wiem.
Przytuliła się.
- Uważaj na siebie.
- Będę, do zobaczenia.
Stryj przygotował zbroje.
- Dzięki Ci.
- Nie ma za co.
- Pilnuj Izydy.
- Dobrze, a ty uważaj.
- Będę do zobaczenia.
Ubrałem zbroje pełne blachy,
Jakubin też.
Na blachy ubrałem jakę,
Z herbem dziadka,
Dwa miecze a pośrodku Serce.
Miecz przy pasie,
Psi pysk.
Jakubin też miał swój herb,
Wrone z pierścionkiem w dziobie.
Ruszyliśmy przez barem konno,
Konie też ubrane w herby.
Droga armii
Król wyjechał przed nami.
- Ooooo, jakie herby.
- Rodowe.
- Dobrze ruszajmy.
Spojrzałem jeszcze na zamek,
I ruszyłem.
Król opowiedział nam wszystko,
Było mu źle z tym co zrobił.
Cztery dni marszu,
Stanęliśmy, żołnierze musieli odpocząć,
Wojska Fryrii przybędą za dwa dni,
Nolandia ruszyła z częścią sił,
Król zbierze resztę i przybędzie.
Do granicy zostało dwa dni.
Marszałek Mohro
Wojska Rigen stały razem,
Marszałek nie dorwał wojsk Nolandi,
nie chciał rozdzierać sił.
Jest gotowy na stracie.
Ale Król Radosław jest jego największym wrogiem,
Musi rozstawić ludzi i ruszyć.
Lewo skrzydło,
Prawe i centrum.
Wyśle awangardę,
Jakby miał drugą armie.
Skrzydła ruszą,
Jedno i drugie ma dwa zamki do zdobycia.
A później zejdą do środka.
On rozbije środek.
A skrzydła okrążą,
Cała północ będzie nasza,
Ale to będzie trudne.
Eryk. Co z nim?
Długo jechał,
Spał w lesie,
Jadł co mógł,
Zmierza do zamku.
Od chłopa słyszał,
Że król zbiera armie.
Chciał walczyć z Rigen.
Dojechał do zamku,
Powiedział kim jest,
Dostał zbroje.
Został przydzielony do jazdy,
Ich oddział dołączy do króla.
Enfri
Ruszyła do swojej przyjaciółki,
Też była czarodziejką,
Była w radzie,
Więc może go odnajdzie.
Dojechała do Niej,
Nazywała się Sabrina,
Miała blond włosy,
Długie i piękne włosy.
Wdzięki kobicie, tak jak Enfri,
Nie duże, ale piękne.
Miała piękna cerę,
Uchodziła za jedną z piękniejszych czarodziejek.
Mordtret został wygnany,
Miał układy z kimś z Rigen.
Ale później dział na własna rękę.
Do czego potrzebna mu Izyda?
Czarodziejki ruszyły do jego dawnej kryjówki.
Armia i palny
Ludzie już wypoczęli,
Fryriia przybyła z ośmioma tysiącami,
Nolandia przyprowadziła pięć tysięcy,
Głównie jazdy.
Król Radosław,
Wydał rozkaz rozstawienia sił,
Skupił wszystko razem,
Wtedy są silni.
Wie że awangarda ruszyła,
Jeśli rozbiją centrum,
Skrzydła nie wygrają.
- Królu, ich awangarda ruszyła.
- Wiem, co radzisz Peoniuszu Waleczny.
Wszyscy się spojrzeli.
- Daj mi trochę ludzi.
Rozbije awangardę w lesie.
- W Czarnym Lesie?
- Spytał dowódca Nolandi.
- Tak, nie zrobią zwiadu.
A w ich sercach zasieje strach.
- Ma raczej - powiedział generał Kisewszki.
- My przygotujemy się do bitwy,
- Dobrze, Peoniuszu ilu potrzebujesz ludzi?
- Pięć tysięcy, łuczników i piechotę.
- Dobrze rozbij ich i wracaj.
- Tak królu.
- Królu na skrzydła?
- Muszą się bronić.
- Pozwól wziąć mik coś i tam ruszyć,
- Hrabio Rezbork.
- Hrabio? Jestem księciem.
- Słuchaj, najważniejszy jest środek.
- Wezmę swoją straż i jazdę,
500 konnych, głownie kuszników.
Pojadę do zamku na lewym skrzydle.
- Królu do dobra myśl.
- Zgrani garnizony i ruszaj do drugiego zamku.
- A co z zamkiem Visa.
- Tam zginęli prawie wszyscy Peoniusz?
- Wielu zginęło.
- Rezbork wyślij ludzi i zabiedź resztę i ruszajcie do następnego zamku.
- Wy i załogi garnizonów i siły z zamku będziecie się bronić.
- Tak królu.
- A co z prawym?
- Hrabia Spen ruszy ze obwodem i zajmie pierwszy zamek.
- Skrzydła zatrzymają, a centrum zgniecie.
Więc tak:
Mamy 160 tyś ludzi,
Są różnie uzbrojeni.
Hrabia Rezbork rusza na lewe skrzydło,
Hrabia Spen na prawe.
A Generał Peoniusz Waleczny rozbije awangardę.
- Wezmę Jakubina jeśli pozwolisz Panie.
- Królu dwóch generałów? - spytał dowódca Nolandi.
- Tak razem są nie do pokonania.
Widziałem to.
- A reszta szykować się do bitwy,
Nie wiem ile sił ma wróg.
Rigen rusza
Generał Stlist ruszył z pięcioma tysiącami,
Uderzy ponownie na zamek Hrabiego Visa,
I później ruszy dalej do Azberga,
To pozwoli skręcić by okrążyć wroga.
Cztery tysiące zakutych w blachy,
Piechota z dobrym orężem,
Tysiąc jazdy.
Dywizja liczyła osiem tysięcy,
Tu było pół,
Pułk miał po tysiąc,
Ruszył do zamku.
Kusznicy odtworzyli ogień,
Było ich za mało,
Żołdacy zjawi się pod murami.
Drabiny stanęły.
Obrońcy próbowali ich zatrzymać,
Żołnierze z mury odtworzyli bramę,
Wlała się reszta,
Mieszkańcy bronili się na barykadzie.
Generał nie czekał uderzył jazdą,
Obrońcy uciekli,
Miecze cięły nie miłosiernie,
Ruszyli jak burza,
Mury spływały krwią,
Jakiś rycerz poderwał kilku wojowników,
Było takich kilku.
W końcu padli,
Płomienie oświetliły miasto,
Żołnierze grabili,
Chędożyli kobiety,
Mordowali mieszkańców.
Generał Stlist cały we krwi,
Nie miał litości,
A kiedyś gdy walczyli na południu,
Zabijał jak oszalały.
Czarne zbroje,
Czarne płaszcze,
We krwi brudne,
Czerwone miecze,
Płomienie w mieście.
Nie którzy uciekli,
Resztki broniły się w zbrojowni,
I przy ostatniej barykadzie,
Dając czas uciekającym.
Jazda uderzyła,
Byli jak upiory,
W czerni,
A za mini ogień.
Barykada padała,
We krwi brudna,
Zbrojownie podpalono,
Ci, którzy wyskoczyli zginęli,
Reszta spłonęła.
Rigen straciło tylko 50 ludzi,
Nie brali żywcem,
A kobiety zabito później.
Rezbork
Zebrał ludzi z garnizonu,
Widział płomienie,
Zebrał 300 żołnierzu,
Za dzień będzie w Azbergu.
Wie ze raczej zginie,
Ma tylko 800 ludzi,
Jazda dotarła,
W zamku było tysiąc zbrojnych.
Kazał zbudować dwie barykady,
Połowę ludzi skierował na mury,
Połowę kuszników do wieży,
A drugą na mury.
Później przybyła piechota,
Oni zajęli pozycje za bramą do zamku.
Jak padnie główny mur,
Będą bronić się przy zamku.
Strzelać z wieży,
Do ostatniego obrońcy.
Kryjówka
Czarodziejki weszły ostrożnie do środka,
Mrok spowijał wszystko wokół,
Na ławie leżała kartka,
Zaklęcie ognia.
Był to list.
Witam drogie przyjaciółki,
Tu mnie nie ma,
A żeby mnie znaleźć,
Trzeba się postarać,
A macie kilka minut,
Zanim wszystko wybuchnie.
Na stole leżała księga,
Zabrały ją,
I szybko uciekły na zewnątrz,
Wszystko wybuchło,
Zaklęcie wybuchu,
Dobry jest.
Na pierwszej stronie,
Była napisane,
To czego chcę,
Wezmę to,
Nawet jak by,
Musiał zabić wszystkich.
Czarodziejki odjechały,
Musze odnaleźć Peoniusza.
Ale wyjechał na wojnę.
Przygotowanie bitwy
Ruszyliśmy do Czarnego Lasu,
Była tam droga,
Rigen będzie nią podążało,
Mogą też iść przy drodze.
Na zakręcie ich zaatakujemy,
Łucznicy po 500 z dwóch stron,
Po tysiąc żołnierzy z każdej strony,
Reszta za zakrętem,
W czterech liniach.
Trzeba ich rozbić,
Zasiać strach w sercach.
Awangarda
Kapitan Tigen dostał trzy tysiące,
Za mi ruszyła główna armia,
Piechota 5 dywizji,
Cześć walczyła już kiedyś.
Reszta dywizji była w obwodzie.
Marszałek Mohro spodziewa się czegoś,
Strata kapitana nie będzie wielkim ciosem.
Wędrowali głównie drogą,
Cześć lasem przy drodze,
Las był straszny,
Żołnierze stracili pewność siebie.
Hrabia Spen
Był pod murami zamku,
W zamku było dwa i pół tysiąca,
Krasnoludy chciały bić się w otwartym polu,
Hrabia zamierzał ustawić siły,
Jeśli przegrają, cofnął się do zamku.
Przed nimi były lasu i pola,
Miasto, które było pod zamkiem było małe,
Właściwie go nie było,
W przyszłości zostanie rozbudowane.
Przed bramą zamkową,
Mamy lekkie wzgórze,
Ustawił swe siły.
Krasnoludy zajęły wzgórze,
Czworobok z pikami a z tyłu z toporami,
W środku czworoboku stali kusznicy.
Wolne kompanie wykopały doły.
Za dolami ustawili się,
W zamku zostaje reszta oddziałów.
Wróg musi pokonać lasy,
A to trochę zajmie.
Nolandia
Wojska króla ruszyły,
Oddział Eryka dołączył do reszty,
Król musi zebrać jeszcze resztę,
I ruszyć na miejcie.
Jeżeli Rigen zdobyło był Nolandie,
Musieli był przejść księstwo Antory,
I pokonać rzekę, która przedziela,
Wtedy zaatakowali by Fryriie.
Więc uderzyli by na Królestwo Radosława od wschodniej strony.
Na podbitych ziemiach Nolandi,
Został obwód z piątej dywizji,
Palono pola i uprawy.
Za trzy dni powinien dotrzeć.
Centrum
Ruszamy w dół.
Cześć armii stanie za wzgórzem,
Reszta między jeziorem po prawej,
A wioską Widłgowo po lewej.
- Królu jakie przeciwnik ma siły,
- Nie wiem, ale my mamy 160 tys.
- Ale są uzbrojeni różnie.
- Generał Peoniusz pokona wroga w lesie?
- Tak, na pewno.
- A jeśli my wygramy,
A flanki przegrają?
- Generale Winert dowodzi Pan jazdą Nolandi.
- Tak królu.
Skrzydła mają za słabe.
Jeśli przegrają frontalnie,
Skrzydła wycofają się.
Generale Kisewszki stanie Pan z 20 tysiącami piechoty,
Przy jeziorze, tam jazdę będzie miała trudniej.
Po Pana lewej 2 tysiące jazdy.
Generał Wyzimier stanie przy przed wioską,
Jazda w sile 2 tysięcy za wioską.
30 tysięcy piechoty przed.
Jazda Nolandi stanie za wzgórzem.
Fryriia ma piechotę,
Staniecie u podnóża wzgórza.
Reszta armii zostanie ze mną na wzgórzu.
Moi generałowie czas ustawić się w pole.
Enfri i Sabrina
Czarodziejki dotarły do zamku,
Studiowały księgę,
Izyda wpadała w zainteresowanie czarodzieja,
Chciał poznać Jej moce.
Król Rigen też Ją chciał,
Małżeństwo jego syna i Jej,
Dało by mu władze,
Izyda miała korzenie z rodziną królewską.
Mordtret zarobił by na tym,
Wynajął grupkę najemników,
Chciał zobaczyć co się stanie.
Choć Rigen było daleko,
Działał dla nich.
Ciekawe czemu zostawił tą księgę,
Chyba nie wierzył że czarodziejki przeżyją.
Enfri chciała bronić Izydy,
Ale też powiadomić Peoniusza,
Wysłała Sabrinę,
Choć Jej nie znał,
Dała Jej też list,
Peoniusz go przeczyta.
Sabrina ruszyła.
Generał Stlist
Jego wojsko przesuwało się szybko,
Po drodze zostawił płomienie,
Spalono dwie wioski,
Ludzi wymordowano,
Pola zostały spalone.
Za dwa dni armia dotrze do Azberga,
Nie mają pojęcia co ich czeka.
Armia prawa
Żołnierze byli już blisko,
Weszli na wzgórze,
Pokonają jeszcze las,
I zaatakują.
Dowodził członek rodziny królewskiej,
Miał pod sobą Dywizje Ognia,
Ich sztandar to płonący ogień,
Dywizja Rogu elitarna kawaleria,
Gdy zbywali księstwo Tomon,
Pokonała 10 tysięczną armie,
Dywizja kawalerii liczyła 4 tysiące.
Vethoir wiedział że może być trudno,
Ale musiał godnie reprezentować króla.
Bitwa w Czarnym Lesie
Nadeszły wojska Rigen,
Niczego się nie spodziewają,
Długi marsz drogą był męczący,
Żołnierze wędrowali drogą.
Byli przed zakrętem,
Łucznicy byli już gotowi,
Weszli na zakręt,
Dałem rozkaz.
Strzały w locie,
Opadają z dwóch stron,
Szeregi na drodze posypały się,
Jeszcze jedna lawina strzał.
- Atakować!
Z oby stron uderzyli żołnierze,
Rigen nie zdążyło ustawić szyku.
- Pierwsza linia do ataku!
Zaatakowali przód kolumny,
Byli zdezorientowani.
Łucznicy ciągle zasypywali ich strzałami,
Rigen ustawiło szyk w drugiej linii.
- Patrz ustawili się.
- Wysyłamy drugą linie.
- Druga linia do ataku!
Druga linia wbiła się w nich,
Ich boki sypały się,
Podjechaliśmy bliżej z Jakubinem,
By nasz dostrzegli.
- Kapitanie tam.
Kapitan spojrzał na dwie postacie,
Siedziały na koniach,
Wyglądali jak wysoko urodzeni.
Boki pękły,
Przód kolumny zostanie otoczony.
- Kapitanie, otoczą nasz.
- Odwrót.
Kapitan przebił się do środka,
Walczył odważnie,
Mówili ze powalił pięciu,
Dostał się do środka.
Cały przód poległ.
- Nie wysyłamy już następnych linii.
- Nie trzeba.
Nasi przygniatali ich,
Środek wdawał się w ostre walki.
- Kapitanie nie wytrzymamy.
- Odwrót, odwrót.
Ariergarda zrobiła odwrót,
Środek stawił opór,
Dając im czas.
- Nie ścigać! Nie ścigać!
- Tak generale Peoniuszu.
Środek otoczony podał się,
Kapitan z tylną strażą wycofał się.
20 jeńców wypuściłem,
Nagadałem im o naszej wielkiej armii,
Podliczono straty.
Rigen straciło 1900 ludzi,
My 150.
Ruszyliśmy na wzgórze,
By dołączyć do reszty armii.
Wieści
Marszałek usłyszał od kapitana,
Że było ich dużo,
Jacyś na koniach.
Dał kapitanowi wsparcie i wysłał znów,
Sam był w połowie drogi,
Znam takich,
Chcą mnie nastraszy.
Ja wiem co z min zrobić,
Moje 100 tys. ludzi jest gotowe,
Straty małe ponieśliśmy,
I do tego mamy lepsze jednostki.
Narada wojenna
- Peoniusz i jak się udało?
- Zabiliśmy 1900 Rigenczyków,
Straciliśmy 150 ludzi.
- Ilu ich było?
- Gdzieś z 3000.
- Ile mogą mieć sił?
- Nie wiem.
- Jakby mieli dużą armie,
Wysłali by więcej ludzi,
Chyba że to postęp,
Żebyśmy myśleli że maja małe siły.
- To dobrze zrobiłem,
Część ludzi jest za wzgórzem,
A ma jeszcze przybyć Król Nolandi.
- Peoniuszu, Jakubinie dobra robota,
Możecie odpocząć.
Wypoczywajcie bo będzie bitwa.
Sabrina
Jechała konno,
Była już nie daleko,
Myślała kogo spotka,
Peoniusz jak wygląda.
Była wyjątkowa jak na czarodziejkę,
Miała piękne ciało,
A była dziewiczą.
Enfri mówiła ze Peoniusz,
To dzielny rycerz.
Zobaczy sama.
Vetheir
Dywizja Rogu była gotowa,
Połowa dywizji weszła do akcji,
Prowadził Generał Varond.
Jechali wprost na czworobok krasnoludów.
Hrabia Spen stał w środku czworoboku.
- Panowie gotowi?
- Na pohyble z tymi kurwimi synami!
Krasnoludy otworzyły ogień z kusz,
Bełty przebiły kilku,
500 krasnoludów zbitych razem.
Dwa rzędy nastawiły piki,
Koni uderzyli,
Pryskała krew,
Krasnoludy stały.
Kilku spadło z koni,
Nie którzy nadziewali się na piki,
Zrobili odwrót,
Krasnoludy z toporami wyskoczyły,
Zabić tych, którzy spadli i przeżyli.
Rigen ruszyło znów,
Uderzyli o blok pik,
Znów ginęli,
Jak jeż nastroszony.
Bełty znów spadły na wrogów,
Zrobili odwrót,
Krasnoludy znów dobiły tych, którzy przeżyli.
- Patrze ich.
Herbowani, chędożeni rycerze.
- Na pohyble kurwie syny.
Vathair wiedział ze tak tego nie wygra.
- Dywizja Ognia przygotować się.
Dywizja ruszyła,
Krasnoludy otworzyły ostrzał,
Połowa dywizji uderzyła na krasnoludów,
Druga na Wolne Kompanie.
Krasnoludy stały jak jeż,
Piki nie pozwalały podejść,
Krasnoludy z toporami wyrwały,
Ich topory zaczęły sieczkę.
Ci, którzy uderzyli na Wolne kompanie,
Oderwali z łuków,
Cześć ruszyła przez doły.
- Podpalaj!
Wolni podpali doły,
Ci, którzy uderzyli od boków,
Zostali przywitani włóczniami,
A później ostrzami.
Mieczami, tasakami, toporami.
Dywizja Ognia wycofała się,
Krasnoludy strzelały z kusz,
Powali uciekających.
- Kurwie syny!
- Na pohyble!
Jebać! Jebać! I się nie bać!
Hrabia Spen był wśród wariatów,
Ale wśród swoich.
Noc ognia
Rezbork patrzył na łunę,
Wojsko, które szło na niego,
Paliło wszystko po drodze.
Zwiad doniósł że są już blisko,
Rano zaatakują,
Więc się zacznie,
Mury wytrzymają pierwszy dzień.
Ale później trzeba będzie się bronić w wieży,
Z kawałkiem mury i zamkiem.
On sam jutro stanie na murach,
Będzie zabijał,
Nienawidzi ich.
Wizyta
Sabrina wjechała do obozu.
- Chce się widzieć z Peoniuszem.
- Oczywiście Pani, za chwilę poproszę.
Stało dwóch żołdaków,
- Patrz na tą dziewkę,
- Ale bym chędożył,
Ciało piękne.
- Ale tamten sobie pochędoży.
- Witam podobno szukasz mnie Pani.
- Tak, mów mi Sabrina.
- Peoniusz.
- Chodźmy porozmawiać na osobności.
- Dobrze.
Strażnik zrobił ciekawe oczy.
- O to list od Enfri.
- A to ty jesteś jej przyjaciółką.
- Tak dobrze się znamy.
- Nie mówiła mi że.
- Że co?
- Że Jej przyjaciółka jest aż tak piękna i urocza.
Sabrina poczerwieniała.
- Dziękuje.
Przeczytałem list.
- Nieźle powiedz mi coś o nim.
- O czarodzieju?
- Tak.
- Był kiedyś w radzie.
Ale został wypędzony.
Był silnym czarodziejem.
- Sabrina zostaniesz tu?
- Chcesz żebym została.
- Będziemy walczyć, przyda się czarodziejka.
- Jeśli chcesz.
Zaprosiłem ją do swojego namiotu,
- Poczekaj na mnie.
Blask gwiazd
Siedziałem na polu,
Patrzyłem w gwiazdy,
Słysze czujesz kroki,
To była Sabrina.
- Czy mogę się dosiąść?
- Tak, siadaj.
- Mówiłeś że wrócisz,
A nie było Cię dwie godziny.
- Chciałem posiedzieć,
Pomyśleć.
Miałem płaszcz,
A ona tylko suknie.
- Nie jest Ci zimno?
- Trochę.
- Proszę okryj się.
- Nie trzeba.
- Noc jest zimna.
Okryłem Ją płaszczem.
- O czym myślisz?
- Nie długo będzie bitwa.
- Bo się?
- Każdy się czegoś boi.
- A co zrobisz po bitwie?
- Będą służył królowi,
Aż skoczy się wojna.
- A później?
- Wrócę do Izydy.
- To fajna dziewczynka.
- Tak, wnuczka mogę znajomego.
- On zginą?
- Ktoś kto dostał bełtem w klatkę,
Raczej nie przeżyje.
- A ty co mi o sobie opowiesz?
- Jestem w radzie czarodziejek.
- Co tam robicie?
- Rozmawiamy jak unikać problemów.
- Pomagamy królom.
- Radosław nie ma doradczyni.
- Nie chciał.
- Mogę spać w twoim namiocie?
- A będziesz grzeszna?
- Jestem.
To możesz.
Ja spałem przy blachach,
A Sabrina miała dużo miejsca.
Jak powiedziała była grzeszna.
Rano
Wojsko Rigen pojawiło się,
Wychodzili z lasu,
Niektóre jednostki ustawiały się.
- Sabrino, patrz.
- Ciekawe ilu ich jest.
- Nie wiem
- Chodźmy przestawię Cie na nardzie.
- O Peoniusz, kogo przyprowadziłeś?
- To czarodziejka Sabrina.
Moja znajoma.
- Witam - powiedział król.
- Przybyła do Ciebie?
- Tak.
Generałowie się uśmiechali.
- Przestańcie Panowie musi się uspokoją,
- Powiedział król.
- Jeśli potrzeba będzie pomóc magią,
To pomogę.
- To dobrze, dziękuje.
- Panowie bodźmy gotowi,
Pewnie jutro stoczymy bitwę.
Poszedłem z Sabriną,
popatrzeć na armie Rigen.
W tym czasie Jakubin siedział u siebie,
Skupiał myśli,
Trochę trenował.
Bitwa o Azberg
Generał Stlist rozpoczął atak,
Piechota ruszała,
Kusznicy prowadzili ostrzał,
Rigen postawiło drabiny.
Rezbork był na murach,
Miał w ręku nadziak.
- Odpychać drabiny.
Hakami rzucili kilka drabin,
Pułk stał ostrzeliwany,
Jedna drabina pękła,
Obrońcy ciągnęli hakiem,
A żołnierze Rigen byli w połowie.
Ale w jednym miejscu weszli,
Rezbork ruszył osobiście,
Żołnierze, który już wszedł,
Rezbork nadział jego głowę.
Krew strzeliła,
Drugiego nadział w twarz,
Żołnierze podbiegli,
Odpychali razem drabinę.
Udało się,
Drabina runęła,
Do walki włączył się drugi pułk.
Weszli z drugiej strony,
Rezbork ruszył tam.
Uderzył żołnierza Rigen,
Zabił jeszcze jednego.
Druga drabina zrobiła się czarna,
Rezbork wiłą hak,
Zaczepił i przewrócił drabinę.
Uderzył kolejnego,
Zabił jeszcze czterech,
Nie mógł wyciągnąć nadziaka,
Złapał topór z ziemi.
Rąbał drabinę,
Udało się,
Drabina pękła,
Żołnierze spadli na ziemie.
Kusznicy ciągle prowadzili ogień,
Wycofują się,
Rezbork dostrzegł dowódce,
Nie był to generał,
Ale oficer,
Wziął kusze.
Strzelił,
Bełt powali go.
Obok na murach leżał rany.
Rezbork podszedł,
Uderzył kuszą kilka razy,
Aż skonał.
Rigen straciło 1000 ludzi.
Hrabia Spen na polu.
Dywizja Rogu znów ruszyła,
Ale od boku zaatakowała wolne kompanie,
Ustawili szyk włóczni,
Z tyłu strzelali z kusz,
Cześć wojowników,
Zaatakowała z boku konnych,
Toporami, mieczami,
Mieli długie haki, którymi ściągali konnych.
A na ziemi dobielali.
Dywizja cofnęła się.
Na pohybel - krzyknęli.
Dywizja uderzyła na bok krasnoludów,
Piki ich znów przywitały,
Wycofali się.
Dywizja Ognia uderzyła na czworobok,
Krasnoludy trzymały szyk,
A Dywizja Rogu uderzyła na bok,
Piki trzymały szyk,
Zaczęły się poważne straty.
Dywizja Rogu odpuściła,
Krasnoludy bardziej przesiewały szeregi wroga,
Dywizja Ognia doznała poważnych strat.
Vetheir sam objął dowodzenie,
Wziął Dywizje Rogu i uderzył,
Wolne Kompanie były celem,
Przyjęli uderzenie włóczniami,
Haki rzuciły kolejnych,
A ostrza dobiły.
Voro Straszny dowódca,
Był cały we krwi,
Jego topór rąbał wrogów,.
Vetheir dostał toporem w bok,
Spadł z konia,
Ludzie go zasłonili,
ktoś oddał mu konia.
Kazał się cofnąć,
Ci, którzy go zasłonili zginęli,
Kilku padło jaszcze od strzał.
- Na pohyble! Kurwie syny!
- Wolne kompanie wydaja się słabe.
- Prawie zginąłem.
- W pierwszej szarży.
Ja przeżyłem już kilka.
- Generale proszę o raporty.
- Dobrze.
Front
Wojska Rigen ustawiły się,
Było popołudnie,
Marszałek szykował atak,
Miał 60 tys. piechoty,
I 40 tys. jazdy.
Generałowie muszą poznać plan.
Siedziałem z Sabriną,
Rozmawialiśmy opowiedziałem Jej o sobie.
A Ona o Sobie.
Jest córka czarodziejki,
Jej babka też była czarodziejką.
Ma piękne oczy,
I jest bardzo miła.
Noc
Siedziałem znów,
Myślałem o następnym dniu,
Znów ktoś idzie,
To był Jakubin.
- Mogę?
- Siadaj.
- Co z tobą?
- Myślę o ty co będzie jutro.
- Ja też.
- Gdzie byłeś, od powrotu Cię nie widziałem.
-Siedziałem w namiocie,
Myślałem,
Trenowałem.
- Boisz się?
- Tak, a ty?
- Też.
- To będzie duża bitwa.
- Tak w takiej nie byliśmy.
- Jakubinie, będziemy przy królu.
- Wiem to może przeżyjemy.
- Maja duża armie.
- Wiem, ale my mamy coś innego.
- My bronimy swojej ziemi.
Noc cz.2
Marszałek Mohro siedział,
Patrzył na wzgórze,
Na jezioro,
Na wioskę.
Mają dobre pozycje,
Ciekawe co jet za górą.
Mój zwiad niczego nie doniósł,
Kawaleria ich rozgniecie,
A piechota dobije.
To będzie duża bitwa,
Patrzył dalej.
Nocna Bitwa o Azberg
Pułk Riginskiej piechoty podchodzi do bramy,
Z przodu pchali taran,
Wszystko w ciemnościach,
Ich czarne blachy jeszcze bardziej ich maskują.
Na murach było kilku strażników,
Reszta spała,
Rezbork był na naradzie,
Był tam jeszcze zarządca miasta.
Taran uderzył w bramę.
- Biegnij do Hrabiego! Szybko!
Taran znów uderzył.
- Hrabio! Hrabio!
- Co się dzieje?
- Mają taran, są pod bramą.
- Obudź wszystkich.
Rezbork wziął buzdygan i pobiegł.
Taran znów uderzył.
Żołnierze z murów zbiegli na dół.
- Formować szyki!
Taran uderzył znów,
Brama pękła.
- Stać!
Taran znów uderzył,
Brama całkowicie pękła.
Czarni, okrutni ruszyli.
Hrabia uderzył pierwszego buzdyganem,
I poprawił z drugiej strony.
Wyjął sztylet,
I wbił w wizjer.
Jego ludzie skoczyli do przody,
Chroniąc go tarczami.
Hrabia zabrał tarcze zabitemu.
Krył się tarczą,
uderzył buzdyganem,
Nie mógł zabić ciężkozbrojnego,
Ale ich ogłuszał i zabijał sztyletem.
Przyszyli kolejni ludzie Hrabiego.
Hrabia pochwycił topór,
Teraz mógł zabijać wrogów od razu.
Rigen napierało,
Ale w wąskim przejściu,
Nie mogli użyć wszystkich sił.
Walka była długa,
I bardzo krwawa.
Hrabia Rezbork był cały we krwi,
Żołnierz Rigen uderzył go halabardą,
Hrabia zasłonił się tarczą,
Ale padał.
Ruszył na przód,
Pochylony z tarczą nad głowa,
Bił toporem po nogach,
Przeciwnik zwali się na ziemie,
Hrabia zabił go sztyletem.
Z przodu podbiegł żołnierze,
Zrobił dwa kółka kiścieniem,
Hrabia staną nie zdążył się zasłonić,
Stalowa kula z kolcami uderzyła,
Hrabia dostał w klatkę,
Padł na ziemie.
Zdołał złapać halabardę,
I ostrzem z przód dźgnął,
Żołnierze dostał w bok,
Miał tylko napierśnik,
Na bokach miał tylko kolczugę,
Padł na kolana.
Hrabia myją sztylet,
I wbił mu go w oko.
Krew strzeliła na głowę Hrabiego,
A Hrabia padł,
I leżał.
Po kolejnej godzinie walki,
Odparto wroga.
Pułk cofnął się,
Stracił połowę ludzi.
Hrabiego ciężko rannego,
Znaleziono i zabrano,
Obudził się dopiero rano,
Obuch przebił zbroje.
Więc wiedzie co go spotka.
Ostatnia walka Spena
Nad ranem gdy tylko zeszło słońce,
Vetheir wydał rozkaz ataku,
Dywizja Ognia uderzył na krasnoludy,
A Dywizja Rogu z generałem Varondem,
Na Wolne Kompanie.
Dywizja ognia biegła,
krasnoludy ostrzelały ich z kusz,
Ustawił piki,
Tak przyjęli uderzenie.
Dywizja Rogu jechała,
Mieli uderzyć w bok Wolnej Kompani,
Nagle pojawiła się chmura,
Chmura strzał,
Z tyłu stali łucznicy z zamku,
Z oddziałem żołnierzy przed nimi,
Stał tam też....
Hrabia Spen z tarczą i toporem.
Na Dywizje Rogu spadł deszcz,
Deszcz strzał,
Choć mieli zbroje,
To w końcu piąta strzała zabiła,
Łucznicy potrafili wystrzelić 10 strzał na minute.
Wolni przyjęli uderzenie włóczniami i tarczami,
Za nimi byli Ci z hakami,
Halabardnicy ustawili się po ich prawej,
Z tyłu kilku strzelało z łuku.
Spen ruszył z kilkoma żołnierzami,
Krew lała się niemiłosiernie.
Woro straszny dowódca Wolnych Kompani,
Był we krwi.
Zasłonił się tarczą,
Uderzył toporem,
Konny spadł,
Dobił go.
Krew strzeliła wysoko.
Pojawił się Hrabia Spen,
Trzymał tarcze wysoko,
Zasłonił się i uderzył toporem,
Przeciwnik zwali się,
Spen skoczył na niego,
I zabił sztyletem.
Koni nie wycofali się,
Nie chcieli naradzać się na ostrzał łuczników.
W czasie walki byli mniej nadarzeni na ostrzał.
Hrabia Spen uderzył toporem,
Poprawił w szyje,
Krew strzeliła na jego hełm,
Trochę przeleciało przez wizjer,
Konny podjechał do niego,
Spen ochronił się tarczą,
odskoczył i bił po plecach,
Jeździec spadł,
Spen rzucił topór,
Wyją sztylet i dał mu miłosierdzie,
O które prosił.
- Hrabio - krzykną Waro.
Spen poderwał tarcze,
Konny dojechał na niego,
Uderzenie spadło na tarcze,
Hrabia złapał hak,
Nim rzucił jeźdźca,
Usiadł na niego,
Bił tarczą w szyje,
Aż zabił.
Krasnoludy w tym czasie,
Biły się dzielnie,
Topory były w ruchy,
Dywizja ognia cofnęła się,
Padali jeszcze od bełt.
Wolne Kompanie ustawiły znów szyk,
Który został rozerwany wcześniej,
Spen dołączył do nich,
Hakiem ściągną kolejnego.
Waro z toporem i tarczą,
Zabił kolejnego,
Krew ubrudziła mu twarz,
Koni uderzyli szybko.
Spen ściągną jednego hakiem,
Zabił go ktoś inny,
Następny ruszył na Spena,
Zasłonił się tarczą.
Ale upadł.
Ktoś zabił konnego.
Spen staną,
Wziął tasak, od zabitego.
Tarcza do góry,
Cios tasakiem,
Bił kilka razy w szyje.
Nadjechał następny,
Spen zasłonił się i uderzył,
Konny spadł.
Gdy leżał, Spen podszedł.
Uderzył w odkryte miejsce,
Wtedy dostał w plecy,
Padł, ale miał pełną zbroje,
Zerwał się, zasłonił, uderzył.
Usiadł na powalonym,
I wbił mu sztylet w wizjer,
Krew siknęła wysoko.
Spen dostał strużką krwi w wizjer,
Powieki ściekały krwią zabitego.
Akt Miłosierdzia
Generał Varond dostał halabardą,
Spadł z konia,
Szyk Wolnej Kompani trzymał się,
Dywizja Rogu wycofała się.
Hrabia Spen odtworzył klapę hełmu,
Miał krew na twarzy,
Podszedł do przodu.
Generał leżał ranny.
- Zabije tego kurwiego syna.
- Waro nie.
- Hrabio o co ma z nim zrobić?
- Miłosierdzie, honorowa śmierć.
- I mu dam toporem przez łeb.
- Waro nie.
- No dobrze Hrabio.
Spen podszedł do generała.
- Proszę o miłosierdzie.
- Dobrze.
Spen wyją sztylet,
Wytarł go z krwi.
Przyklęknął przy generale.
- Jak się nazywasz?
- Hrabia Spen.
- Ja generał Varond von Hert.
- Hrabio, jesteś człowiekiem honoru,
Dziękuje Ci za to.
Hrabia przyłożył sztylet pod pachę,
Drugą ręką złapał generała za bark,
Sztylet wił się aż w serce,
To była szybka, bez bolesna śmierć,
Na to mogli liczyć pokonani.
Spen wbił sztylet,
Zwany mizerykordią,
Patrzył w oczy generała,
Wyciągną sztylet schował,
Wziął tasak do ręki i odszedł.
- Hrabio.
- Co Waro?
- Oddaj mi proszę tasak.
- Nie jest twój.
- Mojego człowieka.
- Trzymaj.
Spen szedł dalej,
Waro podniósł jego topór,
Szedł za nim.
- Hrabio.
- Co Waro?
- Twój topór.
Rzucił go,
Spen złapał.
- Nie mój, ale krasnoludów.
- To lepiej im oddaj.
Waro pierwszy raz się uśmiechną.
- Hrabio jeśli będziesz potrzebować pomocy,
Daj znać.
- Dobrze Waro.
- Hrabio to zaszczyt walczyć z tobą.
- Jak będę musiał walczyć,
Stanę u twojego boku,
- A też stanę u twojego Waro.
Vetheir widział co się stało,
Podjął decyzje,
Wycofujemy się.
Dywizja ognia straciła cztery tysiące ludzi,
Dywizja Rogu z czterech tysięcy,
Straciła aż trzy i pół tysiąca.
I generała Varnodo von Hert.
Spen nie wiedział,
Ale dostanie ten zamek,
A na miejscu bitwy wybuduje miasto pod zamkiem,
W miejscu śmierci generała zbuduje pomnik.
„ Życie jest walką,
Ale trzeba mieć honor”.
Taki będzie tam napisz.
Krasnoludy straciły 112 ludzi,
Walka w formacji przyniosą małe straty.
Wolne Kompanie straciły 123 ludzi,
Walczyli najwięcej z kawalerią,
Ale to zawodowcy.
Poranek w blasku słońca.
Wszyscy byli już gotowi,
Przytuliłem Sabrinę,nie wiem co się stanie,
Z Jakubinem stanęliśmy przy królu,
Rigen ustawiło już szyki wyjściowe,
Za chwile rozpocznie się bitwa,
Bitwa o naszą wolność.
Z przodu stanęła piechota.
Dywizja Smoka,
Za nimi koni Dywizja Lwa.
Spojrzałem na niebo.
Bitwa pod Widłgowem
Niedawno słońce zeszło,
Niebo jest błękitne.
Dywizja Smoka ruszyła,
Krążą o niej legendy,
Gdy Rigen podbijało południe,
W bitwie pokonała dwie dywizje piechoty.
Gdy podeszli bliżej, spadały na nich strzały.
Choć grube blachy dobrze ich chronią,
Kilku padło martwych.
Uderzyli u podnóża wzgórza,
Stała tam piechota Fryrii,
Dwa szyki halabard przyjęły atak,
Dywizja uderzyła w nich z wielką mocą.
Pojawiły się krzyki i krew.
Dywizja Smoka zaczęła spychać przeciwnika,
- Łucznicy na dół.
- Kasztelanie ruszaj na pomoc Fryrii.
- Tak Wasza Wysokość.
Łucznicy zeszli do podnóża góry,
Rozpoczęli ostrzał dywizji Rigen,
Kasztelan z ośmioma tysiącami ludzi,
Ustawił się ze piechotą Fryrii,
Byli to żołnierze, a raczej chłopi.
Kasztelan zebrał chętnych i dołączyli do armii.
Uzbrojenie mieli różne.
Dywizja Smoka wbiła się klinem,
Ludzie kasztelana rozpoczęli walkę.
Topory, młoty, piki,
Siekiery a nawet widły.
Tym walczyli ludzie kasztelana.
Piechota Fryrii zamknęła boki,
Dowodził Generał Aportfor.
Kasztelan kazał ludziom ustawić szyk,
Sam walczył z tarczą i toporem w ręku.
Kasztelan uderzył w szyje,
Krew Riginczyka prysnęła na niego,
Również strzały spadły z nieba,
Dywizja Lwa ruszyła, konnica.
- Peoniusz weź ciężką konnice i uderz.
- Tak Królu.
Podjechałem kawałek.
- Panowie uderzymy w ich konnice.
- Tak Generale.
Zamknąłem zasłonę.
Podali mi kopię i tarcze.
Ruszyliśmy w dól wzgórza.
Bitwa pod Widłogowem: Szarża
Przejechaliśmy obok piechoty,
Dywizja Lwa jechała na nasz,
Ich czarne blachy,
Czarne peleryny,
Wyglądali jak demony.
Kopią uderzyłem w klatkę,
Rycerz spadł z wierzchowca,
Kopia pękła, tarcze wziąłem wyżej,
Wróg uderzył, ale tarcza mnie uratowała.
Masy kopi biły o siebie,
Wielu spadło na ziemie.
Pochwyciłem miecz.
Uderzyłem jednego,
Zasłonił się,
Poprawiłem, znów się zasłonił.
Zrobiłem rycerskie podwójne uderzenie,
Dostał i odkrył się.
Ciąłem od lewej do prawej,
Jego szyja eksplodowała krwią,
Walki były krwawe,
Część dywizji wycofała się,
By uderzyć na piechotę,
A ta która została biła się dzielnie.
Uderzyłem, blok.
On uderzył,
Zasłoniłem się,
Biłem w jego nogę,
Rentowałem tarczą,
Spadł z konia.
Reszta Dywizji uderzyła na piechotę,
Piechota Fryrii nie zdążyła ustawić szyku,
Ale kasztelan z ludźmi ustawił mur,
Mur halabard i pik.
I ruszył na konnych,
Dobijając każdego rannego toporem.
Koni cofnęli się.
Dywizja Smoka rozpoczęła odwrót,
Wtedy koni uderzyli by dać mi czas,
Piechota Fryrii znów oberwała,
Trzeci szereg ustawił szyk.
Ja powaliłem kolejnego konnego,
Następny podjechał do mnie,
Uderzył, tarczą do góry,
Mój cios spadł na blachy,
Znów uderzył,
Biliśmy na zmianę.
Dał krok w tył,
Ja też.
- Dobry jesteś - powiedział.
- Ty też.
- Nie ścigajcie naszej piechoty.
- Dobrze.
Wycofali się,
Druga część dywizji walcząca z piechotą też się wycofała.
Dywizja Smoka poruszała się przed nimi,
Dywizja Lwa już połączona jechała z tyłu.
Ja zawróciłem jazdę na wzgórze.
Piechota Fryrii doznała mocnych strat,
Kasztelan cały we krwi,
Ustawił się przed nimi,
Ludzie pikami i halabardami zrobili mur.
Marszałek Mohro wiedział,
Chciał sprawdzić szyki wroga,
Są nieźli,
Teraz uderzy inaczej.
Bitwa pod Widłgowem: Zacięty bój
Dywizja Madeo kawaleria,
Ruszyła w stronę lewej flanki.
Generał Wyzimier broniący lewej flanki,
Miał 30 tysięcy piechoty.
Za Dywizją Madeo,
Ruszyła Dywizja Wiking również konnica.
Natomiast na prawe skrzydło,
Ruszyła Dywizja Daithron,
Piechocie łatwiej walczyć przy jeziorze,
Wokół jest podmokły teren.
Lewa flanka,
Dywizja Madeo z Generałem Castlio,
Uderzyła w szeregi piechoty,
Szyk trzymał się,
Halabardy były dobrze przeciw konnicy,
Dywizja cofnęła się.
Wtedy uderzyła Dywizja Wiking,
Przerwała pierwszą linie.
Generał Wyzimier kazał ustawić szyk wszystkim liniom.
Halabardy kuły, jucha lała się,
Dywizja wycofała się,
Znów nastąpił atak Dywizji Madeo,
Przerwała pierwszą linie,
Drugiej nie zdołała.
Jucha sikała wysoko,
I znów Dywizja cofnęła się,
A Dywizja Wiking uderzyła,
Odparto jej atak.
Obie dywizje wycofały się,
Straty piechoty były spore,
A straty dywizji Rigen były porównane.
Na prawym skrzydle,
Dywizja Daithron uderzyła,
Nastąpiła walka piechoty z piechotą,
Rigincyczy lepiej doświadczeni,
Ale teren nie sprzyja ataku.
Walka była krwawa,
Jucha lała się strumieniami,
Ludzie Generała Kisewszkiego,
Zepchnęli część do jeziora,
Rigencyczy potopili się,
Na tym skrzydle walka była bardziej udana.
Ziemia była pełna krwi,
Dywizja zrobiła odwrót,
Generał Kisewszki kazał uderzyć konnicy,
Która stała po jego lewej.
Dywizja Wiking dostała rozkaz uderzyć na nich,
Konni Kisewszkiego uderzyli na wycofujących,
Ale na ich bok uderzyła Wiking.
Jucha bryzgała,
Dywizja Wiking wybiła prawie cała jazdę,
Resztki wycofały się.
Nie cała setka przeżyła,
Dywizja Wiking z toporem w herbie,
Osłaniała tyły piechoty.
Mohro wiedział że tak tego nie wygra.
Bitwa pod Widłogowem: Walka do końca
Dywizja Nord kawaleria,
Świeża nie walczyła jeszcze.
Ruszyła na front.
Grupa bojowa León spróbuje obejść lewe skrzydło,
A Grupa bojowa Freikorps prawe,
To ma zmylić wroga.
Dywizja Smoka,Dywizja Daithron,
I nowa Dywizja Feor,
Uderzą na prawe skrzydło.
Dywizja Wiking, Dywizja Madeo,
Dywizja Lwa uderzą na lewe,
Jeśli przerwą szyki będzie można zaatakować z boku.
Brygada Draceńska wbije się między skrzydłem,
Między lewym a frontem,
Grupa bojowa León wchodzi w jej skład,
Połączą się i uderzą w wojska na wzgórzu,
Grupa Freikorps zrobi wypad na prawym.
A później ruszy reszta sił.
Lewo skrzydło przyjęło atak,
Trzy linie pękły.
Prawe przyjęło piechotę,
Tak jak ostatnio krew się lała.
Na froncie piechota kasztelana broniła się dzielnie.
Brygada Draceńska uderzyła,
Szyki prawie pękły,
Piechota wiedziała że nie może ich przepuścić.
- Peoniusz weź jazdę i uderz na ich z boku,
- Tak królu.
- Jakubinie ty weź jazdę i zrób koło,
Uderz na ich tyły.
- Tak Wasza Wysokość.
Grupa Bojowa León podjechała blisko,
Zobaczyła wojsko stojące za wzgórzem,
Ruszyła szybko powiadomić marszałka,
Freikorps też odkrył wroga.
Ja ruszyłem z jazdą,
Runąłem na ich bok,
Silnym uderzeniem tarczą rzuciłem jednego,
Piechota trzymała szyk,
Juchy było pełno,
Powaliłem jednego rycerza,
Jakubin nadjechał z tyłu,
Uderzył o szeregi wroga.
Zwalił jednego z nóg,
Toczył walkę z następnym.
Brygada Draceńska wycofała się,
Inne dywizje ruszyły w prawo,
Uciekają w prawo.
Ja ruszyłem szybko do przodu,
Jakubin rozprawił się zresztą.
Ruszył ścigać resztki wycofujących wrogów.
Przed nami był marszałek z strażą,
Uderzyliśmy, ciąłem jednego w szyje,
Zaatakował następny.
Ciąłem między blachy,
Jucha siknęła mi na hełm.
Otworzyłem go,
Marszałek zobaczył moją twarz,
Brygada Draceńska uderzyła w nasz,
Powaliłem jednego,
Drugi podjechał,
Uderzyłem w biodro,
Poprawiłem mocnym ciosem w głowę,
Spadł z konia.
Podjechał jeden,
A drugi od boku,
Ciąłem pierwszego,
A ten drugi celował w moje nogi,
Jego włócznia weszła w udo.
W tym czasie Jakubin ścigał resztki kawalerii,
Ale stawiali opór.
Nagle czarny ciął,
Który wbił mi włócznie,
I chciał mnie dopić mieczem,
To był ten z którym walczyłem.
- Odwrót - powiedziałem
- Jakubinie odwrót,
Wycofaliśmy się,
W tym czasie wojsko Rigen wycofały się z innych pozycji.
Bitwa pod Widłogowem: Dziki bieg
Przybyła armia Nolandi,
Król i jego osiem tysięcy konnych,
Ruszyło od prawej strony,
Od fronty ruszył Generał Winter,
A za nim reszta naszej jazdy,
Marszałek dowiedział się o siłach za wzgórzem,
Kazał zrobić odwrót.
Piechota uciekała,
Dywizja Smoka prawie nie istniała,
Przyjęła uderzenie,
Część Dywizji Daithron też została.
Dywizja Madeo ruszyła im z pomocą.
Reszta Dywizji Wiking, Smoka i Feor.
Ruszyły z strażą marszałka,
Zrobili odwrót.
Ta część armii, która nie walczyła,
Też się wycofała.
Z Brygady Draceńskiej,
Dwie grupy bojowe z dowódcą,
Ruszył na jazdę na froncie,
Był chronić wycofujących,
Grupa León, Freikorps i resztki Brygady Draceńskiej wycofały się.
Wśród armii króla Nolandi był Eryk,
Jego miecz był we krwi.
Dowódca grupy z brygady Draceńskiej,
Walczył długo aż poległ,
Resztki dywizji piechoty wzięto w niewole.
Marszałek i reszta armii wycofały się.
Rigen straciło 15 tysięcy piechoty,
Kawalerii straciło 10 tysięcy,
5 kilometrów dalej marszałek zebrał armie,
Resztki niedobitków dołączyły do niego.
Rigen straciło czterech generałów.
Nasze straty były trochę mniejsze.
12 tysięcy piechoty,
4 tysiące piechoty Fryrii,
4 tysiące jazdy.
Choć marszałek miał sporo ludzi,
Dowiedział co się stało na prawej flance,
A na lewej,
Sam i się zaraz dowiecie.
Peoniusz został ranny,
Sabrina zaczęła się nim opiekować.
Lewa flanka.
Generał Stlist był zdrenowany,
Postanowił zrobić odwrót,
Hrabia Rezbork leżał na łóżku.
- Hrabio wycofują się.
- Wygraliśmy.
Hrabia Rezbork umarł wieczorem,
Posłał wiadomość do królu o zwycięstwie.
W tym czasie,
Królestwo Crewer,
Lezące właśnie po lewej stronie,
Przystąpiło do wojny.
Ich jazda zaatakowała wojsko Stlista,
Z drugiej strony,
Rycerze i szlachta z naszego królestwa,
Również uderzyli.
Piechota ze słabym maralem,
I nie przygotowana szybko przegrała,
Generał Stlist z czterema ludźmi,
Uciekł.
Większość żołnierzy Rigen dostało się do niewoli,
Jedynie 100 uciekło i doszło do granicy.
Generał Stlist nie miał farta,
Drwale zaatakowali go,
Dwóch ludzi zginęło,
Generał uciekł z dwoma ocalałymi.
Na bagnach zginęło tych dwóch,
A Generał Stlist zdołał przeżyć.
Przy spalonej wiosce,
Którą spalił.
Siedział chłopiec,
Generał jechał dalej.
Nagle chłopiec stał,
Uderzył Generała trzonkiem od wideł.
- Spaliłeś wioskę,
Zabiłeś moich rodziców.
Wbił mu widły w głowę,
Kara dosięgła Generała Stlista.
Wydarzenia po bitwie
Ja leżałem ranny,
Sabrina leczyła moja nogę,
Myślałem że nie przeżyje.
- Sabrino.
- Tak Peoniuszu.
- Jeśli umrę, daj list dla Izydy.
- Przeżyjesz.
Leczyła mnie trochę magią,
A trochę ziołami.
Jest naprawdę ciepła i opiekuńcza.
Po bitwie zajęto się ciałami,
Siły Nolandi ruszyły dalej,
Rozbiły małe oddziały Rigen.
Ale w dolinie wpadli w zasadzkę,
Piechota przyjęła ich uderzenie,
A wtedy grupy bojowe León i Freikorps uderzyły,
Ale król Nolandi wyrwał się z ludźmi,
Nolandia nie straciła dużo ludzi.
Piechota Rigen prawie przestała istnieć,
A grupy bojowe wycofały się.
Siły Nolandi ruszyły dalej,
Dotarły do granicy,
Swojej z Crajk.
Eryk brał udział w tych wszystkich walkach.
Przyjaciele
- Peoniuszu, jak się czujesz?
- Lepiej Jakubinie.
- Król też pytał o Ciebie.
- To miło.
- A jak sytuacja?
- Siły Nolandi dotarły do granicy.
Rigen wysłało zwiad,
Ale Nolandia ich wybiła,
Mówi się ze będą negocjować.
- A my jak długo tu będziemy?
- Aż podpiszą pokój,
Ludzie odpoczęli,
To była trudna bitwa.
- Jakubinie miło ze przyszedłeś.
- Jesteśmy przyjaciółmi,
Trzymaj się.
Marszałek
Marszałek Mohro siedział,
N przeciwko siedział rycerz,
Który uratował życie Peoniuszowi.
- Dlaczego go uratowałeś?
- Walczyłem z nim, dobry jest.
Nie może go zabić pierwszy lepszy.
- Przegraliśmy co?
- Raczej tak.
- Marszałku, dobrze że atakuje nasz cała armia.
- Tak, wtedy by nasz zgnietli.
- Nolandia naprawdę wyrzuciła.
- Tak pułapka nie pomogła.
- Zwiad też nie wrócił.
- Będziemy negocjować,
- Już podjąłeś decyzje?
- Tak wyśle do nich heroldów.
Spojrzał w niebo.
Kiedyś tu wrócimy.
Rycerz, który z nim rozmaił,
To Carl Moner Dyfforn,
Szlachetnie urodzony,
Człowiek, który jest inny niż reszta Rigeńczyków.
Trudne decyzje
- Sabrino nie możemy.
- Wiem, a szkoda.
- Polubiłem Cię, ale...
Jesteś jak przyjaciółka.
A zresztą jest Enfri.
- Wiem Peoniuszu.
- A jak moja noga?
- Lepiej, za kilka dni będziesz chodzić.
- To wspaniale.
Dziękuję Ci.
- Nie ma za co.
- Choć bliżej.
Pocałowałem Ją.
- Dziękuje.
Pakt pokojowy
Podpisano pokój,
Byłem przy królu,
Poprosił mnie żebym mu towarzyszył.
Widziałem Marszałka Mohro.
Był też rycerz, który do mnie podszedł,
- Witam, my już się znamy.
- Nie wydaje mi się.
- Noga, lepiej z nią?
- To ty?
- Tak to ze mną walczyłeś,
I ja uratowałem Ci życie.
- Dlaczego?
- Szanuje Cię.
- Nazywam się,
Carl Moner Dyfforn,
- Peoniusz Waleczny
- To już wieś czemu Cie uratowałem
Przydomek.
- Carl pozwól.
- Wybacz Peoniusz.
- Carl.
- Tak.
- Dziękuje.
- Jeszcze się spotkamy.
- Bywaj Carl.
- Bywaj Peoniuszu.
Marszałek zażądał korytarza,
Od ziemi Crajk,
Prze część Nolandi do nasz,
Przy zamku gdzie walczył Spen.
Crajk oczywiście zostanie w rękach Rigen.
Rozmowy były długie,
Ale trzeba było się zgodzić.
Nasz Król Radosław, Król Nolandi,
Król Crewer które dołączyło do wojny.
Podpisali pokój,
Ze strony Rigen podpisał Marszałek Mohro.
Wypuszczono jeńców,
Rigen zobowiązało się,
Zapłacić 20 tysięcy koron za zniszczenia.
Marszałek widział mnie,
Ja byłem jako Generał Króla Radosława.
Właśnie tym korytarzem,
Zaatakuje miasto pod zamkiem Hrabiego Spena.
Powrót w stronę domu
Tego wieczoru byliśmy już w drodze,
Jak wrócimy porzucam służbę,
Wracam do Izydy,
Długo Jej nie widziałem,
Pewnie już tęskni.
Ale tego wieczoru wszystko się zmieniło.
Spotkanie w namiocie
- Dziękuję Wam i,
Przepraszam, za to że chciałem Wasz zabić.
- Peoniuszu, Jakubinie za Wasze zdrowie.
- Szczególnie za moje.
- Haha wyzdrowieje.
- Nam nadzieje.
- Dziękuję Wam.
- Jesteśmy rycerzami musimy bronić królestwa.
- Co słyszeliście?
- Królu poczekaj tu.
Wielkie zdziwienie
Wszedłem pierwszy.
Przy namiocie leżało dwóch strażników,
Jucha lała się z gardła.
Ktoś skoczył z prawej,
Złapałem go za rękę,
Przerzuciłem, padł na ziemie.
Staną i ciął mieczem.
- Kir co ty tu robisz!
- Przykro mi Peoniuszu.
- Dlaczego?
- Wybacz.
- Zejdź mi z drogi,
- Nie.
- Będę musiał Cie zabić.
Wyjąłem miecz,
Blok.
Ciągle bolała mnie noga.
Uderzył, zasłoniłem się,
Pchnąłem ostrzem,
Skoczył w bok,
Walczył jak kot.
Ja ubrany w blachy nie byłem zwrotny.
- Co to za herb?
Ten na tunice.
- Dziadka, kiedyś walczył z takim na piersi.
Skoczył,
Ciąłem w głowę,
Uchylił się,
Kopnął w raną nogę,
Uderzył silnie w mój miecz,
Padłem na ziemie.
- Nie zabije Cię,
Nie wchodź mi w drogę.
Kir ruszył do namiotu,
Tam staną Jakubin.
Pojedynek na śmierć
- Jakubinie witaj.
- Kir co ty robisz!
- Przykro mi, muszę.
- Nie pozwolę Ci.
- To będę musiał Cię zabić.
Skoczył,
Jakubin zrobił unik i kopną z całej siły,
Kir runą na ziemie.
Zaczął padać deszcz.
Jakubin zaatakował,
Kir blokował,
Ciął Jakubina, unik.
Kir schyli się przed ciosem,
Jakubin uderzył go ręką,
Ciął,
Kir zrobił unik.
-Jakubinie dobry jesteś.
Zaatakował,
Jakubin wszedł nisko,
Ciął z dołu w górę,
Kir odskoczył i uderzył z góry,
Jakubin uchylił się.
Uderzył,
Kir blokował.
Jakubin kopną go.
Kir odleciał.
Ruszył schylony,
Kir zrobił zamach,
Jakubin ciął od lewej do prawej,
Ostrze Kira spadło na bark Jakubina,
Tam miał zbroje.
Brzuch Kira eksplodował,
Kir padł.
Podszedłem do Jakubina.
Trudno było mi wstać
Co się stało
- Kir czemu?
- Powiem Wam.
- Wtedy jak się rozdzieliśmy,
Zaatakowali mnie czarni,
Ale były to jednostki specjalne.
Gonili mnie zabiłem dwóch z łuku,
Ale nadjechali z dwóch stron,
Jednego ciąłem.
Zagrodzili mi drogę z przodu,
Zabiłem jeszcze jednego,
Ci z tyłu mieli kusze,
Nic nie mogłem zrobić.
Podjechał ich dowódca,
Zaatakował mnie,
Zrobiłem kilka ruchów,
I rzucił mnie z konia.
Dostałem propozycje,
Podobno od króla,
Będę na ich służbie,
Wypełnię misje, puszczał mnie.
Słyszałem jak ich pokonaliście,
Dostałem list,
Człowiek był w kapturze,
Powiedział że nawet marszałek nie wiem.
Zabij króla, a będziesz wolny.
- Kir.
- Przepraszam Wasz.
- Jakubinie dobij mnie.
- Dobrze walczyłeś.
- Ty lepiej.
- Żegnajcie.
- Żegnaj.
- A Peoniuszu, jak tam mała?
- Ma się dobrze.
- Choć tam zrobiłem dobrze.
Jakubin wziął zamach.
Śmierć
Król wszedł z namiotu.
- To on chciał mnie zabić?
- Tak królu.
- Dziękuje Wam.
- Jakubinie dziękuje.
Usłyszałem dźwięk.
- Na ziemie.
Bełt trafił króla,
Strzelec strzelał z małego lasku.
Jakubinie dorwij skurwysyna.
- Peoniusz.
- Nic nie mów.
- To już koniec.
- Ma prośbę,
Niech mój następca będzie lepszy,
Niech to będzie księżniczka Elenora,
jestem jej to dłużny.
- Królu zrobiłeś ze mnie prawdziwego rycerza.
- Peoniuszu dziękuję.
Za....to..że wróciłeś....
Dzię..ku..ję.
Król umarł mi w rękach.
- Kurwa! Kurwa!
- Niech go........
Poleciały bluźnierstwa.
Jakubin biegł,
Dopadł strzelca.
- Stój.
Jakubin biegł,
Uderzył napastnika w twarz.
- Kim jesteś?
No gadaj kurwi synu.
Nie odpowiedział.
Wyjął sztylet,
Nie zdążył,
Jakubin przebił go.
Wrócił i powiedział mi wszystko.
Rano zrobię naradę,
Szlachta musi przyjąć królową,
Na pewno będzie czegoś chciała.
Narada i kłótnie
Rozmowy były gwałtowne,
Wezwano wielu szlachetnie urodzonych,
Generałowie mnie popali,
Zgodziłem się na żądania szlachty.
Pozwoliłem żeby każdy będzie miał swoistych ludzi pod swoimi herbami.
Ale wazie wojny muszą walczyć.
Cześć wojska stała się prywatna,
Na czas pokoju,
Reszta żołdaków porzuciła służbę.
Zostali tylko Ci, którzy chcieli.
W końcu zgodziłem się na żądania.
Królowa Elenora - krzyczeli.
Ale została ostatnia rzec.
Powiadomić Elenore,
I trzeba jeszcze zrobić pogrzeb króla.
List do Elenory
Witaj Moja Droga.
Wygraliśmy wojnę, ale stało się nie szczęścicie.
Król został zamordowany,
Przed śmiercią chciał żebyś Ty była królową.
Szlachta zgodziła się,
Ale oczywiście chcieli coś w zamian.
Ale ogłosili Cie królową
Przyjmiesz ?
Peoniusz Waleczny, obecnie Generał, obrońcą królestwa.
Spotkanie pod zamkiem
Pod zamkiem stryja,
Elenora wyjechała w towarzystwie straży.
- Panie Peoniuszu.
- Witam kapitanie.
- Gratulujemy wygranej.
- Dziękuję, ale to armia ma większe zasługi.
- Elenoro dołączysz do wszystkich,
Ja przybędę później,
Musze coś załatwić.
- Wiem, Izyda pytała wszystkich kiedy wrócisz.
Dołącz do Jakubina i reszty.
- Peoniusz!
- Jakubinie, wracaj z armią do stolicy.
Elenora pojedzie z Wami.
- A ty?
- Musze zobaczyć się z Izydą.
Spotkamy się w stolicy,
- Dobrze bądź na pogrzebie.
- Kapitanie pojedziecie z Elenorą?
- Panie to zależy co ty powiesz.
- Więc jedzcie.
- Elenora długo tu była,
Będziecie sławić ród stryja
- Dziękuję Generale Peoniuszu.
To w drogę.
Przywitanie
- Peoniusz.
- Izyda.
- Długo Cie nie było.
- Ale już jestem.
Przytuliła się,
objąłem Ją mocno.
A co do Sabriny,
Odłączyła się po drodze,
Powiedziała że musi coś załatwić.
- Peoniusz.
- Tak.
- Będziemy teraz razem?
- Tak Izydo będziemy.
- Enfri.
- Peoniusz.
- Dostałeś moja wiadomość
- Miła co?
- Nawet bardzo.
- Czarodziej znikną,
- Wygraliśmy, ale król zginą.
- Elenora mówiła.
- Zamordowano go na moich oczach.
Opowiedział jak to się stało.
- A gdzie Sabrina?
- Powiedział że musi coś załatwić.
- Co teraz zrobisz?
- Pojadę na pogrzeb króla,
Poczekam do koronaci Elenory,
I wrócę do Izydy.
-A później?
-Nie wiem.
- Ja muszę jechać.
- Wiem spotkamy się.
Przytuliła się.
- Będę tam gdzie rada czarodziejek,
Tam mnie szukaj.
- Może to wypali.
- Było by dobrze.
Izyda opanowała trochę mocy,
Enfri trochę ja nauczyła.
Jak panować nad mocą.
Stryj załatwił Jej nauczycieli.
Krótkie pożegnanie
Sabrina przyjechała,
W towarzystwie jakieś innej czarodziejki,
Rudo-kasztanowe włosy,
Enfri miała jechać z nimi.
- Peoniusz.
- Sabrino.
- Jak noga?
- Lepiej.
- Noga czemu mi nie powiedziałeś?
- Enfri spokojnie.
- Mogłeś mi powiedzieć.
- Nie chciałem Cie martwić.
To jest Charlotta,
- Co do czarodzieja znikał.
Charlotta przemówiła.
- Miał jeszcze drugą kryjówkę,
Ale tam nic nie było,
Żadnych śladów magicznych,
Szukałyśmy też czy nie uciekł normalnie.
Ale nic.
Ma miły głos.
- Dziękuje Wam,
Spotkamy się gdy skończę kilka spraw.
Enfri przytuliła się.
- Do zobaczenia.
Pamiętaj jak nie ty to ja Cię znajdę.
- Dobrze Enfri,
Pocałowałem Ją.
- Sabrino dziękuję do zobaczenia,
I ty Charlotto, miło było Cie poznać.
I również, spotkamy się jeszcze.
Była bardzo atrakcyjna.
Stolica
Ruszyłem do stolicy,
Miasto jest piękne,
Spotkałem Jakubina,
Odbył się pogrzeb.
Króla złożono w krypcie,
Marszałek Mohro przesłał kondolencje,
I zapewnił że nie ma z tym nic spólnego.
Po kilku dniach w stolicy,
Nastąpiła koronacja Elenory,
Ale wtedy wezwała mnie,
Chciała porozmawiać.
Rozmowa
- Peoniuszu wejść proszę.
- Elenoro co chcesz?
- Nie mogło się udać.
- Nie.
- Uratowałem Cię, nie chciałem żebyś zginęła.
- Wiem ale coś było.
- Tak, ale to przeminęło z wiatrem.
I okoliczności to bardzo zmieniły.
- Ale to mnie zmieniło,
Ty, Izyda, Enfri.
Zabiłem tylu ludzi,
A dalej mam Serce,
- Tak nie jesteś potworem,
W świecie krwi, bólu, śmierci,
A ty jesteś dobrym człowiekiem.
-Dziękuje za to kim jesteś,
Ze twoją opiekę,
Za opiekę twojego stryja.
Pilnuj Izydy,
Ona jeszcze bardziej Cię zmieni.
- Wiem.
- A jeśli będę Cię potrzebować.
- To wezwij mnie.
Ale nie zawsze będę mógł pomoc.
- Wiem.
Przytuliła się,
Ja, Ją pocałowałem.
- Dziękuje Ci Peoniuszu.
- A ja Tobie.
I co robić dalej?
Po koronacji wróciłem z Jakubinem,
Jakubin dostał posiadłość,
Tam się udał,
Ale później zaprosił mnie wiele razy,
Jeździłem tam z Izydą.
Eryk przestał służyć w wojsku,
Stał się błędnym rycerzem,
Podróżował po ziemi Nolandi,
Za naszą granicą,
A nawet bywał w korytarzu Rigen.
Świat znów był piękny,
Izyda uczyła się,
Pokazałem jej trochę walki mieczem,
Co tydzień jeździliśmy do Jakubina,
A Hrabina zostawiła go później,
Wyjechała do Fryrii.
A Fryriia po śmierci Króla Radosława,
Stało się wolne,
Znów rządził nimi król.
W Weneri na południu,
Stłumiono bunt.
W Trwnen powstanie przeciw Rigen,
Zostało powstrzymane.
Tego dokonała druga armia,
W innym wypadku walczyli by pod marszałkiem.
W Ebirze stolica ogłosiła się wolna.
Po dwu miesięcznym oblężeniu,
Zdobyto stolice,
Wymordowano żołnierzy i część mieszkańców.
Niebo było pełne radości,
Ale zaczęły naciągać czarne chmury.
Pól roku później.
Epilog
- Peoniuszu, królowa Cie wzywa,
- Ciekawe po co.
- Podobno Król Rigen zmarł,
Władze przejął jego młody syn.
- Jakubin dołączy do Ciebie.
I znów muszę jechać,
Izyda już nieco starsza,
Miała już prawie 11 lat.
- Izydo muszę jechać.
- Ale czemu miałeś być.
- Wiem posłuchaj, królowa mnie poprosiła.
- Pojadę i wrócę szybko.
- Obiecujesz.
- Tak.
Przytuliła się.
- Do zobaczenia myszko.
Spotkałem się z Jakubinem,
Ruszyliśmy do stolicy,
Droga była długa.
O tym co było dalej czytałeś w „Królestwa Wojny i Pokoju”.
Nastąpił ciąg wydarzeń z „Królestwa Wojny i Pokoju”.
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -