#4 Łąka pachnąca

Paradoks
02.43.2014 18:43·~ 2 min. czytania

Nie dla nas jest latem pachnący zagajnik malin,
w którym mieliśmy być miłością skąpani cali.

Nasza jest łąka zielona trawą gorącą pachnąca
promienie słońca kwitnące, ogrzewające bez końca.

Nasze są twarze skąpane w lata świetlistej radości,
płynącej z nieba i z gardeł czystej bezdennej miłości.

Niemal dziecięco niewinni, siedzący tak ramię w ramię
całowałeś mnie po rękach, dotykałeś przez ubranie.


Duże Twe gorące dłonie, nagrzane naszym słońcem
trzymały rączki moje: drobne, bezbronne, pachnące.


Błękitne niebo oglądało nasze usta ciut bezczelnie
kiedy silna młoda miłość przemawiała tylko przez nie.


Wieczornego słońca fala wydłużała smukłe cienie
rysujące się na trawie jak owiane w skąpe odzienie.


Dawałeś mi miłośc ukrytą, w gestach niby utajonych,
czerpałeś moje uczucia garściami tak jak wodę pije spragniony.


Pokazując gwiazdy jasne migocące nad głowami,
naszą piękną wspólną przyszłość malowałeś mi słowami.


A gdy ponad mokrą łąką niebo całkiem pociemniało
szedłeś ze mną bardzo czule obejmując drobne ciało.


Niczym anioł stróż strzegący swego skarbu największego,
osłaniałeś mnie od ciemnej strony świata okrutnego.


Znów pójdę na łąkę gorącą, pachnącą zielonym wspomnieniem,
i choć teraz już nas nie ma, poczekam cierpliwie na Ciebie.