Inwokacja

plumkacz
12.26.2016 07:26·~ 3 min. czytania

"Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie." - Adam Mickiewicz

 

Jużem niemal zapomniał, jak Warszawa wygląda... 
Niby to wczoraj, a czuję, jakbym od lat tam nie zaglądał...
Ojczyzno ma piękna, utracona,
Którą za dziecka kochałem z serca,
Którą miłował, niczym rodzicielkę,
Modląc się w przyszłości o taką kusicielkę.
Tak żem przez lata błagał Boga szczerze,
Bym kiedyś taką damę mógł zaprosić na wieczerzę,
I patrząc prosto w jej oczy zamglone
Godzinami prawić, jak żem się wikłał w mych kompanów sprawę, 
Kiedy to przez lata całe,
Miewaliśmy różne pomysły podrętwiałe,
Przez co nie raz wcale,
Wrzucali nas do celi marne funkcjonale.
I kiedym całą sprawę zawierzywszy Bogu,
Modliłem się od świtu aż do zmroku,
By móc raz jeszcze powrócić na ojczyzny łono
I na wszystkie jej bogactwa spojrzeć przez wspomnień oko,
Raz jeszcze móc zajrzeć w przeszłości zdarzenia,
Aby zrozumieć ukryte ich znaczenia.
By powrócić do tych pagórków i lasów rozciągnionych
I wspomnieć miłości dawnej czar ów utracony.
By móc raz jeszcze opisywać,
Jak pięknie było tu kiedyś czytywać
Mickiewicza i Słowackiego żale, 
Patrząc czule na polanę
I jak ten orzeł, co się właśnie wzbił w przestworza ,
Tak na ojczyzny łono wracać, na ulice Żoliborza.
Do tych kamienic wzdłuż ulicy rozciągnionych,
Do tramwajów wiecznie popsutych i spóźnionych.
Do zabytków mej stolicy zrujnowanych,
Do pomników i domów zburzonych.
I gdy tylko wspomnę wydarzenia tak niedawne,
A jednak tak dla umysłu mego niepoprawne,
Gdy wmawiali nam, że jesteśmy gorsi,
A mówiąc to, nie mogli powstrzymać się od mdłości.
Gdy przeciw nim lud uciskany ruszył na ulice,
Ci chwycili za broń, tak robią pacholice.
Idąc z krzyżem krzyczą ZOMO, hańba,
Wczoraj razem płynęli. Dziś tonie ta łajba.
Poniatowski zsiadł z konia, drobiem zastąpiony,
Mówi 'wracam do Wołczyna, mam dość tej roboty'.
Wrócę do Łomianek, tam dworek mam drewniany,
Gdzie z daleka błyszczą pobielane ściany,
A wokół biega pies, wierny kompan na tej wsi,
Bardziej ludzki, niż wszyscy mu znani ludzie źli.
Marzący jedynie, by ze swym panem ukochanym
Móc biegać po łące, za sarną, za zającem.
Gdzie po horyzont złote unosi się zboże,
Gdzie co wieczór czekam, by ujrzeć słońca zorzę.
Gdzie rowy holenderskie wierzby porastają,
A wiatraki białe chmury rozpędzają.
Gdzie sąsiad sąsiadowi zza płotu się kłania,
I, by pod wieczór na wieczerzę przyjść nakłania. 
Ojcze Święty, coś ten świat w zaledwie tydzień stworzył,
Spraw, bym tam wrócił, by mnie nigdy strach nie trwożył.
Bym spokojnie śród tych pagórków spędzał noce,
Bym za dnia mógł podziwiać ptaki balujące,
Które, wzniósłwszy się aż pod granicę niebios,
Niczym syn Dedala, nieszczęsny grecki heros,
Lotem nurkowym suną w dół, na łeb na szyję,
By tuż nad powierzchnią ziemi w niebo odbić się
I odlecieć hen daleko, w stronę Warszawy,
By przekazać komunikat nie wszystkim znany,
Że jegomość Gerwazy w Łomiankach zasiada
I tam, na ganku historyje opowiada,
Jak w rękę z Wałęsą szedł na milicjanta,
Gdy ten w ich stronę mierzył z rozpylacza.
I mówi: Niech u władz szykuje się abdykacja,
Bo tu już niedługo wróci demokracja!