Jed ność
Bramy omszałe, ściany skruszone.
Ramy ze złota, a pośród nich portret.
Ona w welonie, sukni, spokoju.
on w garniturze, krawacie i szczęściu.
Mowa gestów i niemowa
roześmianych, płytkich oczu.
Nie skrapiają łzy uśmiechów
niebogatych w dwuznaczności.
Pozbawiona zła wszelkiego
zapalczywość ich czułości.
Zachłyśnięci ułomnością
doskonałą swoich powłok,
chcą drążyć na tyle wgłąb jedno drugiego,
na ile starczy im chęci poznania.
Wolne od kurzu trwają przy sobie
w alabastrowej wierności ich ciała.
Róża więdnie, a studnia wysycha.
Podnóże wieży pokryje się brudem.
Świeży owoc dotnie zgnilizna,
choć gwóźdź wbity w ścianę utrzyma swój ciężar.
Nie odczaruje ich dobre zaklęcie,
gdy umrze ich zapał w komnatach rutyny.
Wielu już zwiodło i zwiedzie kolejnych
zło naiwności i pięknej nadziei.
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -