Kiedy zwłoki przynoszą...

30iel
24.43.2017 04:43·~ 13 min. czytania

Cisza przed burzą…

Nadchodzi burza, ciemnieją obłoki,
błysk gromów oświetla zalaną ulicę.
W pobliżu miasta jest obiekt na zwłoki,
krótko powiedziawszy, chodzi o kostnicę.
Kostnicę. A przy niej dom pogrzebowy
obok cmentarza stoi z cegły murowany.
Ma kilkaset lat i wiadomo, nie jest nowy.
Przez starego grabarza jest zamieszkiwany.
Grabarz ten ów, samotnik, od ludzi stroni,
prowadzi wiekopomny interes rodzinny.
Sknerowaty, pieniędzy z niego nie trwoni.
Pracowity. Jak ktoś umrze, jest bardzo uczynny.
Sam dla siebie jest szefem, nikogo nie zatrudnia.
Rano budzi się, z łóżka rzadko wcześnie wstaje.
Swoją pracę przeważnie zaczyna około południa,
Wtedy to bowiem ogarniają go siły i zapału dostaje.
Jest także niezwykle dobrym gospodarzem,
hodowlą świń od dawien dawna się zajmuje.
Chlew mieści się w dole ulicy za cmentarzem.
Obierkami z ziemniaków przeważnie je częstuje.

Spotkanie

Cmentarz pełny kwiatów. Kraina baśniowa.
Bogata w świece i światło migoczących zniczy.
Aniołowie z kamienia, których czas zachował,
stoją nieruchome, jakby nikt ich lat nie liczył.
Są dekoracją osobliwą, pełnią funkcję strażników.
Z rozpostartymi skrzydłami spoglądają w niebiosa.
Nad niektórymi grobami chronią resztki umrzyków,
strzegą resztek organów, kości i każdego włosa.
Przy bramie cmentarnej liście wiatr zamiata,
które zżółkły przez przekwitanie wyssane.
Nadszedł koniec suchego, słonecznego lata,
jeszcze nieraz ono będzie pamiętane
przez ludzi jako wyjątkowo udane tego roku.
Dni są już zimniejsze i z każdą chwilą szarzeją,
krótsze niż wcześniej, prowadzą do mroku.
A deszcze chłodne częściej teraz leją.
Trawę zrasza srebrna rosa, tak z samego rana
i mgła unosi się z lekka między nagrobkami.
Wnosi aurę tajemnicy, wszędzie jest rozlana.
Koło rzeźb anielskich nad dekoracjami
z bratków, lilii, irysów, tulipanów.
Tuż przy grobie stoi kobieta w czerń odziana.
Uwolniła się z małżeńskich kajdan,
uznała tak sama, gdyż nie była kochana.
Wyszła za mąż dla materialnych korzyści.
Mąż był potentatem a jego firma sukcesem.
Czekała, kiedy przejmie po mężu wszystko,
lecz jednak przegrała z wielkim kretesem.
Firma stała na skraju bankructwa i pożyczek,
a ona o tym pojęcia żadnego nie miała.
Mąż od dawna korzystał z kredytów, zaliczek.
Liczyła na pieniądze, przynajmniej tak myślała,
że je odziedziczy po śmierci ukochanego,
którego na pozór tylko kochać chciała.
Na miarę rozsądku zdrowego
arszenikiem biedaka podtruwała.
On nie przeczuwał, że coś dziwnego się dzieje.
Co mu małżonka od jakiegoś czasu szykuje.
Nie przypuszczał od czego jego zdrowie truchleje.
I jak mu ona przez cały czas podsypuje
truciznę w coraz to większej ilości.
Nagle przerywając te zwiększone dawki,
które podawała mu tylko ze złości,
obserwując jego ostatnie konwulsje, drgawki.
Teraz stoi przy grobie w czarnej sukience,
a łzy płyną jej po policzkach, na pewno nie z miłości,
ale ze zgryzoty. Stoi nad kwiecistym wieńcem,
który jako dowód jej oddania w zupełności
powinien mu wystarczyć. Tyle dać powinna!
Nikt nie widzi jej umysłu spod czarnej woali,
nad czym myśli teraz ta twarz, tak bardzo niewinna.
Jednak zwróciła na siebie uwagę, bo w oddali
przyglądał jej się grabarz, kopiąc w ziemi.
Pogłębiał szpadlem coraz głębiej dziurę,
spojrzał na zegarek, który miał w kieszeni,
było prawie południe, czas wspiąć się na górę.
Podszedł do nieznajomej, a ona?
Wystraszona!
Myślała, że sama stoi pośród kamiennych grobów,
do czasu, aż ktoś nie położył jej ręki na ramieniu.
Znajomość można nawiązać na wiele sposobów,
ta jednak miała zyskać na znaczeniu.
Odwróciła się nagle do nieznajomego.
Zanim wypowiedziała parę słów:
Kim pan jest? Skąd pan się wziął? I dlaczego
zachodzi mnie pan od tyłu?
Przywitał się, rękę jej podając.
Ona ubolewając,
opowiedziała mu, jak mąż jej dławił się
i umarł, pogrążając ją w długach finansowych.
Jako iż teraz jest w prawdziwych tarapatach,
nie ma dla niej żadnych dni kolorowych.
I musi myśleć tylko o spłacaniu w ratach
tego wszystkiego, co po małżonku jej zostało,
bo w tej chwili musi sprzedać swoją posesję
oraz oddać to, co się latami oszczędzało.
I o tym, jak banki wywierają na niej presję.
Opowiedziała, jaka jest znerwicowana,
gdyż z niczym w chwili obecnej została.
Płakała, a jej twarz była mocno zagniewana.
Tylko jaka była prawda, wspomnieć zapomniała.

Wspólny Interes

Nic jej nie zostało z tamtego majątku,
instytucje bankowe wszystko zabrały.
Zaczęła swoje życie tworzyć od początku.
Odtąd losy tych dwóch wspólnie się zbiegały.
Grabarz, widząc krzywdę, jaka ją spotkała,
rzekł po namyśle, by została jego księgową.
Długo nad propozycją się nie namyślała,
przyjęła ją od razu. Chociaż była wdową,
długo to nie trwało, po jakimś czasie się pobrali.
Oboje znaleźli w sobie podobne zainteresowania
i własnym kosztem spółkę pogrzebową zawiązali.
Ubierała nieboszczyków, czyniąc to z zamiłowania,
a mąż jej pomagał w całym przedsięwzięciu.
Zakopywał umarlaków przystrojonych ładnie.
Nic się nie działo niezwykłego do lat pięciu.
Wszystko szło precyzyjnie i bardzo zaradnie.
Cmentarz się powiększał, zmarłych przybywało,
a oni nie skarżyli się na brak zysków i klientów.
Gospodarstwo też zadowolenie wielkie im dawało,
jednak nie mieli znów z tego kokosów czy diamentów.
Chociaż taka sielanka, to każdy by się zdziwił,
jak drobno monety swoje przeliczają.
Wiąże ich przede wszystkim fakt, bo są chciwi,
niewiele wydają, więcej oszczędzają!
Trucicielka, która męża dla pieniędzy otruła!
I grabarz nastawiony na cele osobiste!
Zimna sentymentalnie, bo nic wtedy nie czuła!
Po co dużo mówić? Przecież to przejrzyste!

Pazerność nie mająca końca…

Mrok! I drzewa brzozowe na wietrze rozkołysane,
w ciągłym balansującym ruchu konary.
W tle księżyc, a na nim chmury rozmazane,
które z kształtów przypominają senne koszmary.
Atmosfera nocna starego cmentarza,
na którym dawno spoczywają umarli.
Jest w nim coś takiego, co bardzo przeraża
tych, co nie żyją, gdyż żywych się wyparli.
Późno już było, lecz kostnica swoim tempem żyła.
Żona grabarza poczyniła przygotowania do pochówku.
Gdy nad nieżywym człowiekiem się pochyliła,
kładąc rękę koło jego włosów w trumnie przy zagłówku,
uwagę jej przykuło coś w dolnej kieszeni.
Na spodzie ciemnego garnituru w marynarce.
Z klosza lampy poczęło jasno się mienić,
to kieszonkowy złoty zegarek o solidnej marce.
Oczy jej rozbłysły z chciwości i posiąść go chciała,
na co złoto umarłemu? Tym bardziej zegarek drogi!
Wzięła go w swoją dłoń i w kieszeń schowała,
nie czując wyrzutów sumienia ni najmniejszej trwogi.
Pogrzeb odbył się i nikt nie spostrzegł kradzieży.
Przekazywano wyrazy kondolencji bliskiej rodzinie.
Rodzina wspominała, jak żył, a jak teraz martwy leży,
o czym mógł myśleć nieszczęśnik w ostatniej godzinie.
A o czym myślała żona grabarza, w cieniu drzew ukryta,
która trzymała zegarek w kieszeni kosztowny?
Ze złotem i każdymi pieniędzmi od początku zżyta.
Zawiązując ze swym drugim mężem interes nieodzowny
do posilenia się zasobami płynącymi z cmentarza.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, co knuła,
wspólnie z nią przecież pieniądze oszczędzał, pomnażał,
ona znów naprzód niecne plany snuła.
Choć jemu nic o nich nie mówiła,
bo nie wiedziała, jak przekonać go do tego.
Kiedy tylko z pogrzebu wróciła
i usiadła na kolanach męża najdroższego,
otrząsając do chusteczki czarnej smutki swoje.
Opowiedziała, jak natchnęło ją do kradzieży.
On przyjął tę wiadomość nieoczekiwanie ze spokojem,
uznając ten zegarek za prezent. Gdyż mu się należy
ten rodzaj pamiątki, który czas ludzki odmierza.
Po cóż zmarłym rzeczy wartościowe?
Zastanawiał się nad tym, gdy otwór poszerzał,
kopiąc w ziemi dla nieżyjących groby już nowe.

Kiedy cel uświęca środki

Minął prawie miesiąc, oni złotem opętani,
postanowili gromadzić złoto pogrzebanych.
Zawsze uśmiechnięci, nigdy nie znękani,
swoje skoki zaliczali do bardzo udanych.
To bardzo proste, ona zwłoki ubierała,
przetrzepując przy tym garniturów kieszenie.
Gdy zauważyła złoty łańcuszek, szybko go ściągała,
nic nie pozostawiając pod wierzchnim odzieniem.
Kto to odkryje, kradzież, jak zapnie w koszuli guziki,
i krawat zawiąże na supeł pod szyją?
Jest w zupełności jasne, nic nie powiedzą umrzyki,
tym bardziej jak skiby ziemi ich jeszcze pokryją?
Złoto! Złoto! Złoto!
Wciąż w ich skarbiec przybywa.
Reszta to tylko ziemia i błoto,
które niejedną tajemnicę skrywa.
Wiadomą jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Któż ich oskarży, gdy jest po pogrzebie?
Poda ich do sądu… A z kim będą mieli do czynienia?
Kiedy wszystko ukryte jest już dawno w glebie.

Interes interesów!

Po środku cmentarza stała stara kaplica,
a pod posadzką schody kręte w dół prowadziły,
gdzie była zamurowana i podtopiona piwnica,
którą woda i wilgoć znacznie uszkodziły.
Postanowił tam w tajemnicy piec zbudować.
Kiedyś w młodości trudnił się garncarstwem.
Wykuwał w murze wnękę i zaczął murować,
cegła po cegle, kładąc zaprawy grubą warstwę
między nimi. Tak, aż zakończył swoje dzieło.
Tuż w kącie stał stół z grubym blatem,
nierównym, gdyż przez wilgoć go wygięło.
Wszystko było przygotowane. Zatem!
Już nie tylko złoto ich myśl teraz zgłębia,
lecz ubrania, garnitury, które komisy skupują.
Całokształt o interes pieniężny się zazębia.
Odrębnie ozdoby jubilerskie i szmaty sortują.
Trumny w drzazgi na opał są trzaskane,
żona podkłada nimi, aby ogień rozpalić spory.
W wielkim garze gotuje się mięso porąbane,
a w powietrzu unosi się fetor nad fetory.
Świnie żreć coś muszą, aby tłuste były!
Coraz ich jest więcej w tymże gospodarstwie.
Gospodarze robią wszystko, by się tuczyły
na mięsie nieżywych i zuchwalstwie
dokonywanych ich dłońmi zaraz po pogrzebie.
Zwłoki targają prosto w dół kaplicy,
posługując się siekierą w nagłej potrzebie.
Uwieńczeniem koszmaru jest zaś stół w piwnicy,
a grabarz przeobraża się w bezlitosnego rzeźnika,
rąbiąc zwłoki denatów i wrzucając do gara!
Myśl nieprzejednana jego twarz zimną przenika,
nie będzie śladów! Ulotnią się w oparach
nagrzanego kotła, z którego unosi się swąd padliny.
Cóż za świętokradztwo, cóż za profanacja?
Wokół pełno kości i resztek trupiej wydzieliny,
z której wyrasta obopólna zakrzywiona aprobacja.

Wyrok zza grobu

Wnuk odnalazł karty z pamiętnika zakurzone.
Dziadek spisywał swoją młodość do późnej starości.
O tym, gdzie się wychował i gdzie poznał swoją żonę,
Kogo bardzo lubił i do kogo swoje żale rościł.
Wczytywał się w nie z wielkim zachwytem,
stronica za stronicą, niezwykle szczegółowo,
a poznanie ich rosło z nieopisanym apetytem.
Przeczytał pamiętnik z podpartą na rękach głową,
dowiedziawszy się o pieniądzach zaszytych w marynarce.
Przodek nie lubił banku, szafa nim od dawna była,
a marynarka sejfem i skarbcem nad skarbce.
Tutaj kartka urywała się i treść swoją kończyła.
Oniemiał zachwycony, gdzie leży fortuna?
Przetrzepał całą szafę na poszukiwaniu,
wtedy sobie przypomniał, że gdy dziadek umarł
był w nią odziany w trumnie. W ostatnim pożegnaniu.
Trzeba odkopać grób, ciało ekshumować!
Wiadomość otrzymał inspektor sanitarny.
Zaczęli wcześnie rano w ziemi penetrować.
Jednak trud ich był z góry bardzo marny.
W ziemi nic nie było! Gdzie zatem jest ciało?
Gdzie trumna się podziała? Bo z ciałem znikła!
Czy ktoś ją wykradł? Komu by się chciało?
Zagadką każdemu umysł się powikłał.
Zawiadomiono policję, wszczęto dochodzenie.
Podejrzani byli chuligani i hieny cmentarne,
zaczęto łączenie hipotez i ich kojarzenie,
ale próżne wysiłki, wszystko szło na marne!
Do grabarza w końcu kiedyś zapukano,
czy czegoś nie dostrzegł dziwnego w okolicy.
Jego też podejrzewać o szabrowanie zaczynano,
policję zadziwił mały komin wystający ze starej kaplicy.
Komin w kaplicy? Kogóż to decyzja?
Grabarz coś knuje, jego też sprawdzić należy.
Nakaz podpisany, zaczęła się rewizja,
odkryto wyroby jubilerskie i mnóstwo odzieży
w jego domu pogrzebowym koło kostnicy.
Skąd taki przybytek? Jego się pytali.
A żona dostała ataku nerwicy,
gdy funkcjonariusze dom przeszukiwali.
Z domu do kaplicy szli śladem następnym,
uderzył w ich nozdrza smród nieopisany.
Obraz, jaki ujrzeli, był bardzo posępny,
na stole leżał nieboszczyk toporem porąbany.
A kiedy śledczy latarkę wyjął z kieszeni
i na wielki sagan przyświecił w piecu wygaszonym.
Wszyscy cofnęli się przerażeni,
szczątki mięsa z zimnym tłuszczem okraszonym!
Porozrzucane kawałki koło gara, obraz pomieszany
z głowami uciętymi i kawałkami palców.
Ten, kto to zrobił, jest szalony, bardzo obłąkany!
Zatrzymali na przesłuchanie obu zwyrodnialców!

Pożywka dla gazet

Gdy tak naprzeciw siebie siedzieli i dumali o winie,
który z nich większą za to, co się działo, odpowiada,
grabarz oskarżył w końcu swoje własne świnie,
taką formę podtrzymując dalej już w wywiadach.
Dla gazet, kiedy reporterzy wywiad z nim przeprowadzali,
mówiąc, że chciał ich mieć mnóstwo, sporo i bez liku.
Opowiadał im, jak zmarłych z żoną na stole rąbali,
aby świnki dokarmiać we własnym chlewiku.
Gazety miały temat, sprzedaż ich wzrastała.
Obywatele miasta żywili się sensacjami.
Część z nich protesty pod sądem urządzała
z transparentami w dłoni, odgrażając się pięściami.
Gazeta trafiła też do wnuka, który szukał ciała,
zwrócił uwagę na zdjęcie w gazecie i tłusty nagłówek.
Przeczytał, jak para małżonków zwłok się pozbywała,
poznając tego, któremu zlecił przygotowania i pochówek,
ubranego w garnitur tak bardzo szukany.
Sam nie wiedział, czemu przeszły go dreszcze,
trzymając gazetę, na fotel oklapnął znękany,
a za oknem wiał wiatr z tłukącym w okna deszczem.
Ława przysięgłych nie miała najmniejszej litości,
po zapoznaniu się ze sprawą werdykt zatwierdziła.
Sąd orzekł wyrok dla obu z pozbawieniem wolności.
I aby historia ta po części dobrze się skończyła,
wnuk zgubę odzyskał i pieniądze wziął zaszyte,
które niewiele pod materiałem szeleściły.
Po takich znojach i trudach zdobyte
nic na swojej dawnej wartości nie straciły.