Manifest o lekkim zabarwieniu romantycznym

Slavomir Skib'a
30.08.2011 21:08·~ 2 min. czytania

Poza horyzont wielość poznanych twarzy wyrzucam
Niepokojotwórcze rysy spotkam -niechybnie nawrzucam
Rzucę mięsem krwistym od szczerości
Obnażę swe z nienawiścią zażyłości

Puste wyrazy ich osobowości odzwierciedlone w gębach
Skażę na pożogę wzgardy, w jej ognia piekielnego kłębach
Zaprzepaszczę człowieczeństwo, przerwę więziową nić
Choćby padalce tęsknoty miały się we mnie boleśnie wić

Do samego upadku na nicości łono
Nieuchwytność zachowam względem ram ludzkości poznanej
Niechaj i horrendalnie wzrasta niepochlebne grono
Tym bardziej utwierdzę się w swej inności wezbranej

Obcowanie z wyobcowaniem spowinowaci czasem ze smutkiem
A materialni żarłacze opaśli brzękiem monet polerować będą doczesny tron
Z pustki myśli i wartości wspomną czasem; nazwą wyrzutkiem
Zakłuje ich jednak usłane cholesterolem serce, obruszy się amerykański klon
Jego żywot nie zaznał wyjątkowości, sczeźnie w trumnie razem z ciałem
Bo pozagrobową lotność zyska jedynie postawa zgodna z jakimś ideałem

Czas inwestuję w pielęgnację idałów, nie w rozpiętość portfela
Więc nie unoś się, że bliższe mi niż Twoje towarzystwo dziewiczej przyrody
Nieskalanej imperialistycznymi zapędami żadnego banknotowego cwela
Nie pożądam Twej córki, której wdzięk i wnętrze nie droższe od jej garderoby

Serce uszczęśliwi tylko czysta wrażliwość w jego żeńskim odpowiedniku
Którego właścicielka podziwiając kwiat- wypuszcza pąki naturalnego zachwytu
Przedłoży powab słów nad brylantów błysk- nie marszcz tak czoła sprzedawczyku
Uzbrojony w cierpliwość nie wyskoczę z wiru poszukiwań- nie triumfuj wizjo samotnego bytu

Na zgliszczach kolejnych obumarłych przyjaźni zakiełkują nowe nadzieje na zrozumienie
Barwne osobowości uśpią nieufność karmioną fałszem i obłudą pawonkowskich sąsiadów
Jak tych kilka napotkanych osób, w których dłoniach pomoc, nie kamienie
I oni dają nadzieję,iż po dinozaurach świat nie musi konać w łapach kolejnych bezmyślnych gadów

Wyrzuciłem twarze, ból w zapomnieniu utopiłem
Jesienny mrok mym sprzymierzeńcem
Daje oparcie w odrzuceniu jak manifest, który uwiłem
Może być on na trumnie szczęścia wieńcem...
Lecz nienawiścią uskrzydlony w łaski walki się wkupiłem
I nie spocznę przed wszystkich nowotworów z życia wycięciem