Migocący płomień

Kamil Olszówka
31.29.2025 23:29·~ 3 min. czytania

I.

.

     Nadpalonej świecy migocący płomień,

Budzi rzewne odległego dzieciństwa wspomnienie,

Niedosięgłe jak drugi wielkiej rzeki brzeg,

Niewyraźne i rozmyte jak sen,

.

Chodząc w życiu różnymi drogami,

Potykając się o losu przeciwności,

Wspominamy barwne z dzieciństwa obrazy,

Czasem próbując się nimi pokrzepić,

.

Zapamiętany w dzieciństwie babci śmiech,

Czasem wlewa w duszę otuchę,

Gdy nocami huragany szalejące,

Do snu nie pozwalają zmrużyć powiek…

.

A gdy wokoło druty pozrywane,

Od uderzeń piorunów żarówki popalone,

Roztrzęsioną dłonią dzierżąc zapałkę,

Czasem strwożeni zapalimy świecę.

.

I jak przed laty nasi dziadowie,

Niewielką choć świeczkę postawimy w oknie,

By swym blaskiem odbijając się w szybie,

Nikły na twarzy zarysowała uśmiech,

.

Wtedy blask maleńkiego świecy płomyka,

Zdaje się samotnie stawiać czoła,

Srogim piorunom przeszywającym czerń nieba,

Wichurom uderzającym o trzeszczący dach….

.

II.

.

Spalającej się świecy migocący płomień,

Na wszystkie strony łagodnie chyboce,

Niczym zatroskany, zmartwiony człowiek,

Podejmujący w życiu decyzje niepewnie.

.

Bo te zawiłe losu koleje,

Milionów ludzi na całym świecie,

Są jak te tajemnicze świec płomienie,

Z czasem wszystkie gasnące.

.

Ten tańczącego płomyka nikły blask,

Na tle mroku nocnego nieba,

Jest jak odmierzony ludzkiego życia czas,

Na tle nieskończonego niepojętego wszechświata.

.

Te gorącego wosku krople,

Spływające wzdłuż palących się świec,

Są jak naszego życia lata kolejne,

Biegnące nieśpiesznie aż po jego kres.

.

A ten gorący roztopiony wosk,

Zdaje się kłaniać minionym wiekom,

Pełnym wyrzeczeń, trudów i trosk,

Spowitym mgłą niepamięci zamierzchłym tysiącleciom.

.

I jak ten maleńki świecy płomyk,

Sami niegdyś zagaśniemy,

Na wieki zamkną się nasze powieki,

Ku wieczności nieśpiesznie odpłyniemy…

.

III.

.

Dogasającej świecy migocący płomień,

Gdy zamigoce życia już kres,

Ozłoci nikłym blaskiem włosy srebrne,

I spływającą po policzku łzę,

.

A gdy zmęczeni życiem na starość,

Wspomnimy z rozrzewnieniem odległe dzieciństwo,

Czapkujmy naszym bezcennym wspomnieniom,

Migocącym za niepamięci zasłoną,

.

Gdy będąc roześmianymi dziećmi,

Pełni radosnej beztroski,

Byliśmy jak te migocące świec płomyki,

Nie lękając się odległej przyszłości,

.

Wciąż tylko na zabawach,

Spędzaliśmy cały swój czas

I tak płynęły kolejne lata,

Pośród radości bez żadnych obaw,

.

Aż dorosłość naszą beztroską zwabiona,

Za rogiem niepostrzeżenie się zaczaiła,

By pochwycić nas w swe sidła,

Pełnego trosk i problemów dorosłego życia,

.

Aż za pełną problemów dorosłością,

Przykuśtyka niebawem już starość,

By twarz zarysować niejedną zmarszczką

I uprzykrzyć końcówkę życia niejedną chorobą…

.

IV.

.

Wypalonej świecy gasnący już płomień,

Nim ulotni się z sykiem,

Przerażony gwałtownie zamigoce,

Nim już na wieki zagaśnie…

.

Podobnie i niejeden człowiek,

Wydając w życiu ostatnie już tchnienie,

Duszę swą gwałtownym strachem przeszyje,

Nim ku wieczności nieśpiesznie odpłynie,

.

A czasem z wolna poruszając wargą

Pokrzepi się jeszcze cichuteńką modlitwą,

Nim w gardle uwięźnie już głos,

Nie dając kształtu kolejnym słowom.

.

I jak z wypalonej świecy delikatny dym,

Tak dusza z schorowanego ciała się ulotni

By po przekroczeniu progów Wieczności,

Stanąć wkrótce przed Stwórcą Wszechmocnym…

.

A wtedy Bóg Litościwy,

Spyta ją głosem łagodnym,

Czy pośród ziemskiego życia kolei,

Była jak ten maleńki świecy płomyk…

.

Czy odbiciem Bożej Dobroci,

Jaśniała w grzesznym człowieku ułomnym,

Czy zanieczyszczona szpetnymi grzechami,

Była jak czarny z smolnego łuczywa dym…