Modlitwa Lublany
Tam gdzie cichy powiew wiatru dziejów,
Skryła ziemia liczne zwaliska potężnych grodów,
Tam gdzie niosła się ulotna piosnka,
Niezliczone młode dziewczęta wiodły swe życia,
Tam gdzie głośny krzyk przeszłości,
Miały one swe niezapomniane swaćby,
Tam gdzie prastara, pogańska Słowiańszczyzna,
Kryła się pewna wielka tajemnica,
Tam gdzie spowite mrokami zapomnienia pradzieje,
Nosiło w sobie smutek swój młode dziewczę,
Tam gdzie cichy szept Historii,
Odmalowywały się w snach Słowianek tajemnicze obrazy…
W starego kmiecia Ryżca chacie,
Wieczorami rozniecało swe marzenia młode dziewczę,
Rozmyślając o przyszłym swym losie,
Zamysłem bogów wplecionym w pogańską słowiańszczyznę,
Gdy po wieczerzy uprzątniętą była już ława,
Licznym rozmyślaniom oddawała się Lublana,
I nie chcąc budzić starego Ryżca,
Cichutko na posłaniu swym siadała,
Spoglądając nocą na złoty sierp księżyca,
Skrycie się modliła do swego towarzysza,
By radosną była przyszła jej dola,
W ramionach ukochanego kmiecia Mirka…
Sklecone w myślach słowa prostej swej modlitwy,
Nanizywała na nici potajemnych swych myśli,
By kędy płyną po niebie chmury,
Zawiesić je nocą na sierpie księżycowym,
A we wszystkich jej marzeniach,
Odmalowywał się obraz młodego kmiecia Mirka,
W którym to pokładała się jej nadzieja,
Zobaczyć kiedyś swego przyszłego męża,
By kiedyś przed chatę starego Ryżca,
Na pięknym siwym koniu zajechał,
Wyszywaną piękną chustę ukochanej ofiarował,
A o rękę swej umiłowanej niestrudzenie się starał,
By spracowane kmiece ramiona jej ukochanego,
Uchroniły ją zawsze od niebezpieczeństwa wszelakiego,
Od wszelkiego zła zewsząd czyhającego,
Z ręki ludzkiej czy od świata nadprzyrodzonego,
By nie porwały jej wodnice,
Gdy śpiewać będzie nad rzeki brzegiem,
By nie dręczyły jej nocnice,
Gdy snem kamiennym spoczywać będzie,
By udając się nad rzekę,
A w myślach swego ukochanego pozostając zarazem,
Zanurzając się w wodzie głębokiej,
W głębi swego uczucia zatopiła się namiętnie,
By zasypiając w spracowanych jegoż ramionach,
Zapomnieć mogła o nocnych zmorach,
By w cieniu męża ukochanego oblicza,
Nigdy już niczego się nie obawiała…
By strasznego knezia Leszka oczy,
Przenigdy nie znalazły dziewczęcej jej twarzy,
By spojrzeniem swym nigdy nie spoczęły,
Na obrysie młodych jej piersi,
By uciekła choćby i na kraj świata,
Przed gniewem srogiego knezia Leszka,
By młodzieńcza jej natura,
Ku wolności niechybnie ją poprowadziła,
By nie była nigdy jego służącą,
I nie zbudziła się nigdy jego nałożnicą,
By nie uczynił jej swą niewolnicą,
Wszelkim jego rozkazom powolną,
By w sercu jej nie zagościł smutek,
Po wszystkie życia jej dnie,
By duszy jej nie przygniótł kamień,
Oddający troski wszelakie,
By licznych bogactw przysięgą,
Nie uczynił jej Leszek swą żoną,
Zwiódłszy starego Ryżca troskę ojcowską,
Zaszczytów wszelakich fałszywą obietnicą,
By w przeklętym dniu swaćby niechcianej,
Nie przygniotło duszy jej brzemię,
By nie spowiła się wewnętrznym mrokiem,
Gdy żegnać się będzie z beztroskim dzieciństwem,
By zmuszoną nie była dać nu słowa,
Przyrzec kneziowi swemu wiernego posłuszeństwa,
Jako powolna słowom męża żona,
Wydać na świat srogiego knezia potomstwa…
Gdy tak nocą na posłaniu leżała,
W dziewczęcej swej modlitwie pogrążona,
Przenigdy by nie pomyślała,
Iż w obaleniu knezia Leszka będzie jej zasługa,
Iż wkrótce okrzyknięta upiorzycą,
Powiedzie na gród knezia armię kmiecią,
Iż tenże powierzy swe życie płomieniom,
Nie chcąc ugiąć karku przed niewiastą,
Iż zawzięte jego twarzy rysy,
Spopieli moc ognistych płomieni,
By nikomu nie był już strasznym,
By popioły jego były powiewem przestrogi,
Iż jej młode dziewczęce dłonie,
Porwie ukochany Mirko całując nieprzerwanie,
Iż uprzednio samemu obwołany kneziem,
Za żonę swoją bezzwłocznie ją pojmie,
Iż na zawsze będą już razem,
Przez słowiańskich żerców złączeni małżeńskim węzłem,
Iż szczęśliwie powiodą dalsze swe życie,
W spowitej mrokami niepamięci pogańskiej Słowiańszczyźnie…
– Wiersz zainspirowany powieścią „Lublana” autorstwa J.I. Kraszewskiego.
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -