Podarowało mi niebo…
Podarowało mi niebo błękitną wstęgę,
Bym w swej wyobraźni oplótł rzeczoną,
Barwnych i zawiłych Dziejów Świata księgę,
Przez historii pasjonata księżycową nocą wyśnioną.
.
Podarowało mi także i długi świetlisty promień słońca,
Bym nawlókł na niego siwowłosych starców wspomnienia,
Nim skryje ich do swego wnętrza ziemia,
By pamięć o nich przetrwała przez pokolenia.
.
Zesłało mi karocę z chmur śnieżnobiałych,
Wypolerowaną nienagannie blaskiem jutrzenki,
Bym pomknął nią pędem w minione wieki,
Ku zgłębieniu tajemnic wielkich starożytnych cywilizacji.
.
Dostałem w darze tuzin kruczoczarnych koni,
Skrzących w słońcu niczym hematyt,
Nie lękających się choćby najdalszej drogi,
Przez pustkowia i uroczyska porośnięte chaszczami.
.
Woźnicą mej magicznej karocy,
Szpiczastouchy elf był pięknolicy,
Każdemu słowu wyrzeczonemu jego usty,
Rumaki ochoczo posłuszne były.
.
Dobyłem z wyobraźni lśniącego miecza,
Wykutego w żarze nigdy nie gasnącego słońca,
By bezpieczniejszą była ma droga,
Mrokami pradziejów skrzętnie spowita.
.
Gdy zaczynało już zmierzchać,
Czekała na mnie ma zaklęta karoca,
A jej tajemniczy złoty blask,
Z wieczorną szarzyzną wymownie kontrastował.
.
Nieopisana radość niezmierna,
Na mej twarzy zaraz się odmalowała,
Nie zwlekając ni chwili, bez wahania,
Gotów byłem w śnie przemierzyć cały świat…
.
Jesienną porą znad zamglonych pól ornych,
Rzewnie przywołał mnie wiatr historii,
Bym w długą a daleką podróż wyruszył,
Ku odkryciu wielkich przeszłości tajemnic,
.
Dziesiątki legendarnych królestw,
W pomroce dziejów skrzętnie ukryte,
Przyzywały mnie wieszczów swych śpiewem,
Z dalekiej przeszłości niosącym się echem…
.
Stąpając po stopniach złotych,
Zasiadłem dumnie w wnętrzu mej karocy,
Dając zaraz polecenie woźnicy,
By w drogę czym prędzej wyruszyć…
.
I popędziłem w snach mą wyśnioną karocą,
Ku zamierzchłej przeszłości dalekim tajemnicom,
By wydrzeć je chytrze minionym wiekom,
Niczego w zamian im nie ofiarowując…
.
Nim nastał wytęskniony świt,
Nim gęsty mrok się z wolna rozproszył,
Zebrawszy naprędce rozproszone myśli,
Mknąłem nocą ku wielkiej tajemnicy,
.
Pozłocisty niedosięgłego księżyca blask,
Oblepioną mrokiem drogę oświetlał,
Ta zaś zdawała się nie mieć końca,
Wijąc się w nieprzystępnych leśnych ostępach,
.
Gnając wciąż przez zamierzchłe pradzieje,
Pozdrowiłem przelotnie tęsknym wzrokiem,
Dumne a niezliczone gwiazdy złote,
Na nocnym niebie tajemniczo skrzące,
.
I ku niedosięgłym gwiazdom złotym,
Strwożony nieśmiało uniosłem oczy,
By zdradzić im swe marzenia szeptem cichuteńkim,
Który tylko one dosłyszeć potrafiły…
.
A zaklęta karoca wciąż mknęła i mknęła,
W zamierzchłej przeszłości zasnuty legendami świat,
Po wyboistych dziejów zawiłych drogach,
By sennym marzeniom mym sprostać,
.
Pod koła mej karocy złote monety,
Wyrzucały fale zamierzchłej przeszłości rzeki,
By niesłyszalny brzęk ich cichy,
Hołdem był mej ciekawości złożonym.
.
Gdzie czerpiąc z opowieści o bohaterach sławnych,
Spisano w średniowieczu potężne księgi,
Tam mknąłem zaklętą karocą niepowstrzymany,
Na wahanie nie tracąc ni chwili…
.
Skąpały się promienie przedwiecznego słońca,
W odmętach wielkiej rzeki zapomnienia,
Oddając jej skrzący swój blask,
Który ta łapczywie cały pochłonęła…
.
Przez powiew wiatru dziejów wytyczona,
Po dziejowych meandrów skalistych wertepach,
Długa i zawiła ku pradziejom droga,
Z każdą wiorstą jęła się zapętlać,
.
W lepkim cuchnącym błocie,
Grzęzły karocy koła złote,
A tracąc blask swój nim oblepione,
Wyrzucały jego grudy w powietrze,
.
Trwożliwe konie niebawem spłoszyły,
Majaczące w mrokach zapomnienia upiory historii,
Gdy przelęknione nader gwałtownie wierzgnęły,
Łamiąc diamentowe osie kół pozłocistej karocy!
.
Oderwane od karocy złote koło,
W ułamkach sekund skrząc i błyszcząc,
W siną dal się potoczyło,
Wkrótce z oczu mych niknąc,
.
Uderzone podmuchami wiatrów dziejowych,
Osunęły się z zawiasów drzwiczki karocy,
A bezwładnie dotykając ziemi,
Uderzały o polne kamienie krzesząc iskier potoki…
.
Lecz magicznej karocy zaklęty woźnica,
Na me przeraźliwe krzyki nie zważał,
Wpadłszy w przedziwny niepojęty trans,
Znarowione konie tym usilniej popędzał.
.
I nikt mi nie mógł dopomóc,
Ni powstrzymać szaleńczego zaklętej karocy pędu,
A niepewny pozostając swego losu,
Uniosłem przerażone oczy ku gwieździstemu niebu…
.
W duszy mej trwożne zrodziło się pytanie…
Czy nim nastanie podróży kres,
Karoca w szaleńczym pędzie się rozpadnie,
A wypadając z niej uderzę głową o kamień…
.
Wtem nagły głośny trzask!
Oderwały się od karocy wszystkie już koła,
Pod ciężarem pokrywającego ją złota,
Gwałtownie z hukiem o ziemię uderzyła!
.
Gdy przez sen krzyknąłem przerażony,
Zimny dreszcz strachu me plecy przeszył,
Próbując panicznie zebrać rozbiegane myśli…
W środku nocy rozwarłem powieki…
.
Prysły senne obrazy,
Nie było też złotej karocy,
Gdy sennej wyobraźni pierzchły majaki,
Szaleńczy pęd także już ucichł…
.
Były tylko mojego pokoju ściany,
Otulone smolistym mrokiem nocy,
Zamglone oczy przecierając powoli,
Ledwo zdołałem rozeznać ich kontury…
.
W nocy zlany zimnym potem,
Tkwiąc między tym co wyśnione a realne,
Biorąc głęboki oddech,
Zrozumiałem że to był jedynie sen…
.
A choć wyśniony blask złotej karocy,
Zastąpiła namacalna czerń nocy,
Wciąż te same marzenia się tliły,
Podróży ku wielkim tajemnicom przeszłości…
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -