Podarowało mi niebo…

Kamil Olszówka
03.34.2025 01:34·~ 4 min. czytania

     Podarowało mi niebo błękitną wstęgę,

Bym w swej wyobraźni oplótł rzeczoną,

Barwnych i zawiłych Dziejów Świata księgę,

Przez historii pasjonata księżycową nocą wyśnioną.

.                                    

Podarowało mi także i długi świetlisty promień słońca,

Bym nawlókł na niego siwowłosych starców wspomnienia,

Nim skryje ich do swego wnętrza ziemia,

By pamięć o nich przetrwała przez pokolenia.

.

Zesłało mi karocę z chmur śnieżnobiałych,

Wypolerowaną nienagannie blaskiem jutrzenki,

Bym pomknął nią pędem w minione wieki,

Ku zgłębieniu tajemnic wielkich starożytnych cywilizacji.

.

Dostałem w darze tuzin kruczoczarnych koni,

Skrzących w słońcu niczym hematyt,

Nie lękających się choćby najdalszej drogi,

Przez pustkowia i uroczyska porośnięte chaszczami.

.

Woźnicą mej magicznej karocy,

Szpiczastouchy elf był pięknolicy,

Każdemu słowu wyrzeczonemu jego usty,

Rumaki ochoczo posłuszne były.

.

Dobyłem z wyobraźni lśniącego miecza,

Wykutego w żarze nigdy nie gasnącego słońca,

By bezpieczniejszą była ma droga,

Mrokami pradziejów skrzętnie spowita.

.

Gdy zaczynało już zmierzchać,

Czekała na mnie ma zaklęta karoca,

A jej tajemniczy złoty blask,

Z wieczorną szarzyzną wymownie kontrastował.

.

Nieopisana radość niezmierna,

Na mej twarzy zaraz się odmalowała,

Nie zwlekając ni chwili, bez wahania,

Gotów byłem w śnie przemierzyć cały świat…

.

Jesienną porą znad zamglonych pól ornych,

Rzewnie przywołał mnie wiatr historii,

Bym w długą a daleką podróż wyruszył,

Ku odkryciu wielkich przeszłości tajemnic,

.

Dziesiątki legendarnych królestw,

W pomroce dziejów skrzętnie ukryte,

Przyzywały mnie wieszczów swych śpiewem,

Z dalekiej przeszłości niosącym się echem…

.

Stąpając po stopniach złotych,

Zasiadłem dumnie w wnętrzu mej karocy,

Dając zaraz polecenie woźnicy,

By w drogę czym prędzej wyruszyć…

.

I popędziłem w snach mą wyśnioną karocą,

Ku zamierzchłej przeszłości dalekim tajemnicom,

By wydrzeć je chytrze minionym wiekom,

Niczego w zamian im nie ofiarowując…

.

Nim nastał wytęskniony świt,

Nim gęsty mrok się z wolna rozproszył,

Zebrawszy naprędce rozproszone myśli,

Mknąłem nocą ku wielkiej tajemnicy,

.

Pozłocisty niedosięgłego księżyca blask,

Oblepioną mrokiem drogę oświetlał,

Ta zaś zdawała się nie mieć końca,

Wijąc się w nieprzystępnych leśnych ostępach,

.

Gnając wciąż przez zamierzchłe pradzieje,

Pozdrowiłem przelotnie tęsknym wzrokiem,

Dumne a niezliczone gwiazdy złote,

Na nocnym niebie tajemniczo skrzące,

.

I ku niedosięgłym gwiazdom złotym,

Strwożony nieśmiało uniosłem oczy,

By zdradzić im swe marzenia szeptem cichuteńkim,

Który tylko one dosłyszeć potrafiły…

.

A zaklęta karoca wciąż mknęła i mknęła,

W zamierzchłej przeszłości zasnuty legendami świat,

Po wyboistych dziejów zawiłych drogach,

By sennym marzeniom mym sprostać,

.

Pod koła mej karocy złote monety,

Wyrzucały fale zamierzchłej przeszłości rzeki,

By niesłyszalny brzęk ich cichy,

Hołdem był mej ciekawości złożonym.

.

Gdzie czerpiąc z opowieści o bohaterach sławnych,

Spisano w średniowieczu potężne księgi,

Tam mknąłem zaklętą karocą niepowstrzymany,

Na wahanie nie tracąc ni chwili…

.

Skąpały się promienie przedwiecznego słońca,

W odmętach wielkiej rzeki zapomnienia,

Oddając jej skrzący swój blask,

Który ta łapczywie cały pochłonęła…

.

Przez powiew wiatru dziejów wytyczona,

Po dziejowych meandrów skalistych wertepach,

Długa i zawiła ku pradziejom droga,

Z każdą wiorstą jęła się zapętlać,

.

W lepkim cuchnącym błocie,

Grzęzły karocy koła złote,

A tracąc blask swój nim oblepione,

Wyrzucały jego grudy w powietrze,

.

Trwożliwe konie niebawem spłoszyły,

Majaczące w mrokach zapomnienia upiory historii,

Gdy przelęknione nader gwałtownie wierzgnęły,

Łamiąc diamentowe osie kół pozłocistej karocy!

.

Oderwane od karocy złote koło,

W ułamkach sekund skrząc i błyszcząc,

W siną dal się potoczyło,

Wkrótce z oczu mych niknąc,

.

Uderzone podmuchami wiatrów dziejowych,

Osunęły się z zawiasów drzwiczki karocy,

A bezwładnie dotykając ziemi,

Uderzały o polne kamienie krzesząc iskier potoki…

.

Lecz magicznej karocy zaklęty woźnica,

Na me przeraźliwe krzyki nie zważał,

Wpadłszy w przedziwny niepojęty trans,

Znarowione konie tym usilniej popędzał.

.

I nikt mi nie mógł dopomóc,

Ni powstrzymać szaleńczego zaklętej karocy pędu,

A niepewny pozostając swego losu,

Uniosłem przerażone oczy ku gwieździstemu niebu…

.

W duszy mej trwożne zrodziło się pytanie…

Czy nim nastanie podróży kres,

Karoca w szaleńczym pędzie się rozpadnie,

A wypadając z niej uderzę głową o kamień…

.

Wtem nagły głośny trzask!

Oderwały się od karocy wszystkie już koła,

Pod ciężarem pokrywającego ją złota,

Gwałtownie z hukiem o ziemię uderzyła!

.

Gdy przez sen krzyknąłem przerażony,

Zimny dreszcz strachu me plecy przeszył,

Próbując panicznie zebrać rozbiegane myśli…

W środku nocy rozwarłem powieki…

.

Prysły senne obrazy,

Nie było też złotej karocy,

Gdy sennej wyobraźni pierzchły majaki,

Szaleńczy pęd także już ucichł…

.

Były tylko mojego pokoju ściany,

Otulone smolistym mrokiem nocy,

Zamglone oczy przecierając powoli,

Ledwo zdołałem rozeznać ich kontury…

.

W nocy zlany zimnym potem,

Tkwiąc między tym co wyśnione a realne,

Biorąc głęboki oddech,

Zrozumiałem że to był jedynie sen…

.

A choć wyśniony blask złotej karocy,

Zastąpiła namacalna czerń nocy,

Wciąż te same marzenia się tliły,

Podróży ku wielkim tajemnicom przeszłości…