sobotnie popołudnia
W sobotnie popołudnia wychodziłam
Z matką na spacer
Z półmroku wstępowało się
W słoneczną kąpiel dnia
Przechodnie bredząc o złocie
Mieli oczy zmrużone od żaru
Jakby zlepione miodem
A podciągnięta górna warga
Odsłaniała im dziąsła i zęby
Pieniądze nałożyły swym wyznawcom
Jedną i tę samą maskę
Złota maskę
I wszyscy, którzy dziś szli ulicami
Spotykali się
Mijali starcy i młodzi
Dzieci i kobiety
Pozdrawiali się w przejściu
Tą maską
Namalowana grubą złotą farbą
Szczerzyli się do siebie
Oślepieni fałszywym blaskiem
Przekupionego szczęścia
Wyznając niebu pustkę
W sobotnie popołudnia
Wychodziłam z matką na spacer
Wszyscy, którzy szli ulicami
Szczerzyli się do siebie
Starzy i młodzi
Dzieci i kobiety
Oślepieni fałszywym blaskiem
Wyznając światu
Swą pustkę
I tak wędrowałyśmy z matką
Wodząc nasze załamane cienie
Po wszystkich domach
Jak po klawiszach
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -