Spacer Stefana

Piotr Kocjan
05.30.2019 18:30·~ 2 min. czytania

 

Wyszedł raz Stefan na spacer z pieskiem

Taki dokoła bloku swojego

Nim mu zsiniały oczy niebieskie

Zaczął żałować wyboru tego

 

Powietrze wokół mało przejrzyste

A przez to oddech ciut niemiarowy

I chociaż piesek miał łapki czyste

Stefan ogromny ból miał głowy

 

Łeb go napieprzał nie z przemęczenia

To nie migreny także wina

Jakieś miał dziwne podejrzenia

Że winny tego jest smród z komina

 

Komin I domek to własność Zochy

Co tulipany na wiosnę sadzi

To jest dziewczyna, co strojąc fochy

potrafi również każdemu kadzić

 

Każdego umie zbić z pantałyku

Słowem jak gwoździem przybić do ściany

I choć nie robi żadnych przytyków

W rozgrywce słownej jesteś przegranym

 

Błędem Stefana słowna szermierka

Na którą poszedł na przeciw Zosze

Pozamiatała go jak froterka

I przerobiła na drobny proszek

 

Gdy grzecznie spytał, co w piecu spala

Bo zapach smrodu niesie powietrze

Rzekła spokojnie żeby spierdalał

Jeżeli w ryja dostać nie chce

 

Z wierszyka tego wyciągam puentę

Ot taki morał ekologiczny

Który przyjmijcie jak słowo święte

Że czasem lepiej jak się pomilczy