Tylko nieliczne doczekały Wolności...

Kamil Olszówka
11.20.2025 00:20·~ 3 min. czytania

     Gdy przemocą odbierano je matkom,

Łez nie starczało zapłakanym oczom,

A bolesne uderzenie karabinu kolbą,

Dziecięce twarzyczki siniakami znaczyło,

.

Gdy pełen ciepła dom rodzinny,

Był już tylko wspomnieniem odległym,

Pośród nadchodzących strasznych chwil,

W głębi serca jedynie się tlącym,

.

Gdy Nadzieja z wolna już gasła,

W tylu tysięcy niewinnych sercach,

Niczym w popiołach maleńka skrząca iskierka,

Podmuchem zimnego wichru zdmuchnięta…

.

Z każdego niemal zakątka Polski,

Szczęśliwe i roześmiane niegdyś dzieci,

Z gwarnych, tętniących życiem miast ludnych,

Często z chłopskich chałup ubogich,

.

W wieku zaledwie kilku lat,

Trafiły do wzniesionego ludzkimi rękami piekła,

A z przerażeniem patrząc na podły świat ,

Nie rozumiały bezmiaru otaczającego je okrucieństwa…

.

Przewożone w wagonach bydlęcych,

Bez pardonu poddawane selekcji,

Na zdolne do katorżniczej, nieludzkiej pracy,

Na przeznaczone w objęcia śmierci,

.

Odczuły głośne ujadanie psów,

Przeszywający plecy zimny dreszcz strachu,

W młodziutkich piersiach brak tchu,

Stawianie nocami na baczność snów…

.

Gdy co rusz brakowało sił,

By wychudzonymi nogami powłóczyć,

A głośne obozowych strażników krzyki,

Nie pozwalały odpocząć ni chwili,

.

Radosnego dzieciństwa chwil beztroskich,

Przymuszone prędko zapominały,

Odtąd były już tylko numerami,

A życie ich wisiało na cienkiej nici…

.

Odtąd kaprys okrutnego SS-mana,

Wątłego kilkulatka pozbawić mógł życia,

Gdy uderzona kolbą karabinu czaszka,

Krwią tryskając na kawałki się rozpadała,

.

Niekiedy przeszyte bagnetem,

Umierały na oczach bezradnych matek,

Gdy matczyne łomotało tak serce,

A krzyki stłumione więzły w gardle…

.

Gdy liche baraki obozowe,

Noc litościwa oblepiła czarnym mrokiem,

A sroga jesień przeszyła zimnym wiatrem,

Nie bacząc na stłoczone w nich dzieci maleńkie,

.

Jeden koc lichy, potargany,

Na kilkoro przemarzniętych dzieci,

Odmrożone w zimowe noce bose nóżki,

Zaschnięte na policzkach gorzkie łzy,

.

Przenikliwy chłód w barakach,

Odbierająca zmysły za bliskimi tęsknota,

Setek małych towarzyszy niedoli płacz,

Do snu nie pozwalały zmrużyć oka…

.

Niekiedy nadpleśniały, surowy ziemniak,

Podłej polewki głodowa racja,

Starczyć musiały za posiłek całego dnia,

Choć nadludzkich wysiłków codzienna wymagała praca,

.

Niekiedy jedynie nadpleśniałego chleba okruchy,

Pusty żołądek musiały nasycić,

By nabrać tak potrzebnych sił

W tym ponurym i strasznym piekle na ziemi…

.

Niekiedy zastrzyk z fenolu w serce,

Niewysłowionych cierpień był kresem,

Gdy padało bezwładnie na ziemię

Kilkuletniego dziecka ciałko już martwe,

.

A Anioły pochylając się czule,

Ku niebu płacząc unosiły ich dusze,

By odtąd mogły cieszyć się Rajem,

Niewinne dzieci tak bestialsko pomordowane…

.

Tylko nieliczne doczekały wyzwolenia,

By poruszającym świadectwem być dla nas,

Tak zapatrzonych w postępowy świat,

O bolesnej historii nie chcących pamiętać,

.

Tylko nieliczne doczekały Wolności,

By dygocącym ruchem pomarszczonej dłoni,

Niewielki choćby zapalić znicz,

Tysiącom dzieci pomordowanych w obozach koncentracyjnych…

.

- Wiersz poświęcony pamięci polskich dzieci bestialsko pomordowanych w niemieckich obozach koncentracyjnych.