W spoczynku

Konwalia
12.25.2010 19:25·~ 2 min. czytania

Ona – młoda, wiotka, a gęste gałęzie
dyrygują ubrane w zielone igiełki,
ma je zawsze przy sobie i wszędzie,
wiosną, latem, jesienią i zimą
rośnie wzwyż równomiernie
korzeń w głębi, pod ziemią

On – w małolistnej już koronie,
popękanej korze, cóż ofiarować
młodej sośnie może tylko mądrość
wiekowego drzewa, co przez lat dziesiątki
połamało w wichrach losów
niemal wszystkie członki?

Rosną obok, a właściwie tylko młoda rośnie,
dąb, kilka wieków dźwiga okazałe,
teraz, czeka na piłę jak na ścięcie głowy,
zawsze taki pewny, lecz dziś prawie wcale,
taki los polany i prawo leśnika,
gdzie licencję na wyrąb podpis pieczętuje

Drzewo ścięto i tylko korzeń znaczy miejsce,
gdzie stał kiedyś dąb w liściastej koronie,
ciesząc się szacunkiem i swoją młodością,
wśród innych równolatków znamienitym gronie,
leśni przyjaciele już dawno wyrwani
zalegają półki w pobliskim tartaku

Czasem do zakładu przyjdzie zamówienie
i rzemieślnik-czarodziej w postać mebli je zmieni,
ubrane w kolorowej tapicerki miękkość,
żyć będą wiecznie w salonie, przy ścianie
zamknięte w sztucznym kształcie,
co historię zostawił w ziemi na polanie

Wiek rębny kładzie dęby i cicho usypia,
stoją śpiący rycerze na kółkach, na nóżkach,
wyciągają do klientów swe drewniane ręce,
czasem słodko drzemią w skrzypiących łóżkach
dopóki stare drzewo w wiór się nie rozleci,
tak, że nawet majster niczego nie skleci