Zima z pierza
Najwierniejszym moim przyjacielem z dzieciństwa,
Była pewna wesoła psina,
Nie jakiś pudelek rasowy i mały,
Lecz duży a silny mieszaniec okazały,
.
Nie jakiś buldog brzydki i nieprzewidywalny,
Lecz słusznych rozmiarów i zawsze wesoły,
Bez przerwy prawie z wywalonym jęzorem,
I zawsze wesoło merdał ogonem,
.
Sierść jego czarna niczym najczarniejsze węgle,
Lecz wszystkie łapy do połowy śnieżnobiałe,
Zaś nad jego dużymi brązowymi oczami,
Uroku mu dodawały dwie małe białe plamki,
.
Nigdy nie był przez nikogo tresowany,
Od narodzin do wszystkich przyjaźnie nastawiony,
Od szczenięcia rozrabiaka był z niego nieprzeciętny,
Przez co przez wszystkich zawsze uwielbiany.
.
Za szczenięcia przypominał małego,
Pociesznego misia pluszowego,
Przez co w dzieciństwie ,,Misiek” go nazwałem
I w tym postanowieniu niewzruszony pozostałem…
.
I kiedy w latach się posuwał,
Co dzień to nowe psoty uskuteczniał,
Co dzień niemal nową psotę wymyślał,
Bez przerwy czymś nowym domowników zaskakiwał.
.
Polegając na swym niezawodnym węchu,
Ciemną nocą przy księżyca blasku,
Niepomny moich dziecięcych przestróg,
wyruszał wciąż na poszukiwanie kolejnych przygód.
.
I w końcu pewnego słonecznego lata,
Postanowił wręcz nieziemskiego figla spłatać,
Za jego bowiem sprawą ziściły się opady śniegu białego,
W samym środku lata gorącego,
.
Dajmy jednak tej historii początek właściwy,
Opowiedzmy ją całą dokładnie po kolei…
.
Stał bowiem stary drewniany dom opuszczony,
Z szybami w oknach wszystkimi powybijanymi,
W środku zaś jego kryły się graty niezmierne,
Przez ludzi wszelkich dawno zapomniane.
.
I oto pewnej nocy letniej,
W pełni jasnym księżycem dobrze oświetlonej,
Nasz rozrabiaka okazję nowej psoty zwęszył,
Przez puste okno do drewnianego domu wskoczył,
.
Z trudem przecisnął się przez ciasną framugę,
Po drugiej stronie opadł na drewnianą podłogę
I w ciemnościach szybko tylko się rozglądnąwszy,
Od razu po podłodze nosem zaczął węszyć,
.
Od razu zwiedził po omacku kuchnię opuszczoną,
Zaraz potem odświętną izbę białym wapnem pobieloną,
Pokręcił się w koło stary korytarz obwąchując
I zaraz potem piwnicę z uchylonymi drzwiami znajdując…
.
Przecisnął się przez piwniczne drzwi drewniane, spróchniałe
I zaraz wywęszył skarby wspaniałe,
Nosem coś miękkiego a puszystego wyczuł,
Przyjazną materię zaraz zębami pochwycił.
.
I z właściwą szczenięcym lat zawziętością,
Miękki materiał usilnie zaczął ciągnąć,
W zamiarze swoim usilnie się zawziął
I wnet z piwnicy starą pierzynę całą wyciągnął.
.
Całą tę scenę stary kocur ze strychu obserwował,
Wielkimi oczami wielce się dziwował
I wyjrzały zaraz małe myszki z nory,
Zbudziły je bowiem w środku nocy rumory,
.
I za ciasne wydały mu się izby domku stare,
Zdobycz swą zapragnął wydobyć na pole rozległe,
Pod wąskie okienko pierzynę przytargał,
Do skoku przez okno z nią się zamierzył.
.
Jakim cudem ta sztuka mu się udała?
Po dziś dzień tego nie wiem...
Jakim cudem przez wąskie okienko przeszła pierzyna cała?
Może jeszcze kiedyś zagadkę tę zgłębię...
.
Lecz kiedy starą pierzynę,
Przez wąską i ciasną ramę,
W pysku zawzięcie przenosił ,
Małym jej brzegiem o wystającego gwoździa zahaczył…
.
I zaczęło się sypać pierze z pierzyny,
Lecz w nocy nie dostrzegły tego oczy naszej psiny,
Im szybciej ze zdobyczą w pysku uciekał,
Tym dłuższy ślad z białego pierza zostawiał.
.
I zatopił kły w przyjemnej i puszystej z radością,
Wnet podniecony, stary materiał zaczął targać z zawziętością,
I im większe kłami zaczął robić dziury,
Tym większe jęły się wysypywać śnieżnobiałe pióra,
.
Zajęty zdobyczą Misiek tego nie dostrzegał,
Nie rozumiał natomiast dlaczego co chwilę wciąż kichał,
Na puszystą zdobycz tak bardzo się zawziął,
Że na nic nie zważając jeszcze usilniej gryźć począł,
.
Gryząc tak bez opamiętania,
Jedno za drugim białe pióra na zewnątrz uwalniał
I zaraz rozsypały się wszystkie po łące,
Jak silnym wiatrem ogołocone z nasion dmuchawce,
.
I choć powoli zaczynało już świtać,
Zawzięty urwis swej zdobyczy nie zaprzestał wciąż targać,
I co chwila tylko bez przerwy ją włóczył,
Po całym długim a rozległym podwórzu,
.
I tak wnet całe podwórze pierzem się zapełniło,
Że część jego nawet na sąsiednie działki doleciała
I nie zauważył Misiek podwórza pierza pełnego,
Od najczystszego śniegu bielszego…
.
I tylko dziwiła się siedząca na gałęzi sowa,
Skąd nagle w środku lata zima całkiem nowa,
Lecz wszyscy sąsiedzi, którzy w okolicznych domach spali,
Zimy w środku lata za nic się nie spodziewali,
.
Jak co noc smacznie tylko spali,
O czekającej ich niespodziance pojęcia nie mieli
I po przebudzeniu wszyscy się zdziwili,
Gdy zobaczyli w środku lata za oknami śnieg biały.
.
I że śni nadal w łóżku niejeden pomyślał,
Zanim po namyśle w materii tejże bieli się nie zorientował,
I zaraz jakoś mój Misiek stał się głównym podejrzanym,
Lecz ten ze świtem zasnął snem kamiennym,
.
Całonocnymi wojażami wielce zmęczony,
Poczynionego przez siebie zamieszania nieświadomy
I mnie niezwykły ten widok zdziwił niepomiernie,
Kiedy rano jak co dzień przed dom swój wyszedłem…
.
Kiedy po latach do wspomnień z dzieciństwa się uśmiecham,
Mojego wiernego druha ze łzą w oku wspominam,
Wspominam zarazem tę w środku lata zimę
I z dzieciństwa jakże wspaniałą przygodę...
.
I ani Dziadek Mróz ani Królowa Śniegu,
Nie dorównują mojemu psiemu druhowi wspaniałemu,
Bo tylko on potrafił w środku lata słonecznego,
Wyczarować całe podwórze puchu śnieżnobiałego!
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -