Zima z pierza

Kamil Olszówka
15.29.2025 00:29·~ 5 min. czytania

    Najwierniejszym moim przyjacielem z dzieciństwa,

Była pewna wesoła psina,

Nie jakiś pudelek rasowy i mały,

Lecz duży a silny mieszaniec okazały,

.

Nie jakiś buldog brzydki i nieprzewidywalny,

Lecz słusznych rozmiarów i zawsze wesoły,

Bez przerwy prawie z wywalonym jęzorem,

I zawsze wesoło merdał ogonem,

.

Sierść jego czarna niczym najczarniejsze węgle,

Lecz wszystkie łapy do połowy śnieżnobiałe,

Zaś nad jego dużymi brązowymi oczami,

Uroku mu dodawały dwie małe białe plamki,

.

Nigdy nie był przez nikogo tresowany,

Od narodzin do wszystkich przyjaźnie nastawiony,

Od szczenięcia rozrabiaka był z niego nieprzeciętny,

Przez co przez wszystkich zawsze uwielbiany.

.

Za szczenięcia przypominał małego,

Pociesznego misia pluszowego,

Przez co w dzieciństwie ,,Misiek” go nazwałem

I w tym postanowieniu niewzruszony pozostałem…

.

I kiedy w latach się posuwał,

Co dzień to nowe psoty uskuteczniał,

Co dzień niemal nową psotę wymyślał,

Bez przerwy czymś nowym domowników zaskakiwał.

.

Polegając na swym niezawodnym węchu,

Ciemną nocą przy księżyca blasku,

Niepomny moich dziecięcych przestróg,

wyruszał wciąż na poszukiwanie kolejnych przygód.

.

I w końcu pewnego słonecznego lata,

Postanowił wręcz nieziemskiego figla spłatać,

Za jego bowiem sprawą ziściły się opady śniegu białego,

 W samym środku lata gorącego,

.

Dajmy jednak tej historii początek właściwy,

Opowiedzmy ją całą dokładnie po kolei…

.

Stał bowiem stary drewniany dom opuszczony,

Z szybami w oknach wszystkimi powybijanymi,

W środku zaś jego kryły się graty niezmierne,

Przez ludzi wszelkich dawno zapomniane.

.

I oto pewnej nocy letniej,

W pełni jasnym księżycem dobrze oświetlonej,

Nasz rozrabiaka okazję nowej psoty zwęszył,

Przez puste okno do drewnianego domu wskoczył,

.

Z trudem przecisnął się przez ciasną framugę,

Po drugiej stronie opadł na drewnianą podłogę

I w ciemnościach szybko tylko się rozglądnąwszy,

Od razu po podłodze nosem zaczął węszyć,

.

Od razu zwiedził po omacku kuchnię opuszczoną,

Zaraz potem odświętną izbę białym wapnem pobieloną,

Pokręcił się w koło stary korytarz obwąchując

I zaraz potem piwnicę z uchylonymi drzwiami znajdując…

.

Przecisnął się przez piwniczne drzwi drewniane, spróchniałe

I zaraz wywęszył skarby wspaniałe,

Nosem coś miękkiego a puszystego wyczuł,

Przyjazną materię zaraz zębami pochwycił.

.

I z właściwą szczenięcym lat zawziętością,

Miękki materiał usilnie zaczął ciągnąć,

W zamiarze swoim usilnie się zawziął

I wnet z piwnicy starą pierzynę całą wyciągnął.

.

Całą tę scenę stary kocur ze strychu obserwował,

Wielkimi oczami wielce się dziwował

I wyjrzały zaraz małe myszki z nory,

Zbudziły je bowiem w środku nocy rumory,

.

I za ciasne wydały mu się izby domku stare,

Zdobycz swą zapragnął wydobyć na pole rozległe,

Pod wąskie okienko pierzynę przytargał,

Do skoku przez okno z nią się zamierzył.

.

Jakim cudem ta sztuka mu się udała?

Po dziś dzień tego nie wiem...

Jakim cudem przez wąskie okienko przeszła pierzyna cała?

Może jeszcze kiedyś zagadkę tę zgłębię...

.

Lecz kiedy starą pierzynę,

Przez wąską i ciasną ramę,

W pysku zawzięcie przenosił ,

Małym jej brzegiem o wystającego gwoździa zahaczył…

.

I zaczęło się sypać pierze z pierzyny,

Lecz w nocy nie dostrzegły tego oczy naszej psiny,

Im szybciej ze zdobyczą w pysku uciekał,

Tym dłuższy ślad z białego pierza zostawiał.

.

I zatopił kły w przyjemnej i puszystej z radością,

Wnet podniecony, stary materiał zaczął targać z zawziętością,

I im większe kłami zaczął robić dziury,

Tym większe jęły się wysypywać śnieżnobiałe pióra,

.

Zajęty zdobyczą Misiek tego nie dostrzegał,

Nie rozumiał natomiast dlaczego co chwilę wciąż kichał,

Na puszystą zdobycz tak bardzo się zawziął,

Że na nic nie zważając jeszcze usilniej gryźć począł,

.

Gryząc tak bez opamiętania,

Jedno za drugim białe pióra na zewnątrz uwalniał

I zaraz rozsypały się wszystkie po łące,

Jak silnym wiatrem ogołocone z nasion dmuchawce,

.

I choć powoli zaczynało już świtać,

Zawzięty urwis swej zdobyczy nie zaprzestał wciąż targać,

I co chwila tylko bez przerwy ją włóczył,

Po całym długim a rozległym podwórzu,

.

I tak wnet całe podwórze pierzem się zapełniło,

Że część jego nawet na sąsiednie działki doleciała

I nie zauważył Misiek podwórza pierza pełnego,

Od najczystszego śniegu bielszego…

.

I tylko dziwiła się siedząca na gałęzi sowa,

Skąd nagle w środku lata zima całkiem nowa,

Lecz wszyscy sąsiedzi, którzy w okolicznych domach spali,

Zimy w środku lata za nic się nie spodziewali,

.

Jak co noc smacznie tylko spali,

O czekającej ich niespodziance pojęcia nie mieli

I po przebudzeniu wszyscy się zdziwili,

Gdy zobaczyli w środku lata za oknami śnieg biały.

.

I że śni nadal w łóżku niejeden pomyślał,

Zanim po namyśle w materii tejże bieli się nie zorientował,

I zaraz jakoś mój Misiek stał się głównym podejrzanym,

Lecz ten ze świtem zasnął snem kamiennym,

.

Całonocnymi wojażami wielce zmęczony,

Poczynionego przez siebie zamieszania nieświadomy

I mnie niezwykły ten widok zdziwił niepomiernie,

Kiedy rano jak co dzień przed dom swój wyszedłem…

.

Kiedy po latach do wspomnień z dzieciństwa się uśmiecham,

Mojego wiernego druha ze łzą w oku wspominam,

Wspominam zarazem tę w środku lata zimę

I z dzieciństwa jakże wspaniałą przygodę...

.

I ani Dziadek Mróz ani Królowa Śniegu,

Nie dorównują mojemu psiemu druhowi wspaniałemu,

Bo tylko on potrafił w środku lata słonecznego,

Wyczarować całe podwórze puchu śnieżnobiałego!