Proroczy sen? - część2

Marta Zdrada
09.27.2010 21:27·~ 4 min. czytania

Życie toczyło się swoim torem. Dni mijały na tyle szybko, że prawie nie wracałam myślami do tamtych wydarzeń. Opieka nad córeczką i moszczenie wspólnego gniazdka wypełniały mój i tak mocno nadwyrężony czas. Marzyłam, żeby się porządnie wyspać.
Z mamą widywałyśmy się prawie codziennie. Dzieliło nas tylko kilka uliczek. Kiedy mąż wracał z pracy, umawiałam się na wieczorny spacer z psem i zawsze po nią wstępowałam. Tak miało być i tej październikowej soboty.

Kiedy wchodziłam do domu rodziców, od progu przywitał mnie cudowny zapach pieczonego ciasta. Mama siedziała w kuchni na taborecie. Nie wyglądała dobrze.
- Co Ci jest?- zapytałam.
- Wiesz, niedobrze mi jakoś, pewnie zaszkodziły mi te łazanki. Zjadłam je tak łapczywie.
- Mamuś, strasznie jesteś blada, może się położysz?
- Dobrze, tylko muszę iść do łazienki, rozbolał mnie żołądek.

Zaprowadziłam mamę i na wszelki wypadek czekałam pod drzwiami. Byłam dziwnie niespokojna.
- Może zadzwonię po pogotowie?
- Nie trzeba, zaraz mi przejdzie. Idź do kuchni, sprawdź placek w piekarniku. Specjalnie zrobiłam drożdżowe ze śliwkami- takie jak lubicie.

Wyszłam na moment i wyciągnęłam ciasto w ostatnim momencie.

- Już się upiekło, wygląda smakowicie. Wracam, pomogę Ci dojść do łóżka. Ty się położysz, a ja wyjdę dzisiaj z psem.

*

- Tatuś, rozściel łóżko, idę po mamę. Jak się położy, to ogarnę trochę kuchnię.
- Zajrzyj do łazienki szybko, coś tam za cicho- powiedział ojciec.

Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, weszłam.
- Pomóż mi wstać córeczko, nie dam rady sama.

W momencie, kiedy ją podnosiłam , mama straciła przytomność i całym ciężarem ciała osunęła się na podłogę. Nie dałam rady jej utrzymać. Przewracając się, uderzyła twarzą o wannę.

-Tato, szybko pomóż mi, mama zemdlała!

Próbowaliśmy oboje ją podnieść, ale tak się zaklinowała- nie mogliśmy sobie poradzić...
Pobiegłam po sąsiada, a sama próbowałam wezwać pogotowie. Nikt do kogo pukałam, nie miał w domu telefonu, a najbliższa budka była przy głównej ulicy.

Czekałam chyba całą wieczność pod klatką i patrzyłam na rozgwieżdżone niebo. Nigdy jeszcze się tak nie modliłam. I wtedy zobaczyłam spadającą gwiazdę.
Wiedziałam, czułam to cała sobą- gasło życie mamy.

Lekarz zrobił co było możliwe. Niestety, serce nie ruszyło.

Potem jakbym była w letargu. Strzępy słów, siostra prosi o rzeczy dla mamy, brat uspokaja ojca. Pies skomli pod stołem.

Boże, to niemożliwe. To koszmarny sen, chce się obudzić. Mamo, mamusiu!
- Miałaś żyć 94 lata, cyganka Ci wywróżyła…
- Nie zostawiaj mnie…
- Nie możesz…


Teraz wiem, że musiała. Zawarła układ ze Śmiercią, aby ocalić moja śliczną córeczkę.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam potęgę matczynej miłości. Zrozumiałam i sama tego doświadczyłam już niedługo potem. Przeznaczenie już szykowało dla mnie kolejny scenariusz…

Nie ma takich słów, które oddadzą to, co chce Ci powiedzieć MAMUSIU!