Proroczy sen? - część2
Życie toczyło się swoim torem. Dni mijały na tyle
szybko, że prawie nie wracałam myślami do tamtych wydarzeń. Opieka nad
córeczką i moszczenie wspólnego gniazdka wypełniały mój i tak mocno
nadwyrężony czas. Marzyłam, żeby się porządnie wyspać.
Z mamą widywałyśmy się prawie codziennie. Dzieliło nas tylko kilka
uliczek. Kiedy mąż wracał z pracy, umawiałam się na wieczorny spacer z
psem i zawsze po nią wstępowałam. Tak miało być i tej październikowej
soboty.
Kiedy wchodziłam do domu rodziców, od progu przywitał mnie cudowny
zapach pieczonego ciasta. Mama siedziała w kuchni na taborecie. Nie
wyglądała dobrze.
- Co Ci jest?- zapytałam.
- Wiesz, niedobrze mi jakoś, pewnie zaszkodziły mi te łazanki. Zjadłam
je tak łapczywie.
- Mamuś, strasznie jesteś blada, może się położysz?
- Dobrze, tylko muszę iść do łazienki, rozbolał mnie żołądek.
Zaprowadziłam mamę i na wszelki wypadek czekałam pod drzwiami. Byłam
dziwnie niespokojna.
- Może zadzwonię po pogotowie?
- Nie trzeba, zaraz mi przejdzie. Idź do kuchni, sprawdź placek w
piekarniku. Specjalnie zrobiłam drożdżowe ze śliwkami- takie jak
lubicie.
Wyszłam na moment i wyciągnęłam ciasto w ostatnim momencie.
- Już się upiekło, wygląda smakowicie. Wracam, pomogę Ci dojść do łóżka.
Ty się położysz, a ja wyjdę dzisiaj z psem.
*
- Tatuś, rozściel łóżko, idę po mamę. Jak się położy, to ogarnę trochę
kuchnię.
- Zajrzyj do łazienki szybko, coś tam za cicho- powiedział ojciec.
Zapukałam i nie czekając na odpowiedź, weszłam.
- Pomóż mi wstać córeczko, nie dam rady sama.
W momencie, kiedy ją podnosiłam , mama straciła przytomność i całym
ciężarem ciała osunęła się na podłogę. Nie dałam rady jej utrzymać.
Przewracając się, uderzyła twarzą o wannę.
-Tato, szybko pomóż mi, mama zemdlała!
Próbowaliśmy oboje ją podnieść, ale tak się zaklinowała- nie mogliśmy
sobie poradzić...
Pobiegłam po sąsiada, a sama próbowałam wezwać pogotowie. Nikt do kogo
pukałam, nie miał w domu telefonu, a najbliższa budka była przy głównej
ulicy.
Czekałam chyba całą wieczność pod klatką i patrzyłam na rozgwieżdżone
niebo. Nigdy jeszcze się tak nie modliłam. I wtedy zobaczyłam spadającą
gwiazdę.
Wiedziałam, czułam to cała sobą- gasło życie mamy.
Lekarz zrobił co było możliwe. Niestety, serce nie ruszyło.
Potem jakbym była w letargu. Strzępy słów, siostra prosi o rzeczy dla
mamy, brat uspokaja ojca. Pies skomli pod stołem.
Boże, to niemożliwe. To koszmarny sen, chce się obudzić. Mamo, mamusiu!
- Miałaś żyć 94 lata, cyganka Ci wywróżyła…
- Nie zostawiaj mnie…
- Nie możesz…
Teraz wiem, że musiała. Zawarła układ ze Śmiercią, aby ocalić moja
śliczną córeczkę.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam potęgę matczynej miłości. Zrozumiałam i
sama tego doświadczyłam już niedługo potem. Przeznaczenie już szykowało
dla mnie kolejny scenariusz…
Nie ma takich słów, które oddadzą to, co chce Ci powiedzieć MAMUSIU!
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -