Przemyślenia o czasie

Lothrien
17.19.2010 19:19·~ 3 min. czytania

Wiesz, kiedy pada ... Kiedy pada, lubię siedzieć na krawężniku i opowiadać ci, jaki jest świat. Uwielbiam snuć te śliskie opowieści, co to wyślizgują się z pomiędzy palców, z pomiędzy zmysłów, z pomiędzy jakichkolwiek ram i norm. Opowiadam ci wtedy o tych słodkich, lepkich czasach, kiedy wszędzie panoszył się Czas.O tym, jak pozbył się swojego pana i cichym szeptem przejął władze nad ludźmi. Opowiadam ci o tych licznych morderstwach, o Honorze, Dumie, Miłości i Męstwie , którzy polegli nie bez walki. Polegli, choć nikt nie wystawił im pomnika, nikt nie pochował ich na Wawelu. Czas skruszył pamięć o nich… Wiesz, lubię zawieszać głos… Unieść wzrok znad nieba zamkniętego w kałuży, spojrzeć ci w oczy i zaryzykować myślą, że Czas tu nic nie wskóra. Potem znów mówię. O tym , jak próbują się odrodzić, o tym, jak są duszeni i gnojeni, wśród błota i kurzu obecnych i zamierzchłych czasów. Cichym głosem maluję płonące miasta, nad odwiecznymi , gładkimi jeziorami. Powtórnie daję życie im wszystkim, daję głos , którym krzyczą , daję ręce, którymi uspokajają swoich najbliższych. Na krótką chwilą znowu żyją, znów wiją się w agonii, po to , by umrzeć wraz z ostatnim dźwiękiem moich słów. Wędruję słownymi dłońmi po zimnych skałach korzeni najstarszych gór. Potem znów wracam, z biegiem rzek. Opowiadam Ci, jak ludzie buntują się, jak kradną Czasowi choć najmniejsze chwile. Próbują go zatrzymać, dosiąść go, ściągnąć lejce. Usiłują go kontrolować, narzucają jakieś absurdalne ramy. A on kpi z nich, wlecze się niezmiernie, gdy zrozpaczeni kochankowie czekają na spotkanie, gna bezczelnie gdy się spotykają, ledwie zdążą złapać się za rękę, skraść niewinny ( mniej lub bardziej ) pocałunek i już… Bim, bam, bom.. Wybija godzina, czas rozstania. Czas nienawidzi szczęśliwych, na szczęście jest ich już coraz mniej, ubywa ich z każdym dniem. Bo oni Czas ignorują, nie liczą go , nie dodają, nie jęczą , że go za mało, za dużo. Czas wybija rytm życiu i ziemi, narzuca się pulsującym drganiem, zaprząta myśli, zaprowadza chaos. Ludzie potrzebują go, „potrzebuję więcej czasu” mawiają. A on zręcznie umyka i pędzi z dzikim śmiechem nad pustynnym pustkowiem, ze świstem przelatuje przez chatkę bezzębnego pustelnika, trzaska drzwiami, przewraca dzban z wodą, potem znów wraca, znów umyka i tak wciąż… W końcu dochodzi do absurdów, ludzie obwiniają siebie nawzajem, wykrzykują „zabierasz mi mój cenny czas!”. A on świetnie się bawi i gna dalej. A czasami… Czasami, tak jak dziś, przycupnie gdzieś na chodniku… Przybierze postać żebraka, takiego, jak ten o tam.. Widzisz? W zziębniętych dłoniach trzyma kubek kakao. Zegary mają na niego uczulenie, zobacz , czy w twoim nie stanęły wskazówki? Albo nie, czekaj. Zostaw, niech pozostanie on domysłem… O własnie tak. Myślisz, że taraz dałby się schwytać? Wiesz, opowiem ci coś jeszcze… Mamy dość czasu, zanim przestanie padać i wszystko zniknie. Zanim przestaniemy odbijać się w kałużach, zanim do końca wypalą się nasze marzenia… Zanim będziemy musieli odejść.