Codzienne Boga problemy
Na początku była ciemność. Czarna sadza zalegała wszędzie, nie opatulała co prawda, bo nie miała czego. A pośrodku tej ciemności była świeczka. Cienka i wysoka, z niezapalonym knotem. I tak trwała owa świeczka w tej ciemności, nie wiedząc nawet że jest centrum wszech ciemności. Bo choć ciemność nie miała ani początku , ani końca, świeczka niezmiennie stanowiła jej środek. Raz do ciemności przywędrowało światełko. Drżące ono było i płochliwe. Zetknęło się ono z knotem świecy i tak… stała się jasność. Ciemność rozproszyła się częściowo, lecz ukazała tylko pustkę. Świeca zaczęła się topić. Wosk który z niej spłynął uformował kulę, która umieszczona była na okrągłym torze. Nagle powiał wiatr i kula zaczęła powoli obracać się po torze. Tak powstała Ziemia , a resztą zajął się Bóg.
Bóg siedział przed ekranem komputera i przeglądał skrzynkę pocztową. Z niesmakiem stwierdził, że ludzie ostatnimi czasy nie wysyłają do niego tylu podziękowań i próśb co kiedyś. Zaczęli być za bardzo zadufani w sobie i pewni, że wszystko co na Ziemi to tylko ich zasługa. Bóg pokręcił z niedowierzeniem głową. Włączył telewizor. Orłoś podawał właśnie poważnym głosem informacje z ostatnich chwil.
- Spłonął market w Zabrzu. Tuz po północy z czwartku na piątek spłonęło centrum handlowe M1. Do dziś nie wiadomo co było przyczyną pożaru…
- Na drogach zginęło ponad siedemdziesiąt osób, doszło już do ponad pięciuset wypadków. Zatrzymano dziewięciuset czterdziestu pijanych kierowców. Bilans tych świąt jest tragiczny. Już teraz wiadomo, że statystyki będą gorsze niż rok temu…
-Liczba ofiar wybuchu w domu mieszkalnym w Eupatorii na Krymie zwiększyła się do 27, jest wśród nich troje dzieci. Pod gruzami zginęły całe rodziny, w tym jedna składająca się z pięciu osób. Piątek jest na Ukrainie dniem żałoby narodowej…
Bóg ze złością wyłączył odbiornik. Usiadł przy ekranie komputera i włączył program "people 2". Otworzył okienko tworzenia i zamyślił się głęboko. Asertywność powiększył na max. Istota na ekranie okręcała się w kółko. Bóg zabarwił jej skórę na żółto, oczy stały się ukośne. Bóg zaprogramował jego Los. Gdy dziecko podrośnie zaczną pojawiać się w jego głowie odpowiednie myśli i potrzeba zrobienia czegoś dla dobra ludzkości. Następnie powstało dziecko o ciemnej skórze. Bóg dał mu takie same cechy charakteru jak pierwszemu. Niezłomność, wysoka asertywność, miłość i poświęcenie oraz zrozumienie. Stworzył jeszcze kilkoro takich dzieci. Później otworzył okienko wyszukiwarki i zaczął szukać domów dla Jego pomocników. Jedno urodzi się w Kairze, drugie na Ukrainie, trzecie w Chinach. W Londynie, Wenecji i Polsce.
W sumie Bóg stworzył sześciu wybawicieli. Nacisnął ikonkę "stwórz" i zatarł z niecierpliwością ręce. Miał nadzieję , że wszystko potoczy się tak jak zaplanował. Wyłączył komputer i wziął narzędzia oraz słoik ozonu. Powiększająca się dziura bardzo go irytowała. Przecież mógł w nią nieostrożnie wdepnąć i złamać nogę. Zresztą odgłosy z ziemi wcale nie pomagały mu w odpoczynku. Ludzi coraz bardziej go denerwowali. Ich niezrozumiałe krzyki były nie do zniesienia. Będzie musiał uformować myśl o nowych filtrach na kominy fabryk i innowacyjnych paliwach. Potem wystarczyło tylko wcisnąć ją do głowy jakiemuś wpływowemu człowieczkowi. Po jego śmierci nazwą go geniuszem tak jak tego jak mu tam było, Einsteina. A wszystko dlatego, że akurat wtedy nawalił program w komputerze, Vista jednak nie nadawała się do pracy . No i zamiast rozesłać pomysły dla całej wsi gdzieś w Etiopii umieścił je w głowie jednego marnego śmiertelnika. Później Bóg wrócił do sprawdzonego xp. Pilnował żeby takie wypadki nie zdarzały się zbyt często. No ale każdy czasem ma ciężkie dni i powstawali tacy ludzie jak Edison czy Alcybiades. Bóg westchnął do swoich myśli i zaczął łatać dziurę ozonową papką. Marzył już tylko o szklance zimnej coca-coli z lodem i hot-dogu. A tam na dole, w zupełnie różnych krańcach świata zupełnie obce sobie kobiety robiły test ciążowy , pozytywny. Wybawiciele byli już w drodze.
Później Bóg znów usiadł przy komputerze i sprawdził pocztę. Była jedna wiadomość.
" Boże, w sklepie znów nie było moich ulubionych bułeczek. Skoro naprawdę istniejesz to zrób coś z tym. Zaczynam wątpić w Ciebie. "
Bóg zdębiał z wrażenia. To przekraczało wszystkie granice, było oburzające! Ze złością wyłączył komputer. Wszedł do ogródka. Maria zajęta była podlewaniem Afryki. W dłoni dzierżyła metalową konewkę. Bóg pokręcił z dezaprobatą głową. Maria miała strasznie słabą pamięć i podlewała Ziemię wtedy gdy jej się przypomniało. W między czasie na dole panowała susza. Najbardziej cierpiała na tym Afryka , o której kobieta notorycznie zapominała. Bóg krzyknął do żony.
- Mario! Mam tego dość. Te niewdzięczne, grzeszne stworzenie są nie do zniesienia. Niech sobie robią co chcą. Mam ich głęboko w czterech literach. Zobaczymy jak sobie poradzą. Pakuj się! Wyjeżdżamy na wczasy. - Maria uśmiechnęła się z przekąsem ale pośpieszyła pakować walizki. Bóg wszedł do swojego biura i ogarnął wzrokiem całe pomieszczenie. Otworzył wielkie pudło i wziął do ręki sześć kart pamięci. Na nich zapisywało się życie nowo stworzonych wybawicieli. Wsunął karty do kieszeni i złapał notebooka z półki. Nawet gdyby chciał zajrzeć co tam na ziemi słychać nie mógłby bo jego notebook nie obsługiwał takich programów jak "people 2". A tym bardziej z rozszerzeniami "people zwierzaki" czy "people sztuka". Obejrzał się ostatni raz za siebie i wybrał numer biura podróży na swojej komórce. Wenus ostatnio była bardzo modna, za duży tam tłok, pewnie wszyscy archaniołowie się tam wybrali. Tak jak wszyscy krezusi do ziemskiej Bułgarii. Najlepszy byłby Merkury. Zatrzymał się samochodem przy bramie. Piotr sprawdził jego legitymację i otworzył bramę ogromnym kluczem życząc udanych wakacji.
W samolocie zabrzmiał elektroniczny głos robota.
- życzymy miłej podróży, proszę zapiąć pasy, za chwilę startujemy-
Bóg rozparł się wygodniej na fotelu i wyglądał przez okno. Samolot leciał pomiędzy gwiazdami, w chmurach na dole wiły się drogi i stały małe jak klocki domy. Maria obok malowała sobie paznokcie czytając artykuł "jak być piękną i młodą". Znów zabrzmiał głos robota.
- Za pięć minut lądujemy. Proszę zapiąć pasy-
Na miejscu zostali odebrani limuzyną z lotniska. Hotel był jednym z najlepszych , miał dziesięć aureoli. Apartament był wygodny i przestrzenny. Bóg od razu poszedł na zalany słońcem basen w ogrodzie. Leżał na pompowanym materacu w okularach słonecznych popijając Martini z lodem przez słomkę. Zszedł z materaca i podpłynął do brzegu. Spojrzał na leżaki ustawione pod parasolami i stanął jak wryty z wrażenia.
- Lucek, co ty tu robisz?
Postać leżąca na leżaku powoli uniosła okulary do góry. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i wstała z leżaka z rozłożonymi rękami.
- Boże, ty mój. Kopę lat się nie widzieliśmy co? Jak tam, dalej palisz moje wtyki na stosach?
Bóg opadł na sąsiedni leżak i przyłożył ręce do skroni. Nagle zaniepokoił się.
- Lucek, skoro my obaj tu jesteśmy, to kto programuje świat?
Lucyfer także się zasępił. Ale po chwili jego oblicze rozjaśnił złośliwy uśmiech.
- Zobaczymy z czyjego ziarna wyrośnie największy plon. Bez naszej pomocy.
Bóg pokiwał powoli głową i opadał znużony na oparcie. Lucek pokręcił z politowaniem głową. Wyciągnął w kierunku Boga cygaro i podał mu ogień. Bóg co prawda wolał zwykłe fajki, ale cygaro tez mogło być. Zaciągnął się dymem i nareszcie od wielu wieków się odprężył.
Skomentuj utwór (0)
- Zaloguj się, aby móc komentować utwory innych użytkowników -